Nie takie role grywała w swojej karierze. Tyle, że u Moliera czy Czechowa wszystko jest z góry ustalone, każda kwestia opracowana i do przewidzenia. A taki polityczny event to jedna wielka niespodzianka. Jak kula śniegowa - pchasz i nie wiesz, ani gdzie się doturla i w kogo wpadnie. Czy uda się wzruszyć publiczność i wzbudzić w ludziach współczucie, czy przeciwnie - pojawią się tylko podejrzliwe uśmieszki i ironiczne komentarze. Słowem - czy wyjdzie z tego Sawicka czy Jarucka. Tego nigdy się nie wie.

Reklama

Najsłynniejsza aktorka ostatnich dni, Anna Cugier-Kotka zapewnia, że ze sztabem Prawa i Sprawiedliwości podpisała kontrakt tylko na udział w reklamówce wyborczej. Wypad do Radomia na konwencję PiS, dokładnie przed tygodniem, na samym finiszu kampanii, był już, mówi, aktem w stu procentach charytatywnym. – Po tym, co mnie spotkało, po prostu nie mogłam się zachować inaczej. Nie chciałam chować głowy w piasek – wyjaśnia, nawiązując do szykan, jakie spadły na nią po występach w wyborczym spocie. Na konwencji w Radomiu weszła na mównicę i przy szalonym aplauzie zwolenników PiS, pokazała Donaldowi Tuskowi czerwoną kartkę. Jak twierdzi, chociaż jest zawodową aktorką, zrobiła to całkowicie darmo. Kilkanaście godzin potem, pod własnym domem, została - jak twierdzi - poturbowana i wyzwana od „pisowskich dziwek".

Jej znajomi z Prawa i Sprawiedliwości, w tym Jacek Kurski, dowiedzieli się o napaści jeszcze tego samego dnia, w sobotę. To wiemy na pewno. Cugier-Kotka była przerażona, bała się wyjść z domu, choćby na ulicę. Od lat ma kłopoty z kolanem, w które przed laty wszczepiono implanty, a napastnik (lub napastnicy) mieli ją kopnąć właśnie w tę wrażliwą część ciała. Może ze zdenerwowania, może z innych powodów, początkowo zrozumiano, że poturbowano ją jeszcze w piątek. Potem Cugier-Kotka trzymała się wersji o sobocie. Ktoś z politycznych przyjaciół miał nawet do niej zajrzeć, wesprzeć, zapewnić bezpieczeństwo, ochronę. Pech chciał, że akurat wszyscy już byli poza stolicą.

Zaczęła się cisza wyborcza, więc zrodziło się pytanie: nagłośnić sprawę? Co z tego wyniknie? Powiedzieć prezesowi, by wspomniał o brutalnym ataku w finalnym przemówieniu w niedzielę? Jak to zostanie odebrane?

Niewiadomych było stanowczo zbyt wiele. Postanowiono więc poczekać do końca wyborów.

Reklama

Serial wystartował na początku tygodnia i trwa do dziś. W poniedziałkowym odcinku Jacek Kurski zaapelował: „Tę sprawę trzeba wyjaśnić". We wtorek Cugier-Kotka rozchwytywana przez media wyjawiała szczegóły sobotniego zajścia, ale zmęczenie przeszkodziło jej złożyć zeznania policji. Prezes PiS Jarosław Kaczyński publicznie dzieli się wątpliwościami: „Nie wiem, czy to było zlecenie, czy wystąpienie pewnej części elektoratu Platformy Obywatelskiej". W środę, a więc dopiero po pięciu dniach, bohaterka oficjalnie informuje policję o zdarzeniu. W czwartek Kurski anonsuje interpelację do premiera w sprawie brutalnej napaści na osobę związaną z opozycją. W piątek aktorka umawia się z policją na przegląd zdjęć potencjalnych napastników. Akcja trwa.

