Stalin - wielki spryciarz - tak się uwijał na nowej posadzie, że skupił w swym ręku tak wiele władzy, że po przedwczesnej śmierci wodza nie potrzebna mu już była posada przewodniczącego.

Reklama

W Polsce dopiero Bolesław Bierut zaczął tytułować się pierwszym sekretarzem. W grudniu 1948 tzw. Zjazd Zjednoczeniowy łączący PPR z PPS w Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą obdarował go tytułem przewodniczącego partii. Natomiast w ZSRR pierwszego sekretarza zaczęto zwać Sekretarzem Generalnym. Stąd Genesek od Generalnyj Sekretar.

W krajach podlegających Kremlowi pierwsi sekretarze partii byli niczym pomazańcy. Bez zgody Moskwy byli nieusuwalni. Ważniejsi byli od premiera i szefa państwa.

Rzadko się zdarzało, aby szef partii komunistycznej został wybrany bez akceptacji Moskwy. W Polsce było to w 1943 roku, jeszcze w czasie wojny, gdy z powodu braku łączności radiowej z Kominternem, po aresztowaniu Pawła Findera i Małgorzaty Fornalskiej - sekretarzem PPR został wybrany Władysław Gomułka. Przed wojną komunista drugiego planu, absolwent "Leninówki" - dwuletniej szkoły kominternowskiej i więzień Rawicza. Dwaj wcześniej zgłoszeni kandydaci: Bolesław Bierut i Franciszek Jóźwiak dostali po dwa głosy, a Gomułka przebił ich trzema głosami "za". Stał się trzecim - po Nowotce i Finderze, jeśli nie liczyć Bolesława Mołojca - szefem PPR. Pierwsi byli zrzutkami spadochronowymi z kominternowskiej centrali, natomiast Gomułka był komunistą krajowym, który ze Lwowa nie udał się w 1941 na wschód, lecz na zachód do rodzinnego Krosna, a stamtąd do Warszawy.

Gomułka, mimo że był komunistą krajowym, ufał bez reszty Stalinowi. Przyszłość Polski chciał budować w ścisłej z nim współpracy. Godził się z nowymi granicami wschodnimi i liczył na rekompensaty na zachodzie. Uważał, że nasza niepodległość jest uzależniona od dogadania z Kremlem. Chciał porozumieć się z obozem londyńskim celem związania Polski nie z Churchillem, lecz ze Stalinem. Do końca życia w prywatnych rozmowach zapewniał, że gdyby Polacy londyńscy dogadali się z PPR, to Lwów pozostałby polski. Odmowę Piekałkiewicza przyjął jak policzek i po wkroczeniu do Polski Armii Czerwonej - z całych sił zwalczał obóz londyński.

W sylwestra z 1943 na 1944 rok udało mu się zorganizować atrapę parlamentu krajowego pod nazwą Krajowa Rada Narodowa. Jej emanacją był Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego PKWN. Szefem KRN - zwanym prezydentem - został rywal Gomułki Bolesław Bierut. Stalin rozgrywał na zasadzie: dziel i rządź.

W lipcu 44. Lublin stał się komunistyczną stolicą Polski, a wyzwolony od Niemców skrawek kraju poligonem doświadczalnym Sowietów. Gomułka popierał walkę z Polskim Państwem Podziemnym, a ujawniających się jego przedstawicieli: starostów, burmistrzów, wójtów więziono bądź mordowano. W byłych mordowniach gestapo stworzono sieć obozów pracy, przez które do 1956 roku przewinęło się pół miliona osób. Równocześnie wojska NKWD wywiozły za kordon graniczny około 50 tys. akowców i konspiratorów. Stalin ignorował podziemie londyńskie i skutecznie oszukiwał światową opinię publiczną. Znamienny był jego list do Churchilla. Po zajęciu Lublina, 23 lipca 1944 r., pisał: "... Wyłoniło się przed nami praktyczne zadanie administracji na terytorium Polski. (...) Uznaliśmy za konieczne nawiązać kontakty z Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego niedawno utworzonym przez Radę Narodową Polski, która ukonstytuowała się w Warszawie z przedstawicieli demokratycznych partii i grup. (...) Nie znaleźliśmy w Polsce żadnych innych sił, które mogłyby stworzyć polską administrację. Nie mogę uważać Polskiego Komitetu za Rząd Polski, możliwe jest jednak, że w przyszłości posłuży on jako trzon dla utworzenia tymczasowego Rządu Polskiego z sił demokratycznych...". Na co premier brytyjski odpowiedział: "...Polacy przyjaźnie usposobieni do Rosji powinni zjednoczyć się z Polakami przyjaźnie usposobionymi do Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Byłoby bardzo pożałowania godne, a nawet byłoby nieszczęściem, gdyby zachodnie demokracje uznały jeden organ Polaków, a wy uznalibyście inny...". List ten napisany jeszcze przed Powstaniem Warszawskim, a po Monte Cassino, abstrahował od gwarancji brytyjskich z 1939 roku, a także pomijał istnienie rządu polskiego w Londynie.

