Poparcie Polaków dla rządu Donalda Tuska systematycznie spada. I trudno tu mówić o chwilowym załamaniu – liczba osób niechętnych rządom PO powiększa się od kilku tygodni, coraz słabsze notowania ma również szef gabinetu.

Reklama

Coraz niższe słupki sondaży powinny niepokoić polityków Platformy tym bardziej, że jeśli zestawimy je z notowaniami poprzednich rządów, zwłaszcza gabinetu Leszka Millera i Jerzego Buzka, widać, że trendu spadkowego zatrzymać nie sposób.

Siłą ugrupowania Donalda Tuska jest to, że dla rządów Platformy wciąż nie ma alternatywy. Niezależnie od tego, jak zawzięcie będą tupać nogami wyborcy, jak głośno krzyczeć, że rząd do niczego się nie nadaje, jak chętnie wygłaszać złośliwe komentarze na temat nieróbstwa koalicji, nic z tych okrzyków i złośliwości póki co nie wynika. Poza zadeklarowanymi sympatykami, wyborcy rozczarowani rządami PO nie zagłosują przecież na PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego „poluje” w innym elektoracie. Ma ustaloną grupę wyborców i wszystko wskazuje na to, że liderzy PiS niczego więcej nie chcą poza utrzymaniem w parlamencie kilkudziesięciu foteli. Nie ma też żadnego powodu by sądzić, że zniechęceni wyborcy Platformy zaczną popierać SLD. Ci, którzy coraz mniej mają sympatii dla Platformy popadną raczej w odrętwienie, polityczną hibernację. Może powtorzyć się taka sama sytuacja jak z SLD. W 2001 roku głosowało na nią 42 proc. wyborców, którzy w 2005 roku się rozpłynęli lub wycofali.

Bierni, bo znudzeni

To skutek przeciwny do politycznego zaangażowania społeczeństwa, jaki przeniósł sprzeciw wobec polityki realizowanej przez rząd Kaczyńskiego. Populistyczne rządy, najczęściej agresywne w swojej propagandzie i stawiające radykalne tezy, wpływają na mobilizację elektoratu. Dzieje się tak nie tylko w Polsce. PiS przegrało, ponieważ jej lider wybrał bardzo niebezpieczne narzędzie politycznej walki, doprowadził do polaryzacji sceny politycznej. Słowa Kaczyńskiego wywoływały tak silną falę sprzeciwu, że rządy PiS nie wytrzymały jej naporu.

Platforma jest dość łagodna w swoim, jak to nazywa, miękkim populizmie - irytuje ludzi, ale nie wywołuje tak wielkich namiętności jak poprzednicy. Nie ma powodu, żeby nie cierpieć Tuska, tak jak się nienawidziło Kaczyńskiego. A jeśli Polacy nie poczują silnych emocji, zamiast aktywnie włączać się w politykę, będą od się z niej wycofywać. Jedynie część obywateli będzie czuła się zobowiązana do głosowania, reszta w dniu wyborów zostanie w domach. I muszę przyznać, że sam należę do tej obojętniejącej wobec polityki grupy.

Czytaj dalej >>>

Reklama



Mimo głębokiego obywatelskiego zaangażowania po raz pierwszy towarzyszy mi poczucie, że nie mam na kogo głosować. Zaczyna brakować nawet tej negatywnej motywacji: ze strachu przed rządami jednego ugrupowania można oddać głos na ich politycznych przeciwników, nie chcąc widzieć u władzy jednej partii, można zwrócić się ku jej konkurentom. Dzisiaj jako wyborca mam poczucie, że rządzący się słabo sprawdzili, ale nie znajduję na scenie politycznej nikogo, kto mógłby im zagrozić. To swego rodzaju stabilizacja, ale stabilizacja na najniższym poziomie, która sprawia wrażenie jakby polska polityka była skuta lodem. W tym zamrożeniu nie ma miejsca na żaden ruch, nie pojawia się żadna nowa jakość. Zmienić to może jedynie poważny wstrząs taki jak rozpad jednej z wiodących partii, ale jak na razie na przełom się nie zanosi.

Ruchy odśrodkowe

Najpoważniejszym – jak sądzę - wyzwaniem jest potencjalny konflikt wewnętrzny, który grozi PO. W rozgrywce pomiędzy Tuskiem a Schetyną (a o takim trąbią media) będzie miejsce tylko na jednego zwycięzcę. W tej walce musi być przegrany. Wewnętrzne rozdarcie partii, które przekłada się na wyniki sondażowe widać zresztą gołym okiem. Wykluczenie z komisji hazardowej Beaty Kempy i Zbigniewa Wassermana, co było jedną z przyczyn spadku zaufania do PO, to właśnie efekt wewnętrznej gry w partii, a nie próby tuszowania afery przez lidera Platformy. Co nie znaczy oczywiście, że echa po jej ujawnieniu nie mają wpływu na coraz gorsze notowanie PO. Zarzut korupcji to najpoważniejsze oskarżenie, jakie może zrazić Polaków do rządzących.

Konflikt wewnątrz Platformy każe też stawiać pytania o przyszłość partii, gdy Donald Tusk stanie do wyścigu o prezydenturę. Kwestia nowego układu sił w PO powraca, bo z każdym tygodniem coraz lepiej widoczne jest napięcie w partii związane z przyszłą walką lidera o miejsce w Pałacu Prezydenckim. Tymczasem w Platformie brakuje przywódców, którzy mogliby przejąć władzę, a zarazem byli wiarygodni, odpowiedzialni i lojalni wobec Tuska. Wszyscy kandydaci, nawet jeśli posiadają jedną z zalet, to nie mają pozostałych. Konsekwentna polityka wewnątrzpartyjnej uniformizacji i wycinania indywidualności doprowadziła do tego, że PO brakuje silnych osobowości – nagle okazuje się, że na jednorodnym partyjnym tle najbardziej wyróżnia się Janusz Palikot, który z kolei nie ma szans na objęcie przywództwa. Na czele ugrupowania stanąć może Jan Krzysztof Bielecki, a wtedy konieczna będzie jeszcze silniejsza kontrola aparatu partyjnego, by działał zgodnie z wolą Tuska.

Program. Jaki program?

Zmniejsza się zaufanie społeczeństwa do nudnej Platformy, również premier traci sympatię Polaków. Choć jest zręcznym politykiem, wyborcy poza stanowczym tonem nie dostrzegają niczego równie zdecydowanego w jego postawie. A Polacy oczekują od szefa rządu, że jego gabinet rozwiąże choćby niektóre podstawowe problemy. Wyborcy już zbyt wiele razy słyszeli, że istnieje program naprawczy, teraz mówią „sprawdzam”. Premier wygłosił wielogodzinne expose. Było to zresztą jedyne przemówienie premiera, bo nie stara się on nadmiernie zaprzątać sobą uwagi obywateli.

Czytaj dalej >>>



Dziś ponad połowa Polaków nie wierzy w politykę gospodarczą rządu. Bez względu na to ile razy Tusk będzie się fotografował na tle mapy Europy, na której Polska jest jedynym krajem zaznaczonym na zielono, notującym słaby, ale jednak wzrost gospodarczy, Polacy zdają sobie sprawę z tego, że kryzys się nie skończył i nie wiadomo, jakie będą jego konsekwencje. Zapowiada się wzrost bezrobocia, ucinane są budżety wszystkich instytucji. Przyszły rok może być najgorszy od lat, a rząd nie podjął prób reform związanych z pieniędzmi publicznymi.

Nic więc dziwnego, że wyborcy mogą szukać alternatywy, a skoro jej nie znajdują, rezygnują z uczestnictwa życiu politycznym. Nie chodzi bowiem o nową propozycję programową. Programy poszczególnych ugrupowań różnią się dziś szczegółami - co do tego, jakie są zasadnicze wyzwania i jak bardzo potrzebna jest modernizacja kraju mamy właściwie zgodność od prawa do lewa. Różnica tkwi w stylu prezentacji tych programów i wiarygodności firmujących je osób. Jeśli pojawi się grupa, która przedstawi swoje racje w sposób umiarkowany, rzeczowy, bez demagogii, choć oczywiście z odpowiednią dawką populizmu, ma szanse na zaskarbienie sobie sympatii wyborców. Polska polityka, która jest dalece spersonalizowana, ciągle cierpi na niedosyt postaci budzących społeczne zaufanie. Skoro głosujemy nie na formację, tylko na lidera, a upadek przywódcy pociąga za sobą klęskę lub wręcz zanik partii, to jak możemy spodziewać się, że pojawi się w polskiej polityce nowa jakość? Powstające projekty polityczne wciąż firmowane są przez te same twarze. Ci sami panowie, zwykle po piędziesiątce orędują, przemawiają zachowując się tak, jakby ich biografie były bez znaczenia, jakby do tej pory za nic nie ponosili odpowiedzialności.

Żona, partia i charakter

A że pięćdziesięcioparoletniemu mężczyźnie łatwiej zmienić żonę czy partię niż charakter, nie spodziewałbym się szczególnej przemiany, która miałaby się stać w najbliższym czasie udziałem czy to koalicji, czy opozycji. Nawet jeśli politycy obecni na polskiej scenie od lat zaproszą do współpracy liczne grono psychologów i specjalistów od wizerunku, nie uda im się zmienić sposobu, w jaki odbierają ich wyborcy.

Wyborców, z pewnością mnie, w pewnym sensie nie interesuje, kto nami rządzi (oczywiście nie życze sobie oglądać więcej panów Suskiego czy Gosiewskiego. Na nich nie ma zgody). Wymagam natomiast od rządzących, by dokonali dokładnego inwentarzu swoich osiągnięć. I zdobyli się na to, by dla ich osiągnięcia pójść na polityczny kompromis. Dość mam tonięcia w ogólnikach, w zaklęciach i w uszczypliwościach. Wolałbym wiedzieć, na co mogę liczyć, jakie plany zostaną zrealizowane. Oczekuję, jak zwykle, rzetelnego załatwiania spraw, punkt po punkcie.