Gdy przestraszona osoba z udawaną dziarskością próbuje przekonać świat, że niczego się nie boi to zazwyczaj wygląda to mało wiarygodnie. Tak też jest z Januszem Palikotem, który odpowiada na zarzut, że przesadził ze swoimi ostatnimi występami. Szczególnie z ostatnim czytaniem pracy doktorskiej Lecha Kaczyńskiego w muzeum komunizmu w Kozłówce.

Reklama

Bo stało się coś dla niego zaskakującego. Seria zaczęła się, gdy media zainteresowały się "bogatymi" studentami i emerytami finansującymi kampanię wyborczą milionera z Lubelszczyzny. Sprawa nie przycicha, przeciwnie - jak świadczy o tym publikacja w ostatnim "Newsweeku" - dochodzi do niej coraz więcej pikantnych szczegółów. Na dodatek nawet za anty-kaczystowskie happeningi Palikot przestał być głaskany po główce. Przed Kozłówką było odczytywanie akt z esbeckiej teczki Jarosława Kaczyńskiego. Nawet Stefan Niesiołowski huknął, że to nie fair, bo Kaczyński - jak stwierdził polityk z PO - miał przyzwoity opozycyjny życiorys. Trzeba przyznać, że to szlachetny odruch, bo wicemarszałek z PO ma powody by pamiętać porównanie z 13-letnimi dziewczynkami odważniejszymi rzekomo niż on.

To musi boleć, bo Janusz Palikot do tej pory zaznał więcej pieszczot niż prawdziwej nienawiści. Tę czuł jedynie ze strony swoich wrogów, czyli ludzi na których mu nie zależało. Tu jest inaczej - krytyka dobiega ze strony mediów, ludzi neutralnych, potencjalnych sojuszników (takich jak Ryszard Kalisz), wreszcie kolegów partyjnych. Akurat z Niesiołowskim, można rzec, Palikot grał w tej samej lidze. A tu taka nielojalność.

Czy kończy się sezon na Palikota? Nie. To inteligentny i majętny człowiek, więc pomysłów i pieniędzy na ich realizację mu nie zabraknie. Będzie to jednak stopniowe zsuwanie się z piedestału ku marginesowi. To proces odwracalny, więc Palikot będzie walczył, by zatrzymać i odwrócić to niekorzystne dla siebie zjawisko.

Reklama

W tej historii widać też jeszcze jedno. Palikot stracił ostatnio wyczucie. Happening zorganizował w momencie choroby Jadwigi Kaczyńskiej. Przegrał przez to w tabloidach. Te dały okładki z napisami, że prezydent spędził całą noc przy szpitalnym łóżku i gdzieś dalej małe kawałki o błazeństwach Palikota. To zestawienie było nie do wygrania.

Ale może rzeczywiście jest tak, jak pisze na blogu rozżalony Palikot, że to nieuczciwy argument opierający się na szantażu emocjonalnym. To nawet gdyby tego nie było przypomnijmy sobie, co cała Polska mogła zobaczyć w telewizji w ostatnie dni. Z jednej strony podniosła i malownicza uroczystość na Placu Zamkowym w Warszawie. Gdzie i głowa państwa i szef rządu wyglądali równie dostojnie. A z drugiej strony mało dowcipny happening z kiepsko przebranymi aktorami i nieudanymi rekwizytami. Tu estetyka też była po stronie przeciwnej niż Janusz Palikot.