JERZY JACHOWICZ: Głośno jest o pani wizycie na wtorkowym spotkaniu wyborczym Zbigniewa Ziobro w Krakowie. Jak wiadomo to m.in. z nim rywalizuje pani o wejście do europarlamentu. Podobno nieźle się na tym spotkaniu pani dostało.
JOANNA SENYSZYN: To prawda, nie było tam komfortowo.
Czyżby doszło wobec pani do rękoczynów?
Nie. Fizycznie nikt mnie nie tknął. Ale była taka nieprzyjemna sytuacja. Spotkanie odbywało się w amfiteatrze. Byłyśmy we dwie z panią Różą Thun. Blisko niej, w następnym rzędzie miałam zarezerwowane miejsce. Chciałam tam przejść, ale na siłę wepchał się przede mnie jakiś starszy agresywny mężczyzna, mówiąc, że on tam będzie siedział, bo nie może dopuścić, abym ja je zajęła. Nie chciałam się z nim mocować.
Jak wyglądało ewentualne porównanie sił?
Zdecydowanie na moją niekorzyść. Był co najmniej dwa razy cięższy niż ja, o potężnej tuszy. Wyglądał na osiłka, więc gdzie mnie do niego. Kruchej kobiecie.
No tak, nawet międzynarodowe przepisy nie zezwalają na pojedynki przy takiej dysproporcji wagi. Ale poważnie mówiąc, co pani w tej sytuacji zrobiła?
Zaczęłam się rozglądać za innym wolnym krzesłem. Kiedy je znalazłam i chciałam się do niego dostać, jakaś kobieta, wstała i w przejściu złośliwie zatarasowała mi drogę, dodając z zaciętą twarzą: "Nie przepuszczę!" Trwało to dobrą chwilę, zanim się zreflektowała, że będzie przesadą, jeśli będę całe spotkanie stała, bo będę bardziej widoczna.
Z nią też pani wykluczyła pojedynek? Choćby na słowa.
Nie stosuję agresji wobec nikogo. Ponadto nigdy nie walczę z kobietami, bo i tak kobiety są dyskryminowane. Odwrotnie musimy wszystkie nawzajem się wspierać. Dlatego ja popieram nawet kandydatki pisowskie. Lepiej, żeby weszła jakaś kobieta niż pan Ziobro.
Jak wynika z relacji z tego spotkania, kobiety obecne w amfiteatrze raczej pani nie wpierały.
To prawda. Wyzywano nas od czarownic, inne zapowiadali okrzykami, że wyrzucą przemocą.
A pani spodziewała się innego przyjęcia?
Myślałam, że uda mi się przynajmniej zadać panu Ziobrze kilka pytań. Ponieważ wcześniej odmawiał bezpośredniej debaty, zamierzałam zapytać go o kilka kwestii związanych z jego rolą w europarlamencie. Ponieważ ma o sobie bardzo wysokie mniemanie, silnie rozbudowane ego, uważa, że nie może rozmawiać z innymi kandydatami. Dlatego uznałam, że na ogólnie dostępnym dla każdego spotkaniu uda się podjąć rozmowę.
I pani chce we mnie wmówić, że ograniczyłaby się jedynie do rozmowy o europarlamencie? Że przy okazji nie wylałaby pani na Zbigniewa Ziobro swej żółci, co robi pani systematycznie od dłuższego czasu. I wypowiedziach dla mediów. I na swoim blogu.
Nie. Chciałam porozmawiać o wizji Polski w Europie, o tym co Ziobro chciałby zrobić dla naszego kraju. I na tym poprzestałabym. Jestem przekonana, że podczas takiej rozmowy ujawniłaby się pełna niewiedza pana Ziobro o jego przyszłości w europarlamencie.
Niektórzy komentatorzy uważają, że to co pani robi jest po prostu prowokacją. Świadomym zakłócaniem spotkań konkurenta.
Czy pani naprawdę wierzy, że nawet najbardziej demaskujące pani pytania, zmienią sposób widzenia ministra Ziobro przez obecnych na spotkaniu?
Przeciwnie chce jedynie pokazać kim jest Ziobro. Oczywiście dla tych trzystu osób obecnych w amfiteatrze, jego wiernych i fanatycznych zwolenników, ludzi zacietrzewionych, którzy są gotowi walczyć z każdym, kto nie kocha pana Ziobro, żadne argumenty przeciwne temu, co on głosi, nie mają żadnego znaczenia.
Ale jest jeszcze wielu innych potencjalnych wyborców, do tej pory niezdecydowanych do końca i takie pytania mogą im otworzyć oczy na prawdziwy obraz obecnego wice-Kaczyńskiego.