Urodzona aktorka

Reklama

Siedzimy w kawiarni z kubańskimi cygarami. Cugier-Kotka zaciąga się papierosem („Chyba pani rozumie, że w tej sytuacji mogę być zdenerwowana"), telefony non stop dzwonią, obie doskonale wiemy, że umówieni policjanci już od dłuższej chwili stoją pod drzwiami jej mieszkania, a bohaterka tygodnia spokojnie dopija sok pomarańczowy. „Naprawdę, muszę lecieć" – powtarza i spokojnie odpowiada na kolejne pytanie. Godzinę wcześniej nagrywała wypowiedź dla Polsat News, poprzedniego wieczora występowała w TVN 24. – Cieszy panią ta popularność? – pytamy. A Cugier-Kotka kładzie nogę na nogę, zaciąga się cygaretką i zapewnia, że nie bardzo. – Ale dzięki temu policja przynajmniej zajmie się sprawą. Dlatego bardzo się spieszę, bo funkcjonariusze już na mnie czekają – powtarza. I... siedzi dalej.
Grała już naprawdę poważne rolę, ale jeszcze nigdy na tak wielką skalę i dla tak dużej publiczności. Niewykluczone, że gdyby nie tragiczny wypadek w czasach studiów – tramwaj wjeżdża w auto, w którym aktorka podróżuje – stąd do dziś kłopoty zdrowotne z kolanem, znalibyśmy to nazwisko z zupełnie innych afiszy. Do łódzkiej Filmówki dostała się z szóstą lokatą, na czterystu kandydatów naprawdę bardzo dobry wynik.

– Tęsknię za sceną. Aktorstwo to mój pierwszy, ukochany zawód – mówiła w czasie kampanii.

Na trzecim roku studiów gra Filamintę w „Uczonych białogłowach” Moliera. Po tym spektaklu dostaje propozycje z poważnych scen, ale wypadek samochodowy przekreśla szanse na angaż. Wygląda na to, że początkowo nawet godzi się z tym – przez półtora roku pracuje jako rzecznik Casinos Poland w rodzinnym Wrocławiu.

Ale wciąż ciągnie ją na scenę. Po kilku latach puka do Wałbrzycha, tam teatrem kieruje znany reżyser i scenarzysta, legenda trójmiejskich teatrów studenckich Wowo Bielicki. Wałbrzyska scena nie cieszy się akurat świetnymi recenzjami, ale słynie z tego, że początkujący aktorzy dostają tam angaż bez większych problemów. – Przychodzili do mnie ludzie, którzy naprawdę chcieli grać. Pamiętajmy, że to była prawdziwa prowincja, nie żaden wiodący teatr – wspomina reżyser. Samej Anny Cugier-Kotki (wówczas posługującej się panieńskim nazwiskiem Cugier) raczej nie pamięta. Ale kiedy przypominamy, że oprócz ról w jednoaktówkach Czechowa, pojawiła się u niego również w „Paradzie natrętów” Simona Graya, Bielicki komentuje: – O, jeśli w tym grała, to na pewno była przydatna.

Przez trzy kolejne sezony występuje na deskach teatru w Gorzowie. Jednak stan zdrowia po wypadku z tramwajem, twierdzi dzisiaj, przekreślał szansę na prawdziwą aktorską pracę. Wowo Bielicki dorzuca, że, by zaistnieć w zawodzie, potrzebne są nie tylko zdrowie i talent, trzeba jeszcze trafić na dobrego reżysera, odpowiednią rolę. – Trzeba mieć fart – podsumowuje. W każdym razie Annie Cugier przytrafia się już tylko epizod w fabularnym filmie „Trzeci” z Markiem Kondratem, Jackiem Poniedziałkiem i Magdaleną Cielecką. I na tym jej aktorską karierę można by uznać za zakończoną. Przynajmniej oficjalnie.

