ZBIGNIEW PARAFIANOWICZ, JAROMIR KAMIŃSKI: Na Białorusi odbyły się wybory parlamentarne. Żaden z opozycjonistów nie zdobył mandatu. Wygląda na to, że obie strategie - sankcji i dialogu - których używała Unia Europejska, poniosły klęskę. Czy UE ma koncepcję prowadzenia polityki wobec Mińska?
HANS-GERT POETTERING*: Musimy kontynuować twardą politykę i mówić wprost, że wybory nie były demokratyczne. Żaden opozycjonista nie został wybrany. Opozycja nie miała nawet realnej szansy na przygotowanie się do wyborów. Powinniśmy naciskać na Łukaszenkę, by podjął konkretne kroki w kierunku demokratyzacji. Jeśli zacznie je podejmować, wówczas pomyślimy o stopniowym otwarciu na Mińsk. Dlatego apeluję do prezydenta Łukaszenki, aby zezwolił na powrót do Mińska Europejskiego Uniwersytetu Humanistycznego z wygnania w Wilnie.

Reklama

Przed niedzielnymi wyborami Zachód prowadził już politykę wyciągania ręki do Białorusi. Czy nie jest tak, że po wyborach Unia do pewnego stopnia straciła wiarygodność na tym polu?
To nie Unia Europejska straciła wiarygodność, tylko Aleksander Łukaszenka.

Czy nie sądzi pan, że tak naprawdę opozycja - nawet w warunkach demokratycznych - nie wygrałaby tych wyborów? Ekipa Łukaszenki cieszy się realnym poparciem społecznym.
Aby opozycja zwyciężała, niezbędna jest jej jedność.

Jeszcze wczoraj, gdy przeprowadzaliśmy wywiad z Aleksandrem Milinkiewiczem, mówił, że tak naprawdę białoruska opozycja jest daleka od jedności.
Cóż, jeśli nawet on tak mówi. Moja rada dla opozycji jest następująca: zjednoczyć się, bo to warunek niezbędny, by zwyciężać w walce z reżimem.

A czy Unia kiedykolwiek zaakceptuje coś, co Aleksander Łukaszenka nazwał niedawno "demokratyczną dyktaturą"?
Popieramy demokrację i nigdy nie zaakceptujemy reżimu, który jej nie akceptuje. Inną sprawą jest to, że na konkretne kroki w kierunku demokratyzacji zareagujemy pozytywnie.

Zostawmy Białoruś i porozmawiajmy o Lizbonie. Jak by pan przekonał Lecha Kaczyńskiego do ratyfikacji traktatu lizbońskiego?
Powiedziałby prezydentowi, że ten traktat gwarantuje solidarność Europy w sprawach ważnych dla Polski: bezpieczeństwa energetycznego. To jest odpowiedź UE na polskie żądania. Przyjęliśmy polskie postulaty. Apeluję do Lecha Kaczyńskiego, by złożył swój podpis na dokumencie.

Czy to rzeczywiście dobry moment, by rozwiązywać sprawę Lizbony? Recesja puka do drzwi Europy.
Oczywiście, że tak. Potrzebujemy traktatu. Problemy ekonomiczne i kryzys na świecie to kolejny argument za Lizboną. Recesja jest argumentem za przyjęciem traktatu.

Reklama

Deputowany do Parlamentu Europejskiego Daniel Cohn-Bendit zasugerował, że Declan Ganley - promotor paneuropejskiego referendum w sprawie Lizbony - może być na usługach amerykańskiego wywiadu CIA. Czy podziela pan jego wątpliwości?
Przewodniczyłem sesji parlamentu, gdy Cohn-Bendit mówił o tym. Do tej pory Declan Ganley twierdził, że jego organizacja Libertas była finansowana z małych, indywidualnych wpłat, a teraz nagle mówi, że sam pożyczył jej 200 tys. euro. Najpierw mówi o małych wpłatach, a potem o wielkiej pożyczce. W takiej sytuacji można mieć wątpliwości. Radzimy Irlandczykom, by prześwietlili tę sprawę. Parlament Europejski byłby bardzo zadowolony, gdyby zajęła się nią irlandzka niezależna komisja ds. standardów i urzędów publicznych. Przed jej ustaleniami chciałbym się wstrzymać od mówienia o tym, kto może stać za organizacją Libertas.

Poważnie myśli pan, że komuś w Waszyngtonie zależałoby na zablokowaniu ratyfikacji Lizbony?
Myślę, że administracja George’a Busha chce silnej, zjednoczonej Europy. Ale w Waszyngtonie mogą być ludzie, którym nie zależy na naszej sile. Nie wydaje mi się, żeby tak było, ale to musi zostać wyjaśnione do końca.

Czy jest szansa, że Lizbona wejdzie w życie przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w czerwcu 2009 r.? Premier Jean-Claude Juncker mówił o 2010 r. O podobnym terminie mówią politycy z Francji i Szwecji.
Chciałbym, aby Lizbona weszła w życie przed wyborami w czerwcu 2009 r. Sądzę, że coraz mniej realne jest, aby ratyfikacja traktatu i jego wejście w życie nastąpiły przed wyborami do PE. Myślę, że Jean-Claude Juncker ma rację, gdy mówi o 2010 r.

Czy brak Lizbony ogranicza zdolność Unii do działania na arenie międzynarodowej w sytuacjach kryzysów takich jak np. w Gruzji?
Każde opóźnienie z Lizboną działa na naszą niekorzyść.

A jak pan ocenia rolę Unii w rozwiązywaniu takich konfliktów jak w Gruzji? Francuski minister spraw zagranicznych Bernard Kouchner na łamach DZIENNIKA mówił, że Unia osiągnęła sukces na Zakaukaziu. Jednak sekretarz generalny NATO krytykuje Wspólnotę za zbyt miękką postawę wobec Moskwy.
Prezydentowi Francji Nicolasowi Sarkozy’emu, który przewodzi Radzie Europejskiej, poradzono, by nie jechał do Moskwy i Tbilisi. Zrobił to jednak. I dziś myślę, że miał rację. Unia odegrała pozytywną rolę w tej sprawie. Teraz musimy być bardzo konkretni. Rosyjscy żołnierze muszą wycofać się z Gruzji właściwej. A UE nie może uznawać secesji Abchazji i Osetii Południowej.

Czy po problemach z Gruzją uważa pan, że Ukraina potrzebuje perspektywy członkostwa w Unii Europejskiej?
Jeszcze tak daleko nie dotarliśmy. Pierwszy priorytet UE to realizacja Lizbony. Ci wszyscy, którzy są za przyjęciem Ukrainy do UE, powinni ratyfikować traktat z Lizbony. Bo bez niego nie będzie rozszerzenia. No może poza Chorwacją. W tym przypadku musimy rozwinąć politykę partnerstwa z naszymi sąsiadami, w tym Ukrainy. Jest wiele możliwości, by przyciągnąć Ukrainę i inne kraje do UE. Powinniśmy rozwinąć koncepcję strefy wolnego handlu plus, zacieśnić współpracę w sprawach bezpieczeństwa i polityki zagranicznej. Powinniśmy dalej wzmacniać kontakty Parlamentu Europejskiego z parlamentami krajów sąsiadujących.

Jak w tym kontekście wyglądają relacje Unii z Rosją?
Musimy twardo trzymać się naszych zasad. UE jest zbudowana na wartościach, a jedną z nich jest międzynarodowy porządek prawny. Nie możemy pozwolić, by te wartości były łamane przez jakikolwiek kraj, w tym Rosję. Równocześnie musimy rozwinąć politykę współdziałania z Rosją. Chcemy porozumienia o partnerstwie. Częścią tego porozumienia musi być kwestia bezpieczeństwa energetycznego. Sprawa kluczowa dla Polski.

Mówi pan o bezpieczeństwie energetycznym. Jak zatem ocenia pan projekt budowy Gazociągu Północnego?
To był wielki błąd. Projekt powinien być konsultowany z Polską i krajami bałtyckimi. Popieram dywersyfikację naszych źródeł dostaw surowców energetycznych. Jestem gorącym zwolennikiem rurociągu Nabucco z Azerbejdżanu przez Gruzję, Turcję do Bułgarii i dalej do Wiednia. Mam nadzieję, że w październiku w UE zapadną decyzje w tej sprawie.

*Hans-Gert Poettering, przewodniczący Parlamentu Europejskiego