Barbara Kasprzycka: Rzeczywiście myśli pan, że poseł Rogacki obraził Adama Michnika? Andrzej Celiński: Oczywiście, że tak. To jest takie wycieranie sobie gęby jego nazwiskiem. Pan poseł Rogacki porównał - hipotetyczną - podatności posła Palikota na działalność lobbystyczną spółki Tesco do sytuacji, w której Rywin przyszedł do Michnika. A to miałoby znaczyć, że Rywin przyszedł do Michnika po to, żeby go skorumpować. To jest obślizgła insynuacja. Nikt nie powie, że Michnik był korumpowany przez Rywina, ale w podświadomości słuchaczy ma powstać wrażenie, że relacja między Rywinem a Michnikiem była dla obu tak haniebna, jak relacja między Tesco a Palikotem - niezależnie od tego, czy uznamy działanie posła Palikota za usprawiedliwione czy nie. Chodzi mi o to, że Michnik nie jest ani posłem na Sejm, ani politykiem, ani nie występuje w sprawie tej ustawy. Dlatego wycieranie sobie nim gęby jest niedopuszczalne. Nie byłoby sprawy, gdyby marszałek Komorowski zainterweniował.

Reklama

Powiedział pan, że w tej kadencji Sejmu nie zdarzyło się nic bardziej haniebnego. Naprawdę tak pan uważa?
Haniebne jest to, że włącza się w spór polityczny - obrzucając błotem - osobę, która nic do tego sporu nie ma.

Ale to wina "Gazety Wyborczej", że sformułowała tak nośny tytuł: "Przychodzi Rywin do Michnika". To już się wtarło w nasze polskie gadanie.
Ale wtedy zostało użyte w takim kontekście, że to Adam Michnik poinformował opinię publiczną o tej sprawie, a nie był elementem łańcucha korupcyjnego, jak to sugerował poseł Rogacki.

Nie boi sie pan, że jest pan trochę przewrażliwiony?
Ja się boję braku reakcji na ewidentne chamstwo. Polityk może w Polsce zrobić wszystko z racji posiadanego mandatu. Obelgi i insynuacje, którymi szczodrze obdarza obywateli niezamieszanych w polityczny spór, stały się chlebem powszednim i już nikt na nie w Polsce nie reaguje. Media też.