Ustalenia, które zapadają na szczycie przywódców państw europejskich, są często niedoceniane. A przecież w niedzielę popłynął wyraźny sygnał, że zasady, na których opiera się Unia, mimo że mogły wydawać się osłabione, nadal obowiązują. Skoro europejscy liderzy zgodzili się, że protekcjonizm jest zagrożeniem i wspólny europejski rynek powinien być chroniony, to możemy wierzyć, że za tymi słowami pójdą czyny. Na szczycie uzyskaliśmy potwierdzenie, że jeśli jeden kraj znajduje się w kłopotach, może liczyć na pomoc Unii i nie będzie to pomoc kosztem słabszych krajów czy państw o krótszym stażu członkowskim.

Reklama

>>> Olejnik: Polska odniosła w Brukseli wielki sukces

Warto przypomnieć, że UE dysponuje niezależnymi instytucjami, których zadaniem jest dbać o to, by swobody wspólnego rynku były zachowane. Takimi jak Komisja Europejska czy Europejski Trybunał Sprawiedliwości, przed którym kraje członkowskie muszą bronić swoich decyzji, jeśli mogą one godzić w zasady wspólnego rynku.

W niedzielę europejscy przywódcy zgodzili się co do tego, że plan wspierania francuskiej gospodarki, który chciał wcielić w życie prezydent Sarkozy, jest poważnym naruszeniem zasady solidarności. Francja nie będzie mogła ratować swojej gospodarki kosztem innych – to może jeszcze nie oddaliło widma protekcjonizmu, ale na pewno zapobiegło precedensowi.

Reklama

Pomysł Sarkozy'ego, by Peugeot mógł uzyskać pomoc francuskiego rządu, tylko jeśli będzie produkował swoje samochody we Francji, wywołał burzę nie tylko we Wschodniej Europie, gdzie znajdują się fabryki tej firmy. Sam koncern był również zaniepokojony tą propozycją. Przecież jeśli producent ma przetrwać kryzys, musi zaproponować konkurencyjną cenę. To prosty rachunek – bardziej opłaca się produkować w Europie Wschodniej niż we Francji. Uzależnienie pomocy dla firmy od przeniesienia fabryk nad Sekwanę, gdzie płace są wysokie a pracownicy szczególnie chronieni, jest przecież najlepszym sposobem na doprowadzenie Peugeota do bankructwa.

Polska, która w imieniu „nowej Europy” przypomniała „starej Europie” o solidarności, zwróciła uwagę nie tylko na to, że protekcjonizm nie jest lekarstwem na kryzys. Regionalny fundusz pomocowy, którego uruchomienia domagał się premier Węgier, nie miałby sensu dlatego, że w poszczególnych krajach Europy Wschodniej sytuacja gospodarcza jest krańcowo różna. Propozycja premiera Tuska, który apelował, by traktowanie poszczególnych krajów było adekwatne go ich rzeczywistej kondycji gospodarczej, to propozycja dużo rozsądniejsza. I dlatego spotkała się ona z przychylnością pozostałych krajów członkowskich. Dzięki Tuskowi do inwestorów płynie wyraźny sygnał, że nie można wrzucać wszystkich państw Europy Wschodniej do jednego worka.

To jasne, że problemy, z jakimi dziś boryka się UE, nie powinny sprawić, że w odmienny sposób potraktujemy „bogaty Zachód” i „biedny Wschód”. Tym bardziej, że dziś o wiele istotniejszy jest podział na kraje należące do strefy euro i te, które znajdują się poza nią. Czy też podział na te kraje, które mają poważne problemy z kredytami mieszkaniowymi – takie jak Węgry czy Irlandia, i kraje, których kryzys na rynku mieszkaniowym nie dotyka w tak dużym stopniu.