W poniedziałek stołeczny sąd kontynuował czwarty proces Kiszczaka za przyczynienie się do śmierci dziewięciu górników z kopalni "Wujek" w 1981 r. 84-letni podsądny po raz kolejny nie przyznał się do zarzutu.

Reklama

Według prokuratury Kiszczak umyślnie sprowadził "powszechne niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia ludzi", wysyłając 13 grudnia 1981 r. szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu stanu wojennego. Zdaniem prokuratury, bez podstawy prawnej Kiszczak przekazał w nim dowódcom "oddziałów zwartych" MO swe uprawnienia do wydania rozkazu użycia broni przez te oddziały, co miało być podstawą działań plutonu specjalnego ZOMO, który 15 i 16 grudnia strzelał w kopalniach "Manifest Lipcowy" i "Wujek".

Podsądny uważa, że prawa nie naruszył. "Oskarżenia nadal nie rozumiem" - powiedział, gdy proces ruszał 5 lutego. Grozi mu od 2 do 10 lat więzienia. Odpowiada z wolnej stopy. Z uwagi na zalecenia lekarzy, każda rozprawa może trwać maksymalnie 2 godziny.

Kiszczak twierdzi, że nie wydał rozkazu otwarcia ognia do górników, zakazał użycia broni w "Wujku", gdy zwracał się o to do niego szef MO na Śląsku, oraz nakazał wycofanie MO i wojska z kopalni. Dodał, że strzały jednak padły, a milicjanci strzelali "spontanicznie, w obronie własnej" (Sąd Najwyższy, utrzymując w 2009 r. wyroki skazujące zomowców spod "Wujka", podkreślił, że użyli oni broni bezprawnie, gdyż nie byli w bezpośrednim zwarciu z górnikami, oddawali "mierzone strzały z bezpiecznej odległości", a ich życiu nie groziło bezpośrednie niebezpieczeństwo - PAP).

Według Kiszczaka, takie niebezpieczeństwo jednak istniało. "Liczyliśmy się z tym, że spotkamy się z oporem, sprzeciwem, w którym zasadne będzie użycie broni" - powiedział. Przyznał on, że władza "pilnie śledziła obrady kierownictwa +Solidarności+". "Podniecenie w kraju było znaczące, były wezwania do stawiania władzy czynnego oporu" - przekonywał.

Co do samego szyfrogramu Kiszczak przyznał, że był on w większej części przypomnieniem przepisów dekretu o stanie wojennym, ale poprzemieniano w nim kolejność poszczególnych artykułów i paragrafów. Pytany przez sąd o powód takiego działania Kiszczak uzasadnił to wieloletnią praktyką. "Tak się robi, aby nie złamano szyfru. Merytoryczna treść musi być taka sama, ale dodaje się kilka słów, zmienia kolejność" - wyjaśnił.

"Kto mógłby złamać taki szyfr?" - dopytywał mec. Janusz Margasiński, pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych. "Na przykład Kukliński (płk Ryszard Kukliński, oficer sztabu generalnego, jak się okazało, przekazał CIA plany wprowadzenia stanu wojennego - PAP). On znał stan wojenny lepiej niż ja, niż Jaruzelski czy Florian Siwicki. Dotychczas ujawniono tylko Kuklińskiego, a nie mówi się o innych, którzy być może informowali o stanie wojennym naszych ówczesnych przeciwników" - dodał.

Reklama

Pierwszy proces Kiszczaka ruszył przed warszawskim sądem w 1994 r. W 1996 r. uniewinniono go, a w 2004 r. skazano na 2 lata więzienia w zawieszeniu. Oba wyroki uchylał potem Sąd Apelacyjny w Warszawie. W trzecim procesie SO w 2008 r. uznał, że karalność nieumyślnego czynu Kiszczaka przedawniła się w 1986 r. i umorzył proces. Według SO Kiszczak - zobowiązany jako szef MSW do określenia zasad użycia broni przez oddziały MO - nie spełnił tego obowiązku, poprzestając na wydaniu szyfrogramu, przez co nieumyślnie sprowadził niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia górników. SO uznał, że szyfrogram miał podstawę prawną i nie był rozkazem, lecz powieleniem dekretu o stanie wojennym, choć Kiszczak samodzielnie dopisał, że strzelanie jest możliwe jedynie wobec zagrożenia życia milicjantów.

>>>Czytaj dalej>>>



Sąd zwrócił uwagę, że Kiszczak zabronił użycia broni w "Wujku", gdy zwracał się o to do niego szef katowickiej milicji - mimo to ZOMO strzelało.

W październiku 2009 r. SA uwzględnił apelacje prokuratury i pełnomocników oskarżycieli posiłkowych (czyli górników z "Wujka") i nakazał ponowny proces. SA uznał, że nie można mówić o nieumyślnej winie Kiszczaka i dlatego sprawa nie przedawniła się. SA dodał, że po tragedii w kopalniach winni nie zostali ukarani, a pacyfikujący "za wiedzą i zgodą Kiszczaka zostali odznaczeni".

Od września 2008 r. przed tym samym sądem toczy się proces autorów stanu wojennego, w którym Kiszczak - wraz z Wojciechem Jaruzelskim i Stanisławem Kanią - jest oskarżony o udział w "zorganizowanym związku przestępczym o charakterze zbrojnym", za co grozi mu do 8 lat więzienia. Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie prowadzi ponadto proces prokuratorów wojskowych, oskarżonych o utrudnianie w początku lat 80. śledztwa w sprawie wydarzeń w kopalni "Wujek".

Górnicy z "Wujka" zastrajkowali 13 grudnia 1981 r., domagając się m.in. zniesienia stanu wojennego i zwolnienia internowanych. 16 grudnia doszło do starć górników z zomowcami, którzy wdarli się na teren kopalni. Od ich strzałów na miejscu zginęło sześciu górników, siódmy zmarł kilka godzin później, a dwóch kolejnych - w styczniu 1982 r.

W innych procesach z oskarżenia IPN Kiszczak został uznany przez ten sam sąd za winnego w dwóch sprawach o dyskryminację wyznaniową podległych funkcjonariuszy: wyrzucenia ze służby jednego milicjanta za to, że zawarł ślub kościelny, a innego - bo posłał córkę do pierwszej komunii św. Obie sprawy umorzono zarazem na mocy amnestii z 1989 r.

W grudniu 2009 r. pion śledczy IPN zarzucił zaś Kiszczakowi przekroczenie uprawnień przez utrudnianie i kierowanie na fałszywe tory śledztwa w sprawie śmiertelnego pobicia przez milicję Grzegorza Przemyka w 1983 r. Podejrzany nie przyznał się i odmówił wyjaśnień. Grozi mu do 5 lat więzienia.

Od 1945 r. Kiszczak był funkcjonariuszem Informacji Wojskowej, a od 1957 r. - Wojskowej Służby Wewnętrznej. W 1972 został szefem wywiadu wojskowego. Od 1979 r. - szef kontrwywiadu WSW. W 1981 r. został szefem MSW jako bliski współpracownik Jaruzelskiego. Członek WRON. Był w Biurze Politycznym KC PZPR w latach 1986-90. Uczestnik rozmów w Magdalence i prac Okrągłego Stołu w 1989 r. Desygnowany na premiera w lipcu 1989 r.; nie zdołał utworzyć rządu. W rządzie Tadeusza Mazowieckiego miał funkcję wicepremiera. W lipcu 1990 r. wycofał się z polityki, przekazując resort Krzysztofowi Kozłowskiemu.