Współczesny klubowy futbol to wielki biznes i nikt już nawet nie próbuje twierdzić, że ważniejsze są jakieś bardziej wzniosłe sprawy, jak szlachetność sportowej rywalizacji. Informacja o tym, że Manchester United przystał na propozycję Realu Madryt i jest gotowy odstąpić swojego asa – Cristiano Ronaldo, za 93 miliony euro, burzy ten stereotyp. Nie jest to bowiem ruch uzasadniony ekonomicznie.

Reklama

Zdaniem ekspertów, nawet gdyby największa transakcja w dziejach futbolu doszła do skutku, to nie ma żadnych szans, aby się zwróciła. Po prostu nie da się w ciągu kilku lat, na które zostanie podpisany kontrakt, zarobić tyle na portugalskim skrzydłowym, ile wyda się na jego transfer i koszty utrzymania. O co zatem chodzi Realowi? Wiele wskazuje na to, że właściciele królewskiego klubu wracają do istoty sportu w sposób mocno przepoczwarzony. Jednak chcą być lepsi. Nie liczy się finansowy zysk, chodzi o zrobienie gigantycznego wrażenia, zaszokowania reszty stawki, pozostawienia w tyle konkurencji, stworzenia „galaktycznej” drużyny przy użyciu niewyobrażalnych pieniędzy. To wyjątkowa fanaberia wyjątkowo bogatych ludzi, którzy są akcjonariuszami klubu z Madrytu. Gdyby mogli zbudować lepiej grający zespół za mniejsze pieniądze z mniej znanymi zawodnikami, ta zabawa już by ich tak nie cieszyła. Pytanie tylko, czy można się tak bawić i czy istnieje jakaś granica. Ile pieniędzy można wydać na chłopaka biegającego za piłką? Dziesięć lat temu przy okazji rekordowego wówczas transferu Christiana Vieriego z Lazio Rzym do Interu Mediolan, watykański „L’Osservatore Romano” zajął zdecydowane stanowisko i wywołał ogólnoeuropejską dyskusję. „Płacenie takich pieniędzy za człowieka prowadzi do demoralizacji i obraża ludzi ubogich” – napisał organ stolicy Kościoła katolickiego. Dodajmy, że była to kwota o połowę mniejsza niż ta, która zostanie wydana na Cristiano Ronaldo.