Poniedziałek, godzina 12.45. Aktorka Anna Cugier-Kotka pojawia się w wejściu do gmachu sądu dla dzielnicy Warszawa-Wola przy ul. Kocjana. Za dziesięć minut ma rozpocząć się rozprawa, w której ma być wysłuchana jako świadek. Jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, sprawa dotyczy zatargu z inną kobietą, która jest jej winna pieniądze. Aktorka idzie jednak niepewnym krokiem, przykuwa tym uwagę pracownika ochrony. Po chwili strażnik ma pewność: od kobiety czuć alkohol. Wzywa funkcjonariusza policji sądowej, który natychmiast prosi o przyjazd patrolu interwencyjnego.

Reklama

>>> Cugier-Kotka donosi policji na dziennikarzy

"Policjant poinformował kobietę, że zgodnie z zarządzeniem prezesa osoby pod wpływem alkoholu nie mogą przebywać na terenie sądu" - mówi DZIENNIKOWI Katarzyna Żuchowicz z biura prasowego sądu okręgowego.

Jednak Anny Cugier-Kotki to ostrzeżenie nie zatrzymało. Zdecydowana była wejść do sądu bez względu na wszystko: ruszyła w kierunku sal, gdzie odbywają się rozprawy. "Policjant stanął na jej drodze. Zaczęła się z nim przepychać, krzyczeć. Nie reagowała na prośby o uspokojenie się, za to uderzyła funkcjonariusza w twarz" - wynika z relacji świadków incydentu, do których dotarliśmy.

Reklama

Policjant obezwładnił aktorkę. Kobieta chciała się wyswobodzić: szarpała się i krzyczała, po chwili upadła na ziemię. "Gdy policjant ją podnosił, uderzyła go długopisem, porwała mu także koszulę" - twierdzi świadek. Przy okazji nie szczędziła przekleństw.

Według relacji obserwatorów aktorka próbowała uciekać, ale policjanci jej na to nie pozwolili. Początkowo nie chciała się również poddać badaniu alkomatem, ale zgodziła się, gdy funkcjonariusze zagrozili jej przymusowym pobraniem krwi. Wynik był bezdyskusyjny: dwie kolejne próby wykazały: 0,86 mg (ok. 1,6 promila) oraz 0, 77 mg (1,4 promila). Wtedy Cugier-Kotka uspokoiła się i wytłumaczyła, że w niedzielę piła szampana, a w poniedziałek rano tylko butelkę piwa.

>>> Cugier-Kotka nie pamięta bandytów

Reklama

"Nie chcę mówić o szczegółach. Faktycznie doszło do pewnego incydentu w gmachu sądu. Dla nas skończy się on skierowaniem do prokuratury doniesienia o znieważenie funkcjonariusza na służbie i naruszeniu nietykalności" - mówi rzecznik stołecznej policji Marcin Szyndler.

Aktorka odzyskała wolność dopiero ok. godziny 17.30. We wtorek chcieliśmy ją zapytać o jej wersję wydarzeń z poniedziałku. "Ja nic o żadnym incydencie na Kocjana nie wiem" - odpowiedziała DZIENNIKOWI.

Cugier-Kotka ściągnęła na siebie zainteresowanie mediów, gdy wzięła udział w kampanii wyborczej do europarlamentu po stronie Prawa i Sprawiedliwości. To była niezwykła wolta, gdyż w poprzednich wyborach zachęcała do głosowania na Platformę Obywatelską. W nowych spotach mówiła, że popiera PiS, gdyż jest rozczarowana pracą ekipy Donalda Tuska. Sama wzięła również udział w spotkaniach wyborczych u boku Jarosława Kaczyńskiego. To sprytne posunięcie z wykradzeniem aktorki Platformie najprawdopodobniej wymyślił Jarosław Kurski. Również on udzielił jej poparcia, gdy miesiąc temu w dramatycznych słowach opowiadała, jak została brutalnie pobita na swoim osiedlu. Napastnicy, kopiąc ją, mieli krzyczeć, że to kara za wsparcie Prawa i Sprawiedliwości.

Stołeczni policjanci jednak od samego początku mieli wątpliwości, czy do napaści rzeczywiście doszło. Po pierwsze poinformowała ich dopiero w sześć godzin po zdarzeniu. Przez kolejnych kilka dni nie potrafiła dotrzeć do komisariatu, aby złożyć zeznania. Gdy już się to udało, okazało się, że nie potrafi nic powiedzieć o wyglądzie napastników. Również lekarska obdukcja nie wskazywała na pobicie.

To jednak najnowszy, alkoholowy incydent może być prawdziwym ciosem dla Cugier-Kotki. Jak twierdzi Wojciech Cwalina, specjalista marketingu politycznego ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, medialno-reklamowa kariera aktorki jest skończona. "Przynajmniej jeśli chodzi o reklamę polityczną. Tego rodzaju kompromitacja dyskwalifikuje ją jako osobę, która miałaby promować pozytywny wizerunek polityka czy ugrupowania" - mówi Cwalina.