Nie minęło jeszcze 100 "miodowych" dni rządu Tuska. Musimy mieć trochę czasu, żeby przygotować się do bycia opozycją, która patrzy rządzącym na ręce, oraz do przejęcia i skutecznego sprawowania władzy w przyszłości. Jeżeli rząd PO będzie się kompromitował, PiS będzie na tym zyskiwać. By odzyskać bardziej umiarkownych wyborców, musimy być partią, która naprawdę zmodernizuje Polskę. Nasza idea IV RP musi przybrać bardzo konkretne kształty.
Zwołanie kongresu, tak szybko po wyborczej porażce, było bardzo odważną decyzją prezesa Kaczyńskiego. Nie zdecydował się grać na czas czy poprosić o wotum zafania wąskie grono - zarząd główny lub radę polityczną. Zwołał kongres i w dodatku zarządził tajne głosowanie nad wotum zaufania. A uchwała mogła być głosowana jawnie, bo nie była wyborem personalnym, tylko potwierdzeniem decyzji sprzed roku. Jarosław Kaczyński chciał mieć jasność co do poparcia partii, po to by ją ewentualnie zmieniać. Uzyskany wynik jest wyśmienity, lepszy od moich najbardziej optymistycznych oczekiwań. Za wotum zaufania było 86 procent delegatów!
W czasie kongresu prezes wyciągnął też rękę do trzech byłych wiceprezesów - Dorna, Ujazdowskiego i Zalewskiego. Mam nadzieję, że zostanie ona przyjęta. Ale ten gest nie oznacza akceptacji tych warunków "trójki", z którymi prezes wcześniej się nie zgadzał. Chodzi m.in. o przyznanie bardzo dużych kompetencji prezydium PiS oraz o ubezwłasnowolnienie szefa partii przez jego zastępców. Prezes uważa, że jak nie ma personalnej alternatywy dla jego przywództwa, to ma prawo dobierać sobie współpracowników i kierować partią w sposób, który uważa za najskuteczniejszy. Jak ktoś tego nie akceptuje, może wybrać sobie innego lidera. Nie wiem, czy spotkanie skończy się kompromisem. Ale jest próbą porozumienia.
Teraz ruch należy do nich - muszą zaakceptować wynik kongresu i udowodnić, że rzeczywiście chcą być lojalnymi członkami partii. Prezes Kaczyński będzie z nimi omawiał ewentualne warunki ich pozostania w PiS. Wbrew spekulacjom nie zapadła żadna decyzja, że z tej trójki tylko Ludwik Dorn ma szansę zostać w naszej formacji. Choć na pewno każdy z nich ma inne zasługi. Dorn i Ujazdowski są w partii i jej kierownictwie od początku. Dorn razem z Jarosławem Kaczyńskim był w PC, razem od 2001 roku są w parlamencie, a w tym czasie PiS miewało trudne chwile w opozycji. Dorn i Ujazdowski są nieco mniej agresywni w mediach.
Każdy, kto partię opuści, prędzej czy później będzie tego żałował. Ewentualne odejście byłych wiceprezesów niewątpliwie byłoby stratą. Jednak jeśli tak się stanie, będziemy dalej iść do przodu z tymi, którzy pozostają, oraz pozyskiwać nowe twarze. Jest wiele osób spoza PiS, które mogłyby zastąpić Zalewskiego i Ujazdowskiego w tworzeniu umiarkowanego skrzydła partii. Nie chcę za pomocą mediów nikogo namawiać do przyłączenia się do PiS. Ale np. gdyby Jan Rokita - polityk wybitny - wyraził gotowość przyłączenia się do nas, z całą pewością wzmocniłby PiS.