Jędrzej Bielecki: W ciągu 20 lat Polsce udało się niemal podwoić dochód narodowy. To wynik, którego nie osiągnął żaden kraj postkomunistyczny. Dlaczego okazaliśmy się najlepsi?

Reklama

Witold Orłowski: Zadziałała kuracja wstrząsowa. Po upadku komunizmu dochód narodowy spadał u nas najkrócej i najmniej. A potem, od 1994 roku, mieliśmy w zasadzie najszybszy wzrost gospodarczy poza republikami bałtyckimi, które jednak w bezprecedensowej skali dotknął kryzys finansowy.

To zasługa naszych drobnych przedsiębiorców, którzy zaczynali od "szczęk"?

Nie tylko. Nawet w wielkich przedsiębiorstwach państwowych bardzo szybko dostrzeżono konieczność przeprowadzenia zmian. Podczas gdy socjalistyczni dyrektorzy w Czechach czy na Węgrzech czekali, aż państwo da im pieniądze, u nas szykowano się do prywatyzacji, bo władze stworzyły warunki, w których każdy musiał radzić sobie sam.

Reklama

To zasługa Leszka Balcerowicza?

My lubimy przypisywać zasługi jednej osobie. Ale prof. Balcerowicz firmował pracę znacznie większej grupy ludzi. A i z tego by nic nie wyniknęło, gdyby nie entuzjazm całego społeczeństwa po upadku komunizmu oraz przekonanie, że nie ma innej drogi, że bez radykalnych zmian cała gospodarka się po prostu rozpadnie.

Sytuacja naszego kraju w porównaniu z sąsiadami była w 1989 r. rzeczywiście tak zła?

Reklama

Zdecydowanie najgorsza. Nikt nie miał takiego długu zewnętrznego i wewnętrznego, takiej inflacji, tak rozregulowanej gospodarki. Porównywać możemy się jedynie z krajami postsowieckimi, które z ramach ZSRR na same zbrojenia wydawały 15-20 proc. swojego PKB. Dla nich szok spowodowany rozpadem systemu był ogromny.

A więc Czesi czy Węgrzy spoczęli na laurach?

Ich sytuacja w 1989 r. była zdecydowanie łatwiejsza, dlatego trudniej było tamtym rządom przekonać społeczeństwo do skoku na głęboką wodę. Polaków przedsiębiorczości nauczyły paradoksalnie ostatnie lata komunizmu. Wtedy działalność gospodarcza na własną rękę była nie tylko jedynym sposobem na godne życie, ale także sposobem oporu wobec dyktatury.

Czy można było wykorzystać lepiej ostatnie 20 lat?

Nigdy w historii nie mieliśmy tak szybkiego tempa rozwoju. A i tak są to dane niedoszacowane. Bo przecież duża część spadku zanotowanego na początku lat 90. odzwierciedla tak naprawdę tylko zlikwidowanie komunistycznego marnotrawstwa, produkcji zbrojeniowej i innych, nikomu niepotrzebnych rzeczy. Trzeba sobie uświadomić, że w 1939 r. dochód narodowy Polski byłby tylko minimalnie większy niż w 1918 r.

Dziś poziom rozwoju Polski to nieco więcej niż połowa tego, który mają Niemcy. To dobry wynik?

Przed wojną Polska w obecnych granicach osiągała około 40 proc. poziomu rozwoju ówczesnych Niemiec. Przez cały okres komunistyczny ta relacja się nie zmieniła. Dopiero w latach 80. nastąpiło załamanie tak, że w 1989 r. mieliśmy jedynie 1/3 poziomu bogactwa RFN. Przez ostatnie 20 lat osiągnęliśmy więc jakościowy postęp.

W nadchodzących 20 latach możemy nadal równie skutecznie gonić Niemcy?

Rezerwy proste już wyczerpaliśmy. Od kilku lat rozwijamy się głównie dzięki nowym inwestycjom i eksportowi. To może nam zapewnić szybkie tempo wzrostu jeszcze przez 10 lub 20 lat. Ale kiedy koszty pracy zbliżą się do niemieckich, tylko gospodarka oparta na wiedzy pozwoli nadal gonić naszych sąsiadów.

Rosjanie i Ukraińcy żyją dziś gorzej, niż gdy rozpadał się komunizm. Dlaczego?

Dla mnie to jest przerażający wynik. Oznacza on, że do tej pory nie zdołali oni zbudować funkcjonującej gospodarki rynkowej, co Polsce zajęło zaledwie 3-4 lata. Myślę, że gdyby Rosjanie wiedzieli, że po 20 latach nadal nie będą bogatsi niż w chwili rozpadu, zrobiliby wszystko, aby utrzymać ZSRR.