Ryszard Kowalczyk był świetnie zapowiadającym się fizykiem na opolskiej WSP, dzisiaj Uniwersytet Opolski. Jego brat Jerzy, ponoć geniusz samouk, był tam pracownikiem technicznym. W październiku 1971 roku wysadzili w powietrze aulę WSP przygotowaną już na wielką fetę na cześć milicjantów i esbeków, którzy w grudniu 1970 roku pacyfikowali Szczecin. Obaj bracia antykomunistyczne ostrogi zdobywali jeszcze w szkołach, płacąc za to niemałą cenę – Ryszarda milicja skatowała za słuchanie Wolnej Europy, Jerzego wyrzucono za zniszczenie dokumentacji ZMS.

Reklama

Na zniszczenie auli właściciele Peerelu zareagowali zgodnie ze starą obietnicą Cyrankiewicza: "Rękę raz podniesioną na władzę ludową odrąbiemy". Jerzy dostał karę śmierci (zamienioną na 25 lat więzienia), Ryszard - 25 lat więzienia. Siedzieli wyłącznie z psychopatami, mordercami, gwałcicielami, najbardziej brutalnymi, agresywnymi przestępcami. Wyszli po 11 (Ryszard) i 13 (Jerzy) latach. Spyta ktoś – jacy z nich bohaterowie, wysadzili w powietrze aulę, terroryści po prostu. Nie pochwalając tych metod, warto przypomnieć, że nie oni jedni się nimi posługiwali. Działacze Ruchu na przełomie lat 60. i 70. kradli z biur maszyny do pisania i powielacze oraz próbowali spalić Muzeum Lenina w Poroninie, a jednak nie są - i słusznie - uznawani za kryminalistów. Mieli więcej szczęścia, dostali po kilka lat więzienia, objęła ich amnestia, wsparł Kościół. Stefan Niesiołowski jest wicemarszałkiem Sejmu, Andrzej Czuma - prominentnym posłem, Joanna Szczęsna - publicystką "Gazety Wyborczej".

Kiedy milicja zabierała Ryszarda Kowalczyka, jego córeczka miała 4 lata, kiedy wrócił - była piętnastoletnią panną. Potem przez lata nie mógł pracować jako fizyk, dziś ma najniższą emeryturę. Jerzy wrócił na kurpiowskie bagna, mieszka w barakowozie. Za zarobione jako złota rączka pieniądze kupuje ziemię i tworzy nieformalny, prywatny rezerwat przyrody, ratuje bobry. Żądający dla nich kary śmierci prokurator Jerzy Jamka ma świetnie prosperującą kancelarię adwokacką w centrum Warszawy, bronił Oleksego. Szef SB w Szczecinie, a potem w Opolu, pułkownik Julian Urantówka przez dekady kwitł na sutej emeryturze.

Kowalczykowie nie zostali nawet zrehabilitowani. Podpisana przez ministra Lecha Kaczyńskiego kasacja zawierała błędy formalne i została odrzucona. O nadzwyczajnej, premierowskiej emeryturze dla braci nie pomyślał nikt. Nikt nie zwróci Kowalczykom złamanego życia. Ale można zwrócić im godność i pamięć. Wierzę, że będzie o tym pamiętał przy nadawaniu odznaczeń prezydent Kaczyński, wierzę, że ujmą się za nimi posłowie Niesiołowski i Czuma. Oby tego doczekali.