Bieriezowski od 2001 roku mieszka w Londynie, gdzie otrzymał azyl polityczny. Od tego czasu usilnie próbuje zemścić się na Putinie za pozbawienie go wpływów i władzy. Wspierał kolorowe rewolucje w Gruzji i na Ukrainie, jego protegowanym był także podpułkownik Aleksander Litwinienko, dezerter z rosyjskiego kontrwywiadu FSB, którego tajemnicza śmierć w Londynie ściągnęła gromy na całym świecie na ekipę Putina.

Reklama

W samej Rosji wciąż uchodzi za jedną z najbardziej znienawidzonych postaci. Dla większości swoich rodaków to ojciec złodziejskiej prywatyzacji i architekt oligarchicznej gospodarki. Mało kto pamięta mu, że to on wylansował w 1999 roku mało znanego Władimira Putina na prezydenta i że - według wielu źródeł - to on "pomógł" mu wygrać wybory w 2000 roku już w pierwszej turze. Dziś marzy tylko o jednym - by Putin zniknął.

Artur Ciechanowicz: Porównajmy zmianę władzy w Rosji do partii szachów. Jak by pan opisał ruchy na planszy? Kto jest teraz królem, a kto pionkiem?
Borys Bieriezowski: Czasem porównanie rozgrywek o władzę do partii szachowej jest trafne. Ale nie zawsze. W tym wypadku jest szczególnie nietrafne. Jeśli mówimy o ludziach rządzących Rosją – Władimirze Putinie i Dmitriju Miedwiediewie, to mogę powiedzieć tylko jedno: oni nie tylko nie potrafią grać w szachy, ale nie znają nawet zasad prostych warcabów. Nie ma sensu szukać porównań do tak wyrafinowanej gry.

Zapytam więc inaczej: gdzie jest teraz władza w Rosji?
Tam gdzie była. Najważniejsze jest to, żeby świat w końcu zrozumiał, że w Rosji nie doszło ani do zmiany reżimu, ani zmiany władzy. Sednem sprawy jest nowa konstrukcja, w ramach której ciągle rządzi Putin. Budowla ta nie ma jednak porządnych fundamentów. I tu jest problem, którego chyba nawet sam Putin nie rozumie. Nowy premier w operacji „sukcesja” popełnił monstrualny błąd. Ten błąd to doprowadzenie do dwuwładzy. Właśnie dlatego mówię, że ludzie rządzący Rosją nie umieją grać nawet w warcaby.

Reklama

Co w tym takiego strasznego? Przecież Putin chwalił się nawet, że między nim a Miedwiediewem jest chemia. Może ten układ zadziała?
Grubo się pan myli. Każdy, kto zna się choć trochę na władzy, doskonale rozumie, że nie tylko w Rosji, ale w żadnym kraju - nawet ze stabilnym systemem politycznym - dwuwładza nie istnieje. Tak jak w szachach po jednej stronie nie może być dwóch króli. Taki podział jest po pierwsze nieskuteczny, a po drugie nietrwały. Logika i prawa rządzące władzą mówią jasno: dwóch władców równa się dążeniu do zmiany i wyłonienia jednego przywódcy. Tylko wtedy system staje się naprawdę trwały. Taka jest po prostu logika od czasów starożytnych. W rosyjskiej tradycji ta logika jest nawet spotęgowana.

Kto wygra?
Prezydent. Miedwiediew.

Ale jeszcze przed chwilą mówił pan, że rządzi Putin.
Teraz tak, ale konflikt, do którego niechybnie dojdzie, da przewagę Miedwiediewowi. Ci panowie mogliby się nazywać Iwanow i Pietrow, nie wiem, jak jeszcze. I tak doszłoby do konfrontacji. I wygrałby ten, kto ma w rękach Kreml.

Reklama

A jeżeli nie dojdzie do konfrontacji?
Miedwiediew został wyznaczony na prezydenta, prawda? Dla niego jest to sytuacja poniżająca. Przyczyną tego poniżenia jest sam Putin. Były gospodarz Kremla potraktował swojego następcę jak zwykłą kukłę. W Rosji takie rzeczy nie przechodzą płazem.

Nawet w sytuacji dość łagodnego z natury Miedwiediewa?
Nawet najłagodniejszy człowiek na świecie ma wystarczająco honoru i godności, by się odegrać. Miedwiediew ma takich cech sporo. Będzie chciał zemsty i udowodnienia, że żadną kukłą nie jest. Teraz ma do tego środki.

Magia Kremla?
Tak. W Rosji człowiek zasiadający na Kremlu już w pierwszej chwili zaczyna mieć poczucie, że jest mesjaszem. Dokładnie to samo było z Putinem. Tuż po wyborach w 2000 roku sam mi mówił, że czuje się jakby był posłańcem Boga. Jestem pewien, że Miedwiediew czuje dokładnie to samo.

Niech pan nie porównuje Miedwiediewa 2008 i Putina 2000. Wtedy nowy prezydent zastępował Borysa Jelcyna, którego Rosjanie mieli serdecznie dość. Miedwiediew zastępuje popularnego Putina. Wie, że Rosjanie woleliby starego prezydenta.
Nieważne. Może teraz nie jest tak popularny jak Putin. Ale to jego prezydencki podpis decyduje o wszystkim. Jednym pociągnięciem pióra może usunąć Putina w niebyt. Jestem pewien, że wcześniej czy później skorzysta z tego przywileju.

Ile pan daje czasu premierowi Putinowi?
Rok. Góra rok. Jestem pewien.

I Putin niby nie wiedział, że grozi mu taki scenariusz? Odesłanie na śmietnik historii jednym pociągnięciem pióra? Zdecydował się na stworzenie dwuwładzy z pełną świadomością istniejącego zagrożenia?
Wybór był trudny, a Putin miał trzy wyjścia. Pierwsze: mógł sam, dobrowolnie odejść na polityczną emeryturę i jak Jelcyn zagwarantować sobie nietykalność. Drugie rozwiązanie to zmiana konstytucji, budowa dyktatury i kontynuowanie kolejnej kadencji. Trzecie wyjście to namaszczenie swojego następcy, upokarzając go przy tym. Wybrał właśnie takie rozwiązanie. Najgorsze z możliwych.

Zatem które wyjście było dla niego najlepsze?
Chyba już lepsze dla Putina - podkreślam dla Putina, a nie dla Rosji - byłoby konsekwentne budowanie dyktatury. Kontrolując media, wielki biznes, parlament wykonujący funkcje wyznaczone na Kremlu - mógł wszystko. Dyktator, który już ma krew na rękach, żeby zachować życie albo przynajmniej wolność musi przestać dbać o pozory. Zresztą sam mu to doradzałem pół roku temu w liście otwartym. Zabrakło mu jednak siły woli. Zrozumienia najprostszych zasad mechaniki władzy. Zawahał się i stanął w rozkroku nad progiem.

Ciągle nie wierzę, że doświadczony człowiek taki jak Putin – były oficer wywiadu, były szef FSB, premier i prezydent po dwóch kadencjach – popełnił szkolny błąd i nieświadomie skazał się na porażkę...
Powiem panu, dlaczego Putin przegrywa tę partię i dlaczego przegra ją Miedwiediew, jeśli nie wyciągnie wniosków z błędu poprzednika. Dyktatura nie może być 99,9-procentowa. Doskonale to rozumiał Józef Stalin - jedna z najbardziej obrzydliwych postaci XX wieku i w ogóle w historii. Mimo jego całej obrzydliwości jednego nie można mu odmówić: rozumiał zasady władzy, wiedział, co jest niezmienne w najważniejszych instytucjach państwa. Właśnie dlatego Stalin wprowadził dyktaturę stuprocentową. Zamknął szczelnie granice, przeciwników albo pozabijał albo powywoził na Sybir, wprowadził totalną kontrolę. A Putin chciał rządów silnej ręki na pół gwizdka.

Chyba nie wyobraża pan sobie, że w XXI wieku Putin albo Miedwiediew budują państwo na wzór ZSRR z lat 50. czy coś na podobieństwo drugiej Korei Północnej.
To prawda i paradoksalnie właśnie dlatego przegrają. Dziś nie da się zamknąć granic, bo wiąże się to z ograniczeniem handlu. Stuprocentowa dyktatura w stylu stalinowskim nie wchodzi w rachubę. A z kolei dyktatura, która nie jest na sto procent szybko upada. I tu koło się zamyka.

WYIMKI:

Były gospodarz Kremla potraktował swojego następcę jak zwykłą kukłę. W Rosji takie rzeczy nie przechodzą płazem.