Grzegorz Osiecki : Michał Boni mówi, że na zmianie zarządzania budżetowymi pieniędzmi, możemy uzyskać nawet 10 mld zł. to ogromne pieniądze. Czy to realne?

Reklama

Prof. Stanisław Gomułka: Wydaje mi się, że oszczędności będą mniejsze. Ale ważne jest też, że z punktu widzenia kryteriów z Maastricht i wchodzenia Polski do strefy euro to ruch bez znaczenia. Bo w przypadku euro chodzi o systematyczne obniżanie deficytu. A to posunięcie może wpłynąć jedynie na obniżenie wydatków w jednym roku, ale nie pozwoli zmniejszyć tzw. deficytu strukturalnego. Więc to jest jakaś pomoc na krótką metę i pewnie należy to zrobić. Nawet jeśli nie rozwiązuje to naszych problemów w dłuższej perspektywie. Tu nie mam wątpliwości merytorycznych.

Czyli istotą tego ruchu jest to, że pozbieranie pieniędzy z różnych kont i przeznaczenie ich na bieżące wydatki budżetu pozwoli na opóźnienie emisji papierów finansujących dług?
Tak, on sprowadza się do tego, że mniejszą ilością gotówki możemy obsłużyć te transakcje i rzeczywiście w momencie takiej konsolidacji powstają oszczędności, bo nie musimy mieć tyle pieniędzy.

Czyli to jednorazowy ruch?
Tak, to nie będą oszczędności systematyczne. On sprowadza się do tego, że ściągając takie wolne zasoby z różnych kont możemy mieć mniej pieniędzy do dyspozycji, by obsłużyć jednostki budżetowe. Ale po tym jak to zrobimy, w kolejnym roku już nie mamy tych oszczędności. Centralizacja i lepsze zarządzanie tymi pieniędzmi może przynieść oszczędności w 2010 roku.

Reklama

Rząd chce też zmienić klasyfikację długu, tak, by obligacje, które kupują OFE nie zwiększały długu sektora finansów publicznych. Czy te posunięcia mogą uratować rząd przed przekroczeniem 55 proc. progu ostrożnościowego w 2010 roku?
Tak. Ale tu jest pewna niekonsekwencja w polskim prawie. Pieniądze przekazywane do OFE nie są wliczane do deficytu budżetowego, ale za to są do długu publicznego. To, co proponuje Boni, oznacza rozwiązanie sprzeczności, ale to krok wstecz wobec prawa unijnego. Oczywiście coś można zyskać z punktu widzenia progu ostrożnościowego i doraźnego bezpieczeństwa finansów publicznych, ale z punktu widzenia wiarygodności Polski jako dłużnika i w ogóle problemu finansów publicznych to nic nie rozwiązuje.

To co powinien zrobić rząd?
Problemem do rozwiązania to przyrost długu publicznego. To sumy rządu 100 miliardów zł rocznie. A z tych dwóch posunięć jedno to historia księgowa a drugie to ruch na jeden rok. One mogą pomóc w odsunięciu przekroczenia granicy 55 proc w przyszłym roku. Ale potrzebne są inne działania w pakiecie, takie jak np. zmiany w systemie emerytalnym, choć tu też oszczędności nie będą szybko.

p

prof. Stanisław Gomułka - ekonomista, były wiceminister finansów w rządzie Donalda Tuska