Specjalistka od prowokacji

W 2000 roku zaczyna się siedmioletnia przerwa w karierze zawodowej niespełnionej aktorki. W tym czasie wychodzi za mąż za Skandynawa, do panieńskiego nazwiska dołącza drugie – Kotka, brzmiące identycznie – mówi znajomym – jak miasteczko gdzieś w południowej Finlandii. Na wrocławskim uniwersytecie kończy podyplomowe studium z komunikowania i kreowania wizerunku w mediach. – By nie siedzieć w domu, próbowałam swych sił w nowej dziedzinie i szło mi naprawdę nieźle – zapewnia.

Kłopot w tym, że nie chce powiedzieć, gdzie pracowała, kogo szkoliła, o czyj wizerunek dbała. Musimy uwierzyć na słowo, iż była ceniona w branży, choć nikt o niej nie słyszał. Nie założyła własnej firmy, w żadnej też nie zatrudniła się nawet na umowę-zlecenie. Może pracowała na czarno? – Nie. Po prostu udzielałam porad nieodpłatnie – odpowiada zaskakująco Cugier-Kotka i dorzuca kolejną odpowiedź, równie wiarygodną: – Traktowałam to jako swoje hobby.

Dopiero w Superstacji, nowej telewizji informacyjnej, która reklamuje się spikerkami rozbierającymi się podczas czytania wiadomości, dostaje normalny etat. Zostaje zatrudniona jako kierownik produkcji, co w tej stacji oznacza głównie umawianie gości i dbanie, by przybyli na czas do studia i nie pogubili się w nim. Polityk SLD Ryszard Kalisz pamięta ją jak przez mgłę: – Witała każdego gościa. Proponowała kawę lub herbatę i prowadziła do studia.

Pieniądze w tej pracy nie są może oszałamiające, ale jest szansa na zdobycie nowego zawodu, którego pilnie się uczy. W stacji panuje niesamowity bałagan, na wizję trafiają autentyczni amatorzy, wciąż brakuje ludzi do pracy za groszowe pensje – nic dziwnego, że Cugier-Kotka szybko dostaje propozycję zatrudnienia przy satyrycznym programie z politykami „Czarno na białym”.

To ciekawsza rola niż podawanie kawy lub herbaty, a na pewno namiastka prawdziwej sceny. Ma prowokować, zabawiać, żartować, by ożywić gadające głowy, które przychodzą do stacji. Dzięki aktorskim umiejętnościom nowe zajęcie nie wydaje się sprawą kłopotliwą, choć to sceny bynajmniej nie z Gombrowicza czy Mrożka. Gra odważnie, dość hałaśliwie, w każdym razie na pewno udanie prowokuje zaskoczonych polityków.

W trakcie programu z Julią Piterą wchodzi przed kamerę i namawia posłankę do przyklejenia wąsów. Kiedy indziej skutecznie nalega, by Ryszard Kalisz usiadł na jej kolanach, a potem mierzy obwód jego brzucha własnymi rękoma. Innego z gości, Krzysztofa Rutkowskiego, prowokuje, wymachując przed nosem torebką, by pokazał, jak pokonać kobietę. Rutkowski ociąga się, wyraźnie nie ma ochoty wystąpić w roli damskiego boksera, ale Cugier-Kotka nie ustępuje – gdy w końcu rzuca się na niego i próbuje dusić własnym szalem, detektyw jednym ruchem kończy zabawę i posyła aktorkę do parteru, czyli na podłogę.

Zasób jej pomysłów wygląda na niewyczerpany. Leszkowi Millerowi chce na przykład zrobić zastrzyk, tyle że były premier nie ma ochoty na paramedyczny eksperyment. Tam też nieoczekiwanie kładzie swe długie, efektowne nogi na kolanach Jacka Kurskiego (tego, który wyśnił ją sobie potem w reklamówce wyborczej PiS) i zapyta wyzywająco: „Jak można pana zdobyć?”, co natychmiast przypomną jej przeciwnicy, gdy pojawi się w spocie Prawa i Sprawiedliwości.

