Można przecież było wyobrazić sobie dziesiątki znanych powszechnie sposobów wybrnięcia z afery - od nieoficjalnych, często stosowanych, przeprosin, po ugodę pozasądową. Obie strony wolały jednak iść do końca, do ściany, przedkładając osobiste emocje nad dobro ich własnego środowiska politycznego i jakość debaty publicznej.
O ile jednak Dorn jest dziś outsiderem, to Kaczyński płaci za tę sprawę poważną polityczną cenę. Po pierwsze przypomina Polakom o starej w sumie już sprawie rozstania z byłym szefem MSWiA. Po drugie, pokazuje niezdolność do zamykania tego typu, nieistotnych dla polityki, spraw. Po trzecie odwraca uwagę od tego, co powinno być jego, lidera opozycji, misją: recenzowania rządu. Po czwarte wreszcie, wychodzi z tematu jako przegrany, a to zawsze boli.
Mleko się rozlało. Jedno, co można teraz Kaczyńskiemu radzić, to jak najszybsze zamknięcie tematu. Pięć tysięcy złotych to w porównaniu ze stratami, jakie poniósł, wchodząc w debatę o alimentach i rozwodzie Dorna, naprawdę niewiele.