Odpowiedział mi również Stefan Niesiołowski, który niestety nie byłby sobą, gdyby nie napisał, że "bracia Kowalczykowie nie mieli szczęścia do braci Kaczyńskich". Napisał tak, choć, to podległa Lechowi prokuratura popełniła błąd, z powodu którego niemożliwa stała się kasacja wyroku na Kowalczyków - Jarosław Kaczyński nie miał z tym nic wspólnego. Z równym powodzeniem można by napisać, że Kowalczykowie nie mieli szczęścia do braci Niesiołowskich, skoro wszystko, co dla nich ci ostatni zrobili, to kawałek kiełbasy podarowany przez Stefana Ryszardowi Kowalczykowi. Prawda, że nieźle brzmi? A co z tego, że to nieprawda, bo jednak zrobili więcej. Nie bronię Lecha Kaczyńskiego (jego absurdalną kasację krytykowałem wielokrotnie), bronię tylko Kowalczyków przed wciągnięciem ich do walki PiS z Platformą.

Reklama

Stefan Niesiołowski, który nawet przy takiej okazji nie może chyba zapomnieć również o swoich porachunkach ze mną osobiście (pan poseł poczuł się swego czasu dotknięty kpinami z siebie i zapowiedział proces), zarzuca mi "błędy, nieścisłości i przemilczenia", a docenia tylko tytuł felietonu. Jedyną nieścisłością jaką mi wypomina jest ta, że to nieprawda, iż Kowalczykowie siedzieli wyłącznie z psychopatami, mordercami, gwałcicielami etc, bo podczas kwarantanny siedzieli również z Erikiem Kochem i z nim. Wiem o tym, osiem lat temu pisałem bardzo obszerny reportaż o Kowalczykach, ale wiem też, że po zakończeniu kwarantanny zostali przeniesieni do takich cel. Ale dobrze, niech będzie, że siedzieli niemal wyłącznie z agresywnymi bandytami. Słowo "niemal" coś tu zmienia?

Niesiołowskiego zabolało porównanie Kowalczyków do jego Ruchu, choć jako żywo nie zrównywałem ich, a tylko starałem się pokazać, że blisko czterdzieści lat temu takie metody jak wysadzenie w powietrze auli były udziałem nie tylko braci. Polityk PO twierdzi, iż uwięzieni Kowalczykowie "nie szukali kontaktów z demokratyczną opozycją". To prawda i jednocześnie fundamentalna nieprawda. Nie wiem, czy Stefan Niesiołowski to wie, ale osadzeni w więzieniu bracia mieli pewne kłopoty z przedzwonieniem do Jacka Kuronia czy podesłaniem swego artykułu do "Robotnika" lub "Głosu". Ciekawe czemu, prawda? Z drugiej jednak strony ich młodszy brat, Narcyz Kowalczyk, poświęcił życie na walce o wypuszczenie braci. Docierał do opozycyjnych wszystkich świętych w Warszawie, poznał ich, namawiał, przypominał, naciskał, co może potwierdzić znający go dobrze i walczący o Kowalczyków Leszek Moczulski.

Pisze wreszcie mój adwersarz, że gdy jako poseł spotkał się z Ryszardem Kowalczykiem, to ten "miał dość, o nic nie prosił, nic nie chciał." To prawda, bracia po wyjściu na wolność niczego nie chcieli od świata, starali się sami dać radę. I nie wyrzucam Niesiołowskiemu, że nie uczynił ich ministrami. W ogóle niczego Stefanowi Niesiołowskiemu nie wyrzucam. Proszę go tylko, by zadbał o pamięć o Kowalczykach i - jeśli będzie to potrzebne, a on będzie mógł - o nich samych. I niech na chwilę zapomni przy tym o strasznych Kaczyńskich i wspaniałej PO, bo jemu bohaterowi wolnej Polski - i piszę to bez cienia ironii - to się po prostu nie godzi.