Reklama

Postawa Churchilla pół roku przed Jałtą, a także podobna Roosvelta, pokazują jak dalece osamotniony był nasz kraj. W San Francisco w 1945 roku w czasie pierwszej sesji ONZ zabrakło flagi polskiej. Wywieszono ją dopiero na żądanie Artura Rubinsteina, który oświadczył, że jeśli flaga się nie pojawi, on grał nie będzie.

Stalin mógł w Polsce robić, co chciał. W tym miejscu musi powrócić pytanie: czy Polska mogła istnieć po wojnie nie jako państwo komunistyczne. Nie od rzeczy będzie przytoczyć słowa Stalina wypowiedziane w kwietniu 1945 roku do Władysława Gomułki: "Wy przecież zbudowaliście Niepodległość. Gdyby nie PPR - nie byłoby Niepodległości. Wyście stworzyli armię, zbudowaliście aparat państwowy, system pieniężny, gospodarstwo, państwo. Mikołajczyk wówczas siedział na emigracji, a Morawski wlókł się w waszym ogonie". Warto jeszcze przypomnieć słowa Stalina powiedziane do Bieruta po ucieczce do lasu pułku Ludowego Wojska wywodzącego się z 27. dywizji wołyńskiej AK. "Albo się poprawicie, albo zostaniecie zastąpieni". W tym czasie przez Polskę przetaczały się milionowe armie radzieckie, do walki z podziemiem zostały rzucone trzy dywizje NKWD, a administracja PKWN była kontrolowana przez radzieckich doradców, którzy robili, co chcieli łącznie z aresztowaniem 16 przywódców Polski Podziemnej.

Działo się to za przyzwoleniem PPR i "Wiesława". Szef PPR odgrywał rolę zagończyka w czasie moskiewskich rozmów z Mikołajczykiem - w czerwcu 1945 przed powołaniem Rządu Tymczasowego, jak i w okresie poprzedzającym referendum 1946 i wybory w styczniu 1947 r. Jego wypowiedzi na wiecach były drastycznie ostre, nierzadko wulgarne, niestroniące od języka pełnego inwektyw.

Zmiana w postawie Gomułki nastąpiła na przełomie 47/48 r. Wtedy zorientował się, jak dalece Rosjanie chcą rządzić Polską. Zbyt późno! Gomułka stał się krytyczny w stosunku do nagonki na Titę, powołania Kominformu, sposobu jednoczenia PPS i PPR oraz kolektywizacji rolnictwa. Ta postawa była politycznym samobójstwem. W sierpniu 1948 roku Bierut uzyskał u Stalina zgodę na zastąpienie Gomułki. Dyktator nie uczynił tego z ochotą. Stałe skłócenie Bieruta z Gomułką było dla niego bardzo wygodne. To tłumaczy, dlaczego Stalin w grudniu raz jeszcze wezwał go do siebie. Rozmowa ostatnia, co najmniej trzydziesta z kolei, odbyła się w daczy Stalina w obecności Berii. Gdy kilkugodzinne nakłanianie do przyjęcia funkcji członka Biura Politycznego PZPR okazało się nieskuteczne Beria odezwał się złowrogo: "Wiecie, że towarzyszowi Stalinowi się nie odmawia?"

