Odnoszę wrażenie, że dzień pamięci o Powstaniu Warszawskim już od dawna istnieje. Szczególne znaczenie miał w okresie PRL, gdy zgromadzenia mające na celu upamiętnienie tego dnia były zabronione, ale co roku dziesiątki tysięcy ludzi 1 sierpnia przybywały na Powązki lub miejsca ważne dla wydarzeń powstańczych, by uczcić pamięć o powstaniu i jego ofiarach. Co więcej, ówczesne władze nigdy nie zdobyły się na to, by jakoś zdławić ten cichy opór obywatelski.

Reklama

Dlatego wydaje mi się, że by czcić pamięć o Powstaniu Warszawskim, niepotrzebna jest żadna sankcja ani ukaz prawny, bo taka pamięć jest żywo kultywowana od kilkudziesięciu lat. Oczywiście Państwo Podziemne funkcjonowało na terenie całej Rzeczpospolitej i Powstanie Warszawskie, również ze względu na skalę strat, jakie spowodowało, jest wydarzeniem rangi ogólnonarodowej. Stąd jego obecność w pamięci Polaków, choć – przyznajmy się szczerze – niestety w pamięci świata nie ma ono takiego znaczenia i nie przebija się do szerokiej świadomości. Wątpię również, by w istotny sposób ta sytuacja uległa zmianie w przyszłości.

W ostatnich latach pojawiła się moda, by w drodze uchwał sejmowych ustanawiać kolejne dni pamięci takie jak Dzień Solidarności i Wolności 31 sierpnia czy Dzień Polskiego Państwa Podziemnego 27 września. Oddawanie hołdu przez polski parlament jest oczywiście rzeczą jak najbardziej właściwą i pożądaną. Jednak ustanowienie takiego dnia ma charakter konkretnego postanowienia precyzującego, co danego dnia ma się dziać, jaki rodzaj uroczystości państwowych będzie przewidziany itd. Tymczasem odczucia co do form czczenia różnego rodzaju wydarzeń i rocznic są różne w różnych pokoleniach.

Dlatego takie formalizowanie, wtłaczanie tego dnia w jakieś formy nakazów i zakazów mogą zagłuszyć wszystko to, co w upamiętnianiu Powstania Warszawskiego jest dzisiaj bardzo spontaniczne i rzeczywiste. Co obserwujemy na własne oczy co roku. Dlatego opowiadam się za Narodowym Dniem Pamięci Powstania Warszawskiego, ale ustanowienie go w formie ustawy budzi we mnie poważne wątpliwości. Wolę jednak, by jego celebrowanie było wyrazem spontanicznych postaw społecznych.

Reklama

Należę do tych, w których powstanie wzbudza podziw dla poświęcenia ofiar, ich patriotyzmu. Natomiast uważam, że z punktu widzenia politycznego była to wielka narodowa klęska i porażka. W okresie PRL miała w jakiś sposób znacznie pozytywne, bo mobilizowała postawy i świadomość historyczną i narodową. Jednak jego olbrzymi koszt w porównaniu z zyskami jest nieporównywalny. Oddawanie hołdu powstańcom nie powinno więc przybierać formy cierpiętnictwa.

Polityk jest obywatelem i ma prawo brać udział w uroczystościach państwowych i ważnych rocznicach narodowych. Jednak próba zbijania przy tym swojego kapitału budzi we mnie niesmak. Czym innym jest oddanie hołdu przez przedstawicieli najwyższych organów władzy państwowej, co ma swój wielki walor dla odbioru społecznego, a czym innym niekończące się składanie wieńców przez poszczególnych działaczy politycznych. Moim zdaniem oficjalna obecność polityków na cmentarzu powązkowskim powinna zostać ograniczona do prezydenta, premiera i prezydenta Warszawy.