WITOLD GŁOWACKI: Czy zaczyna się nowy Wielki Kryzys?

JADWIGA STANISZKIS: Nie. Analogie między obecnym kryzysem a sytuacją z lat 30. są niesłychanie powierzchowne. W Stanach Zjednoczonych Wielki Kryzys miał skutki w sferze realnej gospodarki – powodując bezrobocie rzędu 25 proc. Dziś bezrobocie w USA wynosi 6 proc. To wciąż kryzys, który rozgrywa się głównie w sferze wirtualnej – w sferze instrumentów finansowych, które nie istnieją jako realny pieniądz – jedynie jako pewna liczba mająca tylko pośredni wpływ na skutki realne.

Reklama

Z pewnością dziś mamy do czynienia z bardziej zaawansowanymi instrumentami finansowymi niż w latach 30. Ale teraz tak jak w 1929 roku kryzys zaczął się w Ameryce, a skala spadków na giełdach przypomina Wielki Krach.

Ale widać też, że dynamika kryzysu zależy od specyfiki danego rynku. Im większy jest stopień jego nasycenia najnowocześniejszymi produktami finansowymi, nad którymi nie mają kontroli organy nadzoru, tym głębszy jest kryzys w danym kraju. "The Economist" podaje, że zagrożone są też te kraje – i to niestety dotyczy Polski – których system finansowy jest mocno spenetrowany przez koncerny o zasięgu globalnym. Sprzyja to przenoszeniu problemów z innych rynków – niezależnie od stanu realnej gospodarki, który w wypadku Polski jest dobry. Ważne są też różnice wynikające z instytucjonalnych nawyków finansowania rozwoju – tam gdzie się to odbywa przez giełdę, uderzenie jest najsilniejsze, ale jest też stosunkowo krótkotrwałe. Tam, gdzie podstawą są banki – kryzys przychodzi później, ale też trwa dłużej. W Europie Zachodniej widać to bardzo wyraźnie. Jest wreszcie trzeci typ finansowania – najsilniej rozwinięty w Japonii i Niemczech – oparty na ukształtowanych od lat relacjach między potężnymi grupami finansowo-przemysłowymi. Te gospodarki są najbardziej odporne na realne skutki kryzysu.

Reklama

Nie ma więc globalnego efektu domina jak w latach 30.?

W odróżnieniu od lat 30. dziś widać zróżnicowanie przebiegu kryzysu w zależności od kontekstu instytucjonalnego w danych krajach. A nawet trudno mówić o jednym kryzysie. Kryzysy są tak naprawdę trzy. Ten pierwszy dotyczy systemu bankowego i giełd i przebiega w pewnym oderwaniu od realnej gospodarki. Jednak coraz częściej mówi się o drugim kryzysie – kryzysie strefy euro. Ostatnie tygodnie ujawniły, że kraje mające wspólną walutę mają zarazem znacząco odmienne systemy gospodarcze i różne metody reagowania na zagrożenia. Wypracowanie jednej metody dla całej strefy euro przy tak zróżnicowanych stylach i poziomach rozwoju jest niemożliwe. O takim zagrożeniu mówił kiedyś Milton Friedman, odradzając wprowadzenie euro. Dziś euro przeżywa wielką próbę, która może nawet zakończyć się rezygnacją ze wspólnego pieniądza i powrotem do walut narodowych. Jest wreszcie i trzeci kryzys – dotyczący przede wszystkim Rosji – a związany z potężnym spadkiem cen surowców, głównie ropy – ze 150 do poniżej 80 dolarów za baryłkę. Dla Rosji oznacza to kompletną katastrofę. Na to wszystko nakłada się problem psychologii – panika, utrata zaufania przez banki względem firm, wycofywanie depozytów – to wszystko wpływa już na działanie realnej gospodarki. Dlatego też większość planów ratunkowych służy nie tyle regulacji gospodarki, ile powstrzymaniu paniki. Bo to sam kryzys będzie działał regulacyjnie i w dłuższej perspektywie okaże się na pewno zdrowym przeżyciem dla świata, zmieniając jego instytucjonalną architekturę..

Dziś jednak strach dotyka nie tylko prezesów firm i wielkich inwestorów - coraz częściej zwykli ludzie zadają sobie pytania: "co z moimi oszczędnościami?", "czy nie stracę pracy?"

Reklama

Przynajmniej w Polsce zwykli ludzie raczej nie mają się czego bać. Są przecież gwarancje bankowe. Strach nakręcają przede wszystkim media, które przesadnie przedstawiają sytuację. Oczywiście przez jakiś czas będą tracić ludzie, którzy oszczędzają w funduszach inwestycyjnych. Nieswojo mogą się czuć ludzie w wieku przedemerytalnym – spadki wartości funduszy mogą zaważyć na wysokości ich emerytur. Ale już za kilka lat i fundusze będą przeżywać kolejne wzrosty. Po prostu kryzysy to sytuacje przejściowe – w ich trakcie nikt nie pali pieniędzy, one po prostu są przesuwane. A gospodarki wychodzą z kryzysów zdrowsze. Dziś wszyscy dobrze to wiedzą.

Czyli choćby dlatego, że doświadczenie Wielkiego Kryzysu sporo nauczyło ekonomistów i polityków...

...nie będzie powtórki z lat 30.