Nauczycielka niemieckiego

Podobno początkowo nie podoba się jej pomysł z wchodzeniem na wizję. Stacja jest bez wątpienia obciachowa, poza tym wszystkie te scenki na niezbyt wyszukanym poziomie Cugier-Kotka ma grać zupełnie darmo. Ale powoli dołącza do autorów programu z własnymi pomysłami. – Była dla mnie jasne, że to niespełniona aktorka, która nie ma pracy w swym zawodzie – wspomina Robert Patoleta, jeden z autorów „Czarno na białym”.

Nie da się ukryć, że wciąż marzy o powrocie na scenę i czeka na swoją szansę. Przynajmniej do jednej z agencji aktorskich zanosi na wszelki wypadek portfolio. W efekcie jej twarz, nieznana, przeciętna, pasująca do stereotypowego wizerunku polskiej pielęgniarki, zainteresuje dom produkcyjny, który przed ostatnimi wyborami do parlamentu nagrywać będzie reklamówkę dla Platformy.

W Superstacji nikomu nie mówi o tym wyborczym incydencie, więc wszyscy są nieco zdziwieni jej występem. Nie bardzo wiadomo, dlaczego to tajemnica, tu nikt nie miałby nic przeciwko, cała Superstacja i tak przecież gorąco popierała Tuska. Mimo to rolę pielęgniarki popierającej PO Cugier-Kotka ukrywa przed współpracownikami. Podobnie będzie zresztą w kolejnej stacji, do której trafi, czyli TV Puls.

Tu też jest raczej skryta, wielu nie ma nawet pojęcia, że to zawodowa aktorka. Nie wyróżnia się politycznie, podczas rozmów na tematy obyczajowe lokuje się raczej w głównym, liberalnym nurcie. Bardzo zależy jej na pracy, pilnie się uczy, szybko poprawia błędy – tu też jest kierownikiem produkcji, ale już w pełnym tego słowa znaczeniu – koordynuje wydawców, nadzoruje scenografię, pilnuje terminów. Według naszych rozmówców ma spore problemy, między innymi ze zdrowiem i pieniędzmi (więc gdy pojawi się po dwóch latach w reklamie wyborczej PiS, dla kolegów ze stacji będzie oczywiste, że wykorzystała okazję, by dorobić parę groszy).

W każdym razie nikt nie kojarzy jej zaangażowania politycznego, żadnych debat, ripost, uwag, nic. Z Telewizji Puls, nękanej zwolnieniami grupowymi, odchodzi jako jedna z ostatnich. Musi mieć spory problem – według „Super Expessu” w marcu tego roku policja otrzymała zgłoszenie od jej przyjaciółki, która alarmowała, że Anna Cugier-Kotka straciła pracę, ma problemy osobiste i próbuje targnąć się na życie.

Teraz próbuje sił w kolejnym fachu – uczy niemieckiego. Ma do tego odpowiednie certyfikaty i kwalifikacje. Na zlecenie Instytutu Goethego koordynuje właśnie akcję promującą ten język w Polsce. Dziś tak zarabia na chleb, ale może w przyszłości odda się polityce? Jeszcze w kampanii gwarantowała, że i rozczarowanie rządami Platformy Obywatelskiej, i poparcie dla PiS są z jej strony całkowicie szczere. – Byłam w końcu twarzą tych wyborów. Więc może nadal będę angażować się w politykę? – zastanawia się, choć bez większych emocji. Te rozpalają jedynie kwestie dotyczące jej aktorskich możliwości. – Zdarzało się, że mówili o mnie „trzecioligowa aktorka”! – wciąż nie może zapomnieć złośliwych komentarzy po jej występach w wyborczym spocie i rozmarza się: – Gdyby tylko mogli zobaczyć mnie na prawdziwej scenie, wtedy mieliby prawo zabrać głos!