Ajatollah Chamenei wybrał drogę przemocy, ale zarazem obawia się użycia jej na wielką i masową skalę. Paradoksalnie podąża na razie znanym tropem szacha Rezy Pahlavi. Rewolucja islamska zaczęła się w styczniu 1978 r. od dwóch zabitych demonstrantów. Nie ma w tym nic nazbyt dziwnego, takiego właśnie wyboru zazwyczaj dokonują tyrani, jeśli miota nimi wewnętrzne poczucie słabości. Ale wiadomo co najmniej od czasu Tocqueville’a, że tak postępujący tyrani częściej wzmacniają, niż uspokajają żywioły rewolucyjne. Polityczna stabilizacja wymaga albo dialogu i kompromisu, albo terroru stosowanego bez wahań. Dlatego spokój na razie nie zapanuje w Teheranie.

Reklama

Jest jeszcze inne podobieństwo do historii sprzed trzech dekad. Irańscy szyici przeprowadzają rewolucje w rytm religijnych obchodów żałobnych ku czci swoich męczenników. Religia wymaga, aby ich czczono w trzecim, siódmym i czterdziestym dniu od śmierci. Rewolucyjne fale, które zmiotły niegdyś szacha, uderzały dokładnie w rytmie czterdziestodniowym. Czwartkowa wielka pokojowa demonstracja była obchodem w trzeci dzień ku czci pierwszych poległych w poniedziałek. Ale dopiero od ostatniej soboty zbuntowana szyicka młodzież ma swój prawdziwy symbol niewinnego męczeństwa. Jest nią zastrzelona na teherańskiej ulicy bezimienna dziewczyna – przez internautów nazwana Neda (Wołanie) – której proces umierania zarejestrował sekunda po sekundzie porażający amatorski film. Jej ofiara i niewinność wpisują tę śmierć w wielką szyicką tradycję męczenników, wywodzącą się od proroka Husejna, który wypowiedział posłuszeństwo tyrańskiej władzy Omajadów 14 wieków temu. Zaś jej młodość i uroda czynią z niej zarazem bohaterkę generacyjnego mitu młodych Persów. Upowszechnienie w internecie straszliwej sceny jej zgonu nadaje temu mitowi niebywałą skalę i moc.

„Cud”, „Anioł”, „Ikona dla świata”, „Głos Boga” – to jest język, jakim młodzi Persowie opisują tę śmierć na portalach. Zwielokrotniona przez internet synergia obydwu mitów każe obserwatorowi polityki już dziś stawiać pytanie: co zdarzy się w Teheranie w czwartek 30 lipca, w najważniejszy czterdziesty dzień żałoby po Nedzie?

Ajatollaha Chamenei powinny niepokoić także zaostrzające się deklaracje całkiem umiarkowanych w przeszłości islamskich przywódców. Musawi idzie wyraźnie „solidarnościowym” tropem, używając zapowiedzi strajku generalnego jako narzędzia presji na władzę i mobilizacji zwolenników. Na swoim portalu podjął nawet otwartą debatę nad sposobem jego organizacji. By móc ocenić wiarygodność tej groźby, trzeba by znać siłę opozycji w kręgach robotniczych. Dotąd jest ona widoczna tylko jako ruch młodego pokolenia. Ale determinację i klimat niegdysiejszego Wałęsy słychać także w deklaracji umiarkowanego byłego prezydenta Mohammada Chatami: uwolnić więźniów, zaprzestać przemocy, umożliwić pracę mediom, pozwolić na policzenie głosów niezależnie od reżimu. I przede wszystkim pamiętać, że „rewolucja islamska jest własnością protestującego ludu”! Ani Musawi, ani Chatami nie będą już bezpieczni w Iranie spacyfikowanym przez mułłów. Czeka ich więzienie albo ucieczka. A to znaczy, że opozycja ma liderów pozbawionych odwrotu.

Reklama

Irański konflikt nie rozstrzygnie się zatem ani w ciągu paru dni, ani nawet kilku tygodni. Z dnia na dzień spacyfikować by go mogła tylko fala masowego terroru. Tej chyba na razie nie będzie. Nie widać też realnych szans, aby masowe demonstracje mogły wymóc ustępstwa na twardych mułłach. Najprawdopodobniej Iran wszedł w przewlekły i wyniszczający kryzys obfitujący z jednej strony w protesty, z drugiej w represje. Kończy się podtrzymywany przez 30 lat islamski mit o pięknej i heroicznej rewolucji. A Iran staje się obserwowanym przez cały świat kolejnym punktem społecznego oporu przeciw tyranii.