Artur Ciechanowicz: Od wczoraj Rosja ma nowego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa, dziś premierem jej rządu zostanie Władimir Putin. Obaj zachowają ogromne kompetencje i zakres władzy. Czy to narodziny dwuwładzy, jak w starożytnym Rzymie?
Iwan Krastew*: Odpowiedź na to pytanie jest warta miliony dolarów. Gdyby tak było, jak pan mówi, powstanie poważne zagrożenie dla stabilności Rosji. Tradycji politycznej tego kraju obce jest dzielenie władzy. Zawsze, kiedy powstawały dwa ośrodki rządzenia, kończyło się to katastrofalnie.

Reklama

Grozi nam zatem powrót do konfrontacji jak za czasów Jelcyna, kiedy prezydent walczył z parlamentem, wysyłając czołgi na Biały Dom? Kto teraz będzie próbował wyeliminować konkurenta?
Tym razem - mam nadzieję - obie strony wypracują porozumienie, w którym jednak to Putin będzie górą. Przyszły premier zadbał, by w kraju nie doszło do niepokojów związanych z dwuwładzą. Nie zmienił wprawdzie konstytucji, ale w praktyce udało mu się przebudować strukturę władzy po swojej myśli. W efekcie zachował większość wpływów, jakie posiadał wcześniej. Ma dużo silniejszą pozycję niż Miedwiediew, przynajmniej na razie. Usilnie pracował przez lata na swoją popularność, stworzył popierającą go większość parlamentarną, skutecznie wreszcie podtrzymuje legendę, iż społeczeństwo oczekuje od Miedwiediewa kontynuacji putinowskiej polityki. Ma atuty, by odeprzeć ewentualny atak na jego pozycję.

A w przyszłości? Miedwiediew może zbudować własne struktury władzy, korumpować deputowanych Jednej Rosji stojących teraz za Putinem, słowem – gromadzić siły, budować swoje stronnictwo i czekać na stosowny moment.
Nie sądzę. Powiedzmy jasno - nie będzie otwartej wojny między królami. Walka nie opłaca się żadnej ze stron. Spodziewam się raczej podjazdowych wojenek poszczególnych bojarów i zwaśnionych stronnictw - zarówno tych z Kremla (obóz prezydencki), jak i z Białego Domu (obóz premiera). Każda z koterii będzie chciała utrzymać jak największe wpływy i udział w zyskach. Działo się tak i wcześniej, teraz jednak zabrakło jednego arbitra. Kiedy za Putina dochodziło do sporów, to on decydował, kto ma rację. Teraz mamy dwie instancje - premiera i prezydenta. Zwalczające się frakcje będą próbowały wygrywać ich przeciwko sobie. To większe zagrożenie niż bezpośrednie starcie Miedwiediewa z Putinem.

Jak w takiej sytuacji Putin i Miedwiediew podzielą się władzą?
W polityce rosyjskiej niezależnie od tego jak wyraźnie zostały zakreślone teoretyczne kompetencje, ich granice nigdy nie są respektowane. Wszystko zależy od siły i umiejętności graczy. Dziś z całą pewnością można powiedzieć, że Putin zajmie się strukturami siłowymi, a Miedwiediew przejmie resorty gospodarcze.

Reklama

* Iwan Krastew znawca Rosji, analityk spraw międzynarodowych, dyrektor Centrum na rzecz Strategii Liberalnych w Sofii