Wszyscy wymienieni wyżej politycy przyjechali do Izraela na obchodzy 60. rocznicy powstania tego państwa. Jednak nie konflikt bliskowschodni zdominował spotkania polityczne w Jerozolimie. Lech Kaczyński cały dzień poświęcił na rozmowy o napiętej sytuacji między Gruzją a Rosją. Moskwa mocno wspiera Abchazję - separatystyczny region formalnie należący do Gruzji.

Reklama

Dwudziestominutowe spotkanie z Georgem Bushem zakończyło wizytę prezydenta w Izraelu. Lech Kaczyński przed odlotem do Polski poinformował, że przekazał prezydentowi USA swoją ocenę obecnej sytuacji w Gruzji i wpływu tego, co się teraz w tym kraju dzieje, na sytuację w Azji Środkowej.

Polski prezydent zaznaczył, że decyzja o rozmowie z Bushem zapadła w ostatniej chwili. W trakcie spotkania do prezydentów dołączyła amerykańska sekretarz stanu Condoleezza Rice, a w pewnym momencie także prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili.

To nie było pierwsze spotkanie z prezydentem Gruzji. Lech Kaczyński rozmawiał już z nim wcześniej, a potem ostro skrytykował NATO za bierność w sprawie Gruzji.

"Nie może być tak, że Pakt Północnoatlantycki obiecuje w kwietniu komuś członkostwo, stwierdza, że będzie członkiem, nie mija więcej niż kilkanaście dni, a to państwo przeżywa bardzo poważne kłopoty związane ze znaczną częścią swojego terytorium" - grzmiał Lech Kaczyński.

Podczas kwietniowego szczytu NATO w Bukareszcie Sojusz Północnoatlantycki zdecydował, że Gruzja i Ukraina staną się członkami NATO. Nie minął nawet miesiąc, a już - jak zauważył prezydent - "doszło do zdarzeń, które grożą aneksją jednej piątej terytorium Gruzji i dwóch trzecich wybrzeża morskiego tego kraju".

Lechowi Kaczyńskiemu wtórował Michaił Saakaszwili, który porównał zakusy Rosji do agresji bolszewików. "W latach dwudziestych bolszewicy zajęli Kaukaz, później zaatakowali Polskę, a następnie wkroczyli do krajów bałtyckich i Finlandii" - mówił prezydent Gruzji. "Nie chcę, żeby ta historia się powtórzyła" - dodał.

Saakaszwili podkreślił, że prezydent Lech Kaczyński jest "bardzo świadom sytuacji" i "rozumie ją dużo lepiej od wielu innych". "To nie jest los jednego małego kraju, ale los całej Europy" - zaznaczał prezydent Gruzji.