Pierwszą taką kwestią był ogłoszony przez premiera i podchwycony przez ministra Rostowskiego pomysł jak najszybszego wejścia Polski do strefy euro. Rozpoczęły się przygotowania, ale od początku było jasne, że projekt ten jest nie tylko niecelowy, lecz nierealny. Musiał minąć rok, by rząd się zgodził z tą oceną. Dlaczego dobrze się stało, że ten projekt nie wypalił? Bo deklaracja premiera, na rok przed kryzysem, oznaczała, że gdyby Polska podjęła kroki w planowanym czasie, weszlibyśmy do tunelu walutowego przy relatywnie mocnej złotówce i dzisiaj mielibyśmy recesję. Choć dostosowanie kursowe nie zawsze jest dobre, nie ulega wątpliwości, że zapobiegło w najgorszym momencie głębokiemu spadkowi polskiego eksportu. Eksport stał się pierwszorzędnym czynnikiem, który przesądził o tym, że nie mamy recesji.
Druga rzecz, która się, dzięki Bogu, nie udała, to zmniejszenie wydatków budżetowych. Sztywne wydatki przesądziły, że w tym roku deficyt będzie przypuszczalnie dwa razy większy, niż rząd poprzednio zakładał. Jest faktem, że wydatki są w znacznej mierze niezależne od dochodów. Większy deficyt skompensował istotną część ubytku popytu prywatnego. Oczywiście, pojawią się konsekwencje, które trudno ocenić optymistycznie, ale w krótkim okresie jest to czynnik, który także zapobiegł recesji. Rząd się tym szczyci, ale nie jest to bynajmniej rezultat zaplanowanych działań. Najpierw rząd próbował przekonywać nas, że deficyt będzie niski mimo trudnej sytuacji w światowej gospodarce. Teraz obawiam się, że nie robi się niczego, by stworzyć zabezpieczenie przed deficytem rzeczywiście niebezpiecznym.
Niepokoi mnie połączenie mocnych fundamentów ideologicznych z myśleniem krótkoterminowym. Trudno dzisiaj spotkać ekonomistów, którzy nie są zgodni co do tego, że nie nastąpi zderzenie z normą ostrożnościową, jeśli chodzi o dług publiczny. Ale właśnie zaostrzono działanie tej normy. Zaostrzenie doprowadzi do tego, że normę trzeba będzie uchylić, bo jest to ekonomicznie mniejsze zło. Ale to na pewno zostanie zauważone jako ewenement przez firmy ratingowe. Reakcja firm ratingowych wpłynie z kolei na decyzje inwestorów.
Rząd chwali się tym, że nie ma recesji. Rzeczywiście. Jeżeli mógłbym cokolwiek zalecać, to podpowiadałbym politykę z wyobraźnią, czyli budowanie wariantu zapasowego. I stawianie prawdziwej tamy, jeśli chodzi o deficyt. Bo nawet jeśli w Polsce nie będzie się realizował scenariusz pesymistyczny, tylko umiarkowany, to w przypadku finansów publicznych sytuacja będzie dramatyczna. Musimy akceptować wysoki deficyt, ale nie dowolnie wysoki. I dla rynków światowych, i dla krajowej gospodarki ważne jest, by pokazać, że postawiona została tama, której nie przerwie nawet wysoka woda.