Słowa te dobrze zapamiętał Gomułka, bowiem przed swym aresztowaniem w 1951 roku przekazał osobiste papiery synowi z zaleceniem, aby w razie jego procesu zdeponował je u redaktora Turowicza, szefa "Tygodnika Powszechnego". Ten opór zrodził legendę Gomułki. Jego wrażliwość na kwestię suwerenności może zaskakiwać. Pochodził on z pokolenia kapepowców uznających hymn KPP: "Niech żyje polska republika rad".

Bierut - dla przyjaciół Tomasz - na partyjnym tronie szybko zorientował się, że jego fotel nie jest ani wygodny, ani trwały. Polska była intensywnie sowietyzowana. Eliminowano niepewnych oficerów i generałów, zastępując ich czerwonoarmiejcami będącymi, jak mawiano, na etacie Polaka. Marszałkiem Polski został Konstanty Rokossowski, a marszałek Rola-Żymierski trafił do celi więziennej. To samo dotyczyło generała Spychalskiego i setek oficerów przybyłych z Zachodu. Dla oczyszczenia wojska sprowadzono z Rosji pułkowników Woźniesieńskiego i Skulbaczewskiego. Zapisali się jako bezwzględni kaci.

Bierut szybko zorientował się, że może on panuje w Polsce, ale nie rządzi. Sieć, którą go omotano była tak szczelna, że protokoły z przesłuchań w kazamatach najpierw trafiały do Stalina i Berii, a dopiero potem do niego. Stąd ogromne zamieszanie wywołały zeznania generałów: Komara, Kuropieski, pułkownika Gerharda, którzy pytani o siatki szpiegowskie odpowiadali, że na ich czele stali... Bierut z Bermanem. Sterroryzowanym krajem rządziła Trójka: Bierut, Berman i Minc. Skryli się za stalinowską teorią, że wraz z umacnianiem się socjalizmu narasta walka klasowa.

W sensie gospodarczym Polska była intensywnie industrializowana. Odbudowywano fabryki, miasta i sieć komunikacyjną. Polska - kraj na szynach - utraciła na wschodzie 160 tys. kilometrów kwadratowych z Wilnem i Lwowem, a zyskała na zachodzie 103 tys. kilometrów z Gdańskiem, Wrocławiem i Szczecinem. W Poczdamie głównym sojusznikiem Polski był Stalin, który praktycznie wywalczył dla Polski Szczecin i Wrocław. Churchill uważał, że polskiej gęsi nie wolno przekarmiać, bo z nabytkami sobie nie poradzi. Stalin przeciwnie uznał, że im więcej zabierzemy Niemcom, tym mocniej zwiążemy się z ZSRR.

Plan trzyletni 1946 - 49 zrealizowano sprawnie. Natomiast plan sześcioletni z powodu zimnej wojny i militaryzacji gospodarki wykonano źle. Nieszczęściem był szaber państwowy na ziemiach zachodnich. Rosjanie dogłębnie ogołocili je z poniemieckich fabryk i infrastruktury. Z kolei rolnictwo zrujnowała kolektywizacja. Kołchozy okazały się niewydajne. Po śmierci Stalina i ucieczce pułkownika Światły - aresztował Gomułkę, Rolę-Żymierskiego, gen. Spychalskiego - oraz prymasa Wyszyńskiego - w Polsce rozpoczęła się odwilż. Rozwiązano Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, a destalinizatorem okazał się Światło, który przez dwa lata codziennie opowiadał w Wolnej Europie o Bierucie i jego ekipie. Te rewelacje zdestabilizowały system i pokazały jego przestępczy charakter. Bierut zmarł w Moskwie po zakończeniu XX Zjazdu KPZR. Ulica uczciła to niewybrednym wierszykiem: "Pojechał w futerku powrócił w kuferku".

Śmierć Bieruta zakończyła epokę komunizmu totalitarnego. Teraz pojęciami dominującymi w polityce miały być: suwerenność i praworządność. Edward Ochab - klerk partyjny o rodowodzie kapepowskim wybrany został pierwszym sekretarzem w marcu, w obecności Chruszczowa. Był to czas amnestii dla więźniów politycznych. Równocześnie miało miejsce rozliczanie z Bermanem, Różańskim, Fejginem i przywