Od razu było wiadomo, że nominując Gowina na ministra sprawiedliwości, premier wsadza kij w mrowisko nie tylko w świecie polityków, ale i prawników. W środowisku tych pierwszych krakowski polityk przysporzył sobie całkiem pokaźne grono wrogów, publicznie wyrażając konserwatywne poglądy na sprawy obyczajowe, rolę kościoła, stosunek do finansowania in vitro. Równie wielu antagonistów musiał przysporzyć majowy wpis Gowina na Facebooku, że korporacje prawnicze służą „przykrywaniu złodziejstwa i oszustwa”. To zdanie wywołało w środowisku burzę, która zaowocowała listami oburzonych radców i adwokatów do marszałka Sejmu oraz zapowiedzią sądowego pozwu. Wpis zniknął, pojawiły się natomiast przeprosiny. Do pozwu nie doszło.

Reklama

Jarosław Gowin nie zawsze chciał zostać politykiem. Jako nastolatek grał w piłkę w rodzinnym Jaśle, stał na bramce w drużynie „Czarni Jasło”. Nie zapisał się w historii tego klubu jako najbardziej uzdolniony piłkarz, ale na pewno wyróżniał się obowiązkowością. Nie był też prymusem w szkole, co nieco martwiło rodzinę, aż do chwili, gdy oznajmił – ku zaskoczeniu wszystkich – że zdaje na filozofię na krakowskim UJ. Zaskoczenie musiało być tym większe, gdy się dostał, bo wydział był naprawdę elitarny i co roku przyjmował zaledwie dziesięciu nowych studentów. Po studiach zaczął karierę naukowca w Instytucie Nauk Społecznych Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Krakowie. Związał się silnie ze środowiskiem katolickiego miesięcznika „Znak”, którym potem przez ponad dekadę sam kierował. Nie pije, nie pali. Nocuje poza hotelem sejmowym. Choć kocha piłkę i w telewizji ogląda głównie rozgrywki UEFA, nigdy nie grywał z Tuskiem na warszawskiej Polonii. Jarosław Gowin ma żonę i trójkę dzieci, ale wbrew współczesnym trendom nie wykorzystuje ich w swym politycznym życiu.

Do polityki wszedł, gdy na scenie politycznej trwało wielkie przemeblowanie spowodowane ujawnieniem afery Rywina. W 2005 r. kandydował do Senatu (zdobył 157 tys. głosów), w 2007 r. jako krakowska „jedynka” do Sejmu (oddano na niego ponad 160 tys. głosów, co oznaczało piąty wynik w skali całego kraju). W tegorocznych wyborach poziom poparcia znacznie się zmniejszył – głosów było już tylko niewiele ponad 62 tys. Być może zdecydował o tym dość krytyczny stosunek Gowina do macierzystej partii, którą zdarzało mu się nieraz publicznie krytykować, ale na pewno nie zaangażowanie w sejmowe prace. W wielu rankingach medialnych zyskiwał opinię jednego z najpracowitszych parlamentarzystów.

Reklama

Mimo to nominacja na ministra sprawiedliwości była zaskoczeniem dla całego środowiska PO, co ujawnił wypowiadany na gorąco komentarz jego poprzednika. – To nie jest resort, w którym można filozoficznie patrzeć na przebieg zdarzeń za oknem gabinetu – mówił wyraźnie rozżalony Krzysztof Kwiatkowski i trudno się dziwić tej reakcji – on sam miał nie tylko całkiem wysokie notowania w rządzie Tuska, ale osobiście wspierał Gowina w czasie ostatniej kampanii. Dla niego przyjechał do Krakowa, by wspólnie zapowiedzieć wprowadzenie edukacji prawnej do szkół.

Wygląda na to, że nowy minister z racji swych wyrazistych poglądów nie podąży tropem zapowiadanych trendów w krajowej legislacji. Kilka dni przed powołaniem nowego rządu jeden z wiceministrów sprawiedliwości zapowiedział konieczność prawnego uregulowania sytuacji osób transseksualnych, co portale mniejszości seksualnych przyjęły z prawdziwym zadowoleniem. Dziś pod rządami Jarosława Gowina trudno będzie sobie takie regulacje wyobrazić. Podobnie, jak spełnienie wielu innych postulatów radykalnej lewicy. Sam, zapytany chociażby o możliwość adopcji dzieci przez pary homoseksualne, mówi krótko: „Po moim trupie!”.