Bałagan, jaki zrobili nasi politycy w mediach publicznych, jest niewyobrażalny. W tej chwili nie można przewidzieć żadnego konkretnego scenariusza. A wariantów jest mnóstwo. Chociaż największa nadzieja skupia się teraz na tym, że prezydent nie podpisze ustawy medialnej forsowanej przez Platformę. Jak dokładnie postąpi w tej sprawie Lech Kaczyński? Zawetuje ją czy odda do Trybunału Konstytucyjnego? Obie możliwości są co najmniej równoprawne, chociaż stawiam raczej na orzeczenie trybunału. Tym bardziej że właśnie o to zaapelowała do prezydenta OBWE.

Reklama

Po przekazaniu sprawy trybunałowi otworzą się kolejne warianty. A jeżeli KRRiT wybierze nową radę nadzorczą, pojawią się dwa następne. Minister Grad będzie mógł dołączyć do grona dziewięcioosobowej rady swojego przedstawiciela oraz dwie osoby Piotra Farfała. To jednak wydaje się mało prawdopodobne. PO będzie raczej chciała – choć to dla niej bardzo wstydliwe – uznać, że obecna KRRiT jest władna wybierać nową radę nadzorczą i nie prześle tam swojego przedstawiciela. A taka rada – uważam – nie będzie mogła w ogóle działać. Natomiast pan Farfał może zacierać ręce i z pokorą poczeka na rozwój wypadków. Jeżeli natomiast Krajowa Rada wybierze ośmiu członków, a minister Grad dołączy swojego do niej przedstawiciela, wtedy Piotr Farfał rzeczywiście będzie mógł się spakować. Wątpię jednak, by Platforma poszła w tym kierunku.

Ciekawsza sytuacja będzie wtedy, gdy prezydent sam zawetuje ustawę. Wtedy otworzy się przestrzeń do negocjacji z lewicą, która mogłaby przełknąć wstyd porażki ustawy medialnej sprzed dwóch tygodni. Będzie mogła się zgodzić na rozwiązanie problemu z Piotrem Farfałem i Krajową Radą. Oczywiście pod warunkiem, że nastąpi szybka nowelizacja ustawy, która zostanie przegłosowana, a weto odrzucone. Jeżeli jednak Krajowa Rada nie będzie mogła wybrać z siebie nowej rady nadzorczej, wtedy do gry wejdzie komisarz, którego widmo cały czas wisi w powietrzu. Wtedy również zaistnieje możliwość podziękowania panu Farfałowi. Tym bardziej że dotarły do nas informacje o dużych nieprawidłowościach finansowych telewizji publicznej.

W dzisiejszym zamieszaniu z mediami publicznymi wszyscy politycy od 1992 roku mają swój udział. Nie wypracowano poczucia, że media publiczne należą do obywateli. Słowo „nasze” zaczęto interpretować – „polityków”. I nic się nie zmieni, dopóki wyborcy nie zrozumieją, że politycy zwyczajnie zawłaszczyli sobie media. Telewizja oczywiście nawet w takich warunkach da sobie radę. Dopóki emituje reklamy. Znacznie gorzej wygląda sytuacja Polskiego Radia, które jednak zawsze realizuje misję mediów publicznych. A wygląda na to, że wszyscy zapomnieli o ledwo trzymających się rozgłośniach. Politycy jak najszybciej powinni zrobić ruch w kierunku rozdzielenia abonamentu dla radia i telewizji. Nie mam ochoty płacić na telewizję publiczną. Gdyby można było rozdzielić abonament i płacić tylko na jedno – w tym wypadku radio – tobym płacił.

Reklama

Dla Platformy tak jawne kierowanie się interesem własnym musi być niezręczne. A jej postawa paradoksalnie gwarantuje nietykalność Piotrowi Farfałowi i jest mocno zastanawiającym chichotem historii. Możliwe, że dotychczasowy prezes Telewizji Polskiej będzie nadal zawzięcie szefował TVP do 2010 roku. Wszystko to wygląda jak dorzecze, do którego spływają mniejsze i większe strumienie. Główny nurt obmywa nogi Farfała, a on się w nim z radością pluska.