Agnieszka Sopińska: Potrafi pan wyobrazić sobie, jak wyglądałaby dziś Polska, gdyby 20 lat temu nie udało się wam wprowadzić planu Balcerowicza?
Stefan Kawalec*: Tu wyobraźnia nie jest potrzebna. Wystarczy rozejrzeć się po Europie i popatrzeć jak wyglądają kraje takie jak Ukraina, gdzie nie przeprowadzono tak kompleksowych i zdecydowanych zmian, lub takie jak Bułgaria lub Rumunia, gdzie zmiany wprowadzano z opóźnieniem, powoli i niekonsekwentnie. W chwili przełomu w 1989 r. w Polsce istniał masowy ruch „Solidarność” mający blisko 10-letnią historię i cieszący się wielkim poparciem społecznym, co było sytuacja wyjątkową w porównaniu z innymi krajami wychodzącymi z socjalizmu. Decydujące było to, że liderzy „Solidarności” poparli program, który w sposób szybki i jednoznaczny wprowadził gospodarkę rynkową, a jednocześnie powstrzymał narastanie hiperinflacji. Warto przypomnieć, że program gospodarczy rządu Tadeusza Mazowieckiego wprowadzony jesienią 1989 r. był całkowicie różny od tego o czym parę miesięcy wcześniej mówiono przy Okrągłym Stole. Wtedy „Solidarność” zajmowała stanowisko typowo związkowo koncentrując swoją uwagę miedzy innymi na wprowadzeniu tzw. „dodatku drożyźnianego”. Nie formułowano daleko idących postulatów dotyczących wprowadzenia pełnej gospodarki rynkowej i prywatyzacji.

Reklama

Nie formułowano, bo może liderom ówczesnej opozycji wydawało się to nieosiągalne
Zakładano wówczas, że w dalszym ciągu będą rządzić komuniści, a „Solidarność” będzie w kwestiach gospodarczych występowała z pozycji związku zawodowego. Jednak od chwili zakończenia obrad Okrągłego Stołu w kwietniu 1989 r. do momentu powołania rządu Mazowieckiego we wrześniu tegoż roku zarówno sytuacja polityczna jak i gospodarcza uległy zasadniczym zmianom. Po pierwsze w wyborach z czerwca 1989 zakres poparcia dla „Solidarności” zaskoczył wszystkich. Wskazany przez prezydenta Jaruzelskiego kandydat PZPR gen. Kiszczak bezskutecznie próbował utworzyć rząd. W tym czasie nadal rządził rząd Rakowskiego bez Rakowskiego, który podał się do dymisji. Rządzili więc jego ministrowie, ale bez premiera. Ten rząd 1 sierpnia 1989 r. wprowadził wolne ceny na produkty żywnościowe. Stało się to w sytuacji olbrzymiego deficytu budżetowego. W konsekwencji ceny zaczęły rosnąć, a w wyniku porozumienia Okrągłego Stołu zaczęto wypłacać „dodatek drożyźniany” co pogłębiało deficyt budżetowy i podsycało dalszy wzrost cen. Coraz bardziej uświadamiało to sobie kierownictwo „Solidarności”. Obywatelski Klub Parlamentarny powołał wówczas zespół doradczy kierowany przez prof. Janusza Beksiaka z zadaniem przygotowania programu gospodarczego.

czytaj dalej



Pan był w tym zespole?
Bezpośrednio nie. Współpracowałem z nim. W tym czasie odbywały się dyskusje i spotkania w OKP, w którym uczestniczyli profesorowie Jeffrey Sachs i Stanisław Gomułka. Te dyskusje istotnie przyczyniły się do przekonania liderów „Solidarności” i parlamentarzystów OKP o konieczności radykalnej zmiany gospodarki. Równolegle toczyła się dyskusja polityczna, której efektem była decyzja o tworzeniu rządu przez „Solidarność”. Lech Wałęsa wyznaczył Tadeusza Mazowieckiego jako kandydata „Solidarności” na premiera. Bliskim doradcą Mazowieckiego był Waldemar Kuczyński, który okres po stanie wojennym spędził w Paryżu. Mazowiecki i Kuczyński intelektualnie byli gotowi do rozstania się z gospodarką socjalistyczną. Szukali tylko osoby, która będzie wiedziała jak to zrobić i podejmie się tego działania w sytuacji, która była zupełnie nieoczekiwana. I znaleźli Leszka Balcerowicza. Polsce udało się dlatego, że od początku konsekwentnie realizowano kompleksową wizję przekształcenia gospodarki i od razu w sposób zdecydowany przeprowadzono przełomowe zmiany tworząc warunki do twardej konkurencji rynkowej. Mimo problemów i różnych dyskusji zasadniczy kierunek zmian był kontynuowany również po 1990 r. Kolejne rządy nie cofały się, co więcej kolejne ekipy dodawały do tamtych zmian elementy niezbędnych reform.

Reklama

Zostając jeszcze w roku 1989, pamięta pan moment, gdy weszliście do ministerstwa finansów?
Oczywiście, że pamiętam. Już pod koniec sierpnia, czyli jeszcze przed utworzeniem rządu Mazowieckiego zaczęliśmy pracować nad założeniami programu. Potem były trzy miesiące na wykonanie pracy, która według dzisiejszych standardów wymagałaby wielu miesięcy czy nawet lat. Trzeba było przygotować całą koncepcję, opracować zmiany w ustawach, a jednocześnie były sprawy związane z codziennym zarządzaniem gospodarką w sytuacji, gdy państwo ciągle kontrolowało szereg cen, kontrolowało kurs walutowy i funkcjonował system rozdzielnictwa. Dodatkowo szalejąca inflacja powodowała, że konieczne były nowelizacje budżetu co miesiąc. Trzeba było podejmować od razu trudne decyzje dotyczące stosunków z wierzycielami zagranicznymi, a także prowadzić negocjacje z Międzynarodowym Funduszem Walutowym i z rządami państw zachodnich, do których zwróciliśmy się o pomoc przy wprowadzaniu wymienialności złotego.

czytaj dalej

Reklama



Nie chcę, by brzmiało to patetycznie ale czy wtedy jesienią i zimą 1989 roku mieliście poczucie, że tworzycie historię?
Było oczywiste, że mamy do czynienia z historyczną chwilą. Ale nie było oczywiste, czy potrafimy tę chwilę wykorzystać. Kiedy rok wcześniej zorganizowaliśmy z inicjatywy „Solidarności” w Szkole Głównej Handlowej (wówczas zwanej Szkołą Główną Planowania i Statystyki) seminarium ekonomiczne i zastanawialiśmy się, co będzie można zrobić z gospodarką, gdy nie będzie już ograniczeń politycznych, wówczas nasze propozycje były przyjmowane z dużą sympatią, ale też traktowane jak zupełne science fiction. Wtedy nikt sobie nie wyobrażał, że za rok tamte tezy będą podstawą do tworzenia programu rządu.

To dobry moment, by przypomnieć te tezy.
Przekształcić gospodarkę socjalistyczną w otwartą gospodarkę rynkową, w której dominuje własność prywatna, wprowadzić wymienialność złotego i zapewnić trwały dostęp do rynków zagranicznych poprzez członkostwo w Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej (poprzedniczce Unii Europejskiej).

Prof. Leszek Balcerowicz w swojej książce „800 dni” wspomina, że pierwsze tygodnie po wprowadzeniu programu były nerwowe. Służby ministerstwa finansów codziennie sprawdzały ceny w sklepach i z przerażeniem odnotowywaliście, że ciągle rosną. Dopiero w drugiej połowie stycznia ktoś przyniósł wiadomość, która was uspokoiła. A brzmiała ona: jaja staniały.
Tak było. Pewne zmiany następowały bardzo szybko: zniknęły kolejki przed stacjami benzynowymi i kantorami wymiany walut. Już w pierwszych dniach stycznia w sklepach zaczęły czekać na klientów pralki, lodówki i inne towary przemysłowe które wcześniej były niedostępne. Natomiast ceny artykułów żywnościowych przez pierwsze dwa tygodnie stycznia rosły. Dopiero w trzecim tygodniu zaczęły się stabilizować. Wtedy wyraźnie było widać, że pojawiła się bariera popytu. Ta informacja, że jaja staniały była symbolicznym sygnałem, że mechanizm rynkowy zaczął ponownie działać w gospodarce, po 40 latach socjalizmu.

czytaj dalej



Czy był taki moment w ciągu tych 20 lat, że pomyślał pan sobie: udało się?
W pierwszych miesiącach 1990 roku widać było, że nowy mechanizm gospodarczy zaskoczył. Znikły kolejki, towary stały się dostępne, lecz ich ceny wzrosły bardziej niż płace, emerytury i inne dochody większości Polaków. Nie było wiadomo czy społeczeństwo i politycy wytrwają i czy nie zniszczą kruchego rynku i stabilizacji zanim nowy system okrzepnie i zacznie przynosić oczywiste dla wszystkich korzyści. Ta niepewność zaczęła się zmniejszać dopiero w połowie 1992 roku kiedy gospodarka zaczęła rosnąć.

Mówi pan, że plan się udał także dzięki temu, że kolejne ekipy rządowe specjalnie go nie psuły. Ale czy dzisiaj jest coś, co obecny rząd powinien dokończyć? Prof. Balcerowicz mówił kilka dni temu, że trzeba przeprowadzić reformę finansów publicznych.
To temat na inną rozmowę. Program gospodarczy sprzed 20 lat umożliwił przejście od gospodarki socjalistycznej do rynkowej i zapoczątkował 20-letni okres, w którym Polska w istotnym stopniu zmniejszyła różnicę w swoim poziomie życia w stosunku do Europy Zachodniej. I to się stało. To okres, o którym warto mówić również dlatego, że w naszej historii nie mieliśmy dotąd zbyt wielu przykładów sukcesów gospodarczych na skalę państwową. W 1989 roku pojawiła się szansa, którą dobrze wykorzystaliśmy i osiągnęliśmy sukces. Polak, który dziś wyjeżdża na Zachód może się czuć obywatelem Europy. Podczas gdy w latach 70-tych czy 80-tych Polakowi z PRL, który wyjechał na Zachód trudno było zapłacić za obiad w barze, który mógł kosztować połowę jego miesięczne zarobków. Wówczas średnie zarobki w Polsce wynosiły 20-30 dolarów, dzisiaj to jest to ponad 1100 dolarów. W roku1989 roku polski eksport w walutach wymienialnych wynosił zaledwie 6 miliardów dolarów, a roku 2009 wyniesie około 140 miliardów dolarów. Sukces gospodarczy ostatnich 20 lat jest faktem, lecz wspominanie tego sukcesu nie zapewni nam pomyślnego rozwoju w przyszłości. Jeżeli zlekceważymy dzisiejsze wyzwania i zabraknie nam stanowczości by się z nimi uporać, to za 20 lat okaże się, że nie wykorzystaliśmy szansy na zmniejszenie luki rozwojowej w stosunku do najbogatszych krajów europejskich, inne kraje nas prześcigną. Dziś wracanie do tego, co wydarzyło się 20 lat temu ma sens po to, by uświadomić sobie, że Polacy mogą sobie poradzić w gospodarce. Nie jesteśmy narodem, który tylko potrafi wywoływać powstania i jest niezdolny do tego, by sprawnie zarządzać swoim państwem i swoją gospodarką. Potrafimy to robić. Jeśli w jakimś momencie dzieje się inaczej to jest to wina przywódców politycznych, którzy nie tego chcą lub nie potrafią. Polska może osiągać sukcesy gospodarcze na skalę państwową. To lekcja, jaka wynika z ostatnich 20 lat.

*Stefan Kawalec, był dyrektorem generalnym w Ministerstwie Finansów i szefem doradców ekonomicznych Leszka Balcerowicza. W latach 1991-1994 wiceminister finansów. Obecnie prezes firmy doradczej Capital Strategy.