Kamila Wronowska: W wywiadzie dla DGP gen. Czesław Kiszczak opowiada, że w 1989 r. przychodzili do niego działacze opozycji, którzy byli TW, a on pozwalał, by niszczyli swoje teczki. Wierzy pan w to?

Prof. Andrzej Friszke*: Ta scena jest bardzo mało wiarygodna. Między TW a ministrem spraw wewnętrznych dystans był tak gigantyczny, że to musiałaby być rzeczywiście znacząca publicznie osoba, żeby taka sytuacja mogła mieć miejsce. Nie wykluczam, że jeden, czy dwa takie przypadki mogły się zdarzyć. Ale znam życiorysy znaczących ludzi tego szczebla, którzy mogli być przyjmowani przez ministra w roku 89. w jego gabinecie. I można z całą pewnością wykluczyć problem agenturalności u totalnej większości ludzi z tzw. elity "Solidarności". Zatem to stwierdzenie Kiszczaka ma tylko na celu rzucenie podejrzenia na ludzi "S", które dla normalnego człowieka jest nieweryfikowalne.

Kiszczak oskarża też opozycję, że kradła pieniądze, które szły z zagranicy na walkę z komuną. Mówi, że miał kontrolę nad przepływem tych pieniędzy.

Niektóre kanały przekazywania pieniędzy mogły być kontrolowane przez bezpiekę. Ale sama bezpieka meldowała do swoich zwierzchników, że nie jest w stanie tych kanałów w pełni kontrolować. Bo pieniądze przesyłano w różny sposób. Przywozili je ludzie przygodni: profesorowie, którzy jeździli na wykłady, osoby, które prywatnie jeździły np. do rodziny do Paryża. To było mnóstwo osób. Czy ktoś sobie przywłaszczył pieniądze? Mogło się tak zdarzyć. Ale uogólnianie tego jest bardzo nieprzyzwoite.

A zgadza się pan z generałem, że od września 1986 r. opozycji de facto nie było, bo nikt za działalność opozycyjną nie był już ścigany?

Rok 1986 był punktem zwrotnym. I dobrze świadczy o tandemie Jaruzelski - Kiszczak. Ogłoszono amnestię, wypuszczono kilkaset osób z więzień i zdecydowano, żeby od tej pory nie robić procesów politycznych. Szykanowano ludzi jedynie zatrzymaniami np. na 48 godzin, konfiskatą sprzętu, druków. Opozycja zaczęła działać w sferze półlegalnej. Dużo łatwiejsze stały się kontakty zagraniczne.

Dlaczego władza zdecydowała się na amnestię?

Po pierwsze, to był już czas Gorbaczowa. Z Moskwy płynęły zachęty, by złagodzić formy rządzenia. Po drugie, fatalny był stan gospodarki państwa i istniała konieczność radykalnej poprawy stosunków z Zachodem, żeby uzyskać nowe kredyty. Po trzecie, było wyraźne dążenie do poprawy stosunków z Kościołem, co miało łagodzić napięcia społeczne. Wreszcie amnestia była związana z trwającymi negocjacjami o przyjęciu gen. Jaruzelskiego przez papieża, do czego doszło w styczniu 1987 r.

Dlaczego Jaruzelskiemu tak zależało na spotkaniu z papieżem?

Bo to otwierało przed nim pałace prezydentów i premierów w Europie Zachodniej.

Kiszczak nie przesadza, że okres, w którym kierował MSW był "najjaśniejszym okresem" w stosunkach państwo - Kościół?

W jakimś stopniu mogę się z tym zgodzić. Bo jeśli się to porówna z poprzednimi dekadami, to tutaj był dialog i to na bardzo wysokim szczeblu.

A sprawa śmierci ks. Popiełuszki? Kiszczak twierdzi, że to była prowokacja wymierzona w niego i Jaruzelskiego przez Mirosława Milewskiego.

Też tak uważam. Zabójstwo nie było zleceniem ani Kiszczaka, ani Jaruzelskiego. Była to próba rozwalenia tych szczególnych stosunków z Kościołem. Bo dialog z Kościołem dla części aparatu partyjnego był niewygodny.

Ale gen. Kiszczak też ma krew na rękach?

Ma. Ale to nie jest krwawy kat. Policje reżimowe w innych krajach bywają znacznie gorsze. Policja Pinocheta rozstrzeliwała, torturowała, mordowała. Milicja Kiszczaka nie. Wypadki się zdarzały jednostkowo. Nie były to masowe morderstwa, od których inne reżimy się nie powstrzymywały. Kiszczak był takim oświeconym szefem milicji.

































Reklama

p



*Prof. Andrzej Friszke, historyk, były członek Kolegium IPN