Wątpliwe jest, czy na szczycie w Brukseli stało się cokolwiek, co można by było nazwać czyimkolwiek sukcesem. Oczywiście można powtarzać za polskimi gazetami, że miały tam miejsce rzeczy, które tak naprawdę się nie wydarzyły. To sam premier Tusk powiedział, że nagle wszyscy zrozumieli jego racje. Tak naprawdę jednak nikt oprócz niego tego nie potwierdził.

Reklama

Polskie gazety, powtarzając jego słowa, już od roku żyją fikcją. Mamy więc wirtualnego premiera, który odniósł wirtualne sukcesy i bez przerwy wirtualnie je sprzedaje. I ciągle mamy sytuację jak z gry w karty - premier, trzymając je, może licytować w nieskończoność i podbijać stawkę. W końcu ktoś nabierze wątpliwości i powie: sprawdzam. Wówczas okaże się, że w ręku premiera Tuska są tylko bardzo słabe karty.

Dziś śmiało można powiedzieć, że podczas tego szczytu nie osiągnęliśmy żadnego sukcesu. W przypadku ostatniego rzekomego sukcesu Donalda Tuska w końcu zaczęliśmy dopytywać, o czym dokładnie mówimy. Jeśli zatem tym wielkim osiągnięciem ma być to, że Francuzi pozostali przy swoim i będą stosowali politykę protekcyjną, a zachodnie gazety piszą wprost o Europie dwóch prędkości, to mamy raczej porażkę. Poza tym, że Donald Tusk poleciał na szczyt i ładnie się uśmiechał tak naprawdę nic więcej się nie wydarzyło.