Agnieszka Romaszewska-Guzy przestała być szefową TV Polonia i nadającej na Białoruś publicznej stacji TV Biełsat. Jak nie bez racji skomentowało to TVN24, były wszechpolak Piotr Farfał zrobił prezent Łukaszence. LPR i "Samoobrona", które dzisiaj rządzą publicznymi mediami, będąc jeszcze częścią koalicji rządzącej całym polskim państwem, były tej koalicji skrzydłem proputinowskim i prołukaszenkowskim. Ich liderzy i działacze publicznie wygłaszali na cześć Łukaszenki i Putina pochwalne peany, a czasami nawet jeździli na zloty zdrowej moralnie, upaństwowionej młodzieży ze Wschodu. Dzisiaj przez chwilę mogą swoje geopolityczne sympatie bez skrępowania wyrażać. Zatem wyrażają.
>>> Zaremba: Bez Romaszewskiej nie będzie Biełsatu
Nie wierzę w rewolucyjną moc TV Polonia czy TV Biełsat, nie wierzę w ich zdolność do obalania tyranów i ustanawiania liberalnej demokracji na Wschodzie. Ale Polakom na Białorusi należy się od polskiego państwa pomoc, której te media były częścią. I szczególnie one powinny działać w sposób ciągły, pod osłoną politycznego, ponadpartyjnego konsensusu. A jednak również ta część mediów publicznych trafiła do kotła polsko-polskich partyjnych i ideologicznych porachunków. TV Biełsat nadaje dopiero od 2007 roku. A już stanie się obszarem partyjnych czystek, a potem kontrczystek - i tak aż do kompletnego zniszczenia i zmarginalizowania całej instytucji.
W ramach nadchodzącego nowego podziału łupów na Woronicza, zostanie też zreformowane (to eufemizm oznaczający zwykle likwidację) ogólnopolskie TVP Info. Bo nadaje na częstotliwościach ośrodków lokalnych, a po przejęciu mediów publicznych przez nową partyjną "trojkę" powróci się do o wiele bardziej wygodnego i plastycznego dzielenia się partyjnymi wpływami i funkcjami na poziomie każdego z ośrodków lokalnych. Likwidacja TVP Info sprawi, że będzie co dzielić. W Bydgoszczy, Krakowie czy Gdańsku zacznie się znowu, jak za dawnych czasów, obfity wysyp programów i programików SLD-owskich, PSL-owskich, PO-wiackich. No bo w tym akurat rozdaniu PiS reprezentowane nie będzie.
Los publicznych mediów to kolejny dowód na to, że wszystko, co jest w Polsce państwem czy sferą publiczną, jest regularnie i z determinacją niszczone. Każda kolejna rządząca partia czy koalicja partyjna robi z podległymi sobie instytucjami - od ministerstw po media publiczne – to, czego Mariusz Walter, Piotr Solorz, Ryszard Krauze czy Jan Kulczyk nigdy nie zrobiliby z własnymi telewizjami czy spółkami.
Ostatnio pewien znajomy nauczyciel, pracujący od kilku lat w jednym z naszych ministerstw, opowiadał mi ze zgrozą o włóczących się po korytarzach tego ministerstwa gromadach ludzi z PiS, LPR i PO. Większość z nich to upiory, osadzone przez partie, które już nie rządzą. Ale kolejne fale partyjnych kolonizacji następują po sobie tak szybko, że nikt nie nadąża już zwalniać wszystkich poprzednich kolonizatorów. Więc gromady partyjnych upiorów włóczą się po korytarzach. I pobierają pensje, co najmniej w stopniu wicedyrektora departamentu czy członka gabinetu politycznego. To tak, jakby Walter musiał utrzymywać trzy alternatywne obsady TVN24, z których tylko jedna by pracowała. Żadna firma tego nie wytrzyma, a polskie państwo musi.
Jaki z tego wniosek? Sprywatyzować polskie państwo do końca? Uczynić je spółką akcyjną, której pakiet kontrolny podzieli się pomiędzy - dajmy na to - Solorza, Krauzego, Kulczyka i Waltera? Ten czarny sen Mariusza Kamińskiego, Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry nie jest moim marzeniem. Ale nie jest też moim najczarniejszym snem. Co najwyżej snem szarym, tak samo szarym jak rzeczywistość polskiego państwa i polskiej sfery publicznej niszczonych przez partie. Zresztą pewnie czterej wymienieni tutaj panowie – wbrew lękom Kamińskiego, Kaczyńskiego czy Ziobry - nie chcieliby brać na swoje barki takiej aż odpowiedzialności. Polska historia uczy nas od wieków, że tutaj zawsze łatwiej jest kooperować na własnych warunkach ze słabym państwem, niż brać na siebie odpowiedzialność za jego wzmocnienie.
Ja osobiście, po śmierci mojej ostatniej nadziei związanej z polską polityką - jaką było zagłosowanie w 2005 roku przez 2/3 biorących wówczas udział w wyborach Polaków na PiS i PO, na Kaczyńskiego i Tuska, jako potencjalnych koalicjantów mogących się wspólnie podjąć naprawy państwa - nie widzę żadnej siły politycznej, która miałaby projekt (nie mówiąc już o zdolnościach czy sile) zbudowania tutaj suwerennego państwa i ponadpartyjnej sfery publicznej. Stąd moje pytanie: kto zbuduje Polakom silne państwo czy publiczne media, skoro partiom politycznym i ich barwnym liderom to zadanie definitywnie się nie udało? Zrobi to Bruksela? Amerykanie? Rosja? Niemcy? Paru ludzi z listy 100 najbogatszych Polaków? A może Episkopat?Zachęcam internautów do zgłaszania własnych kandydatów do naprawy państwa. Ale nie mówmy o marzeniach czy własnych, osobistych pasjach. Mówmy wyłącznie o tym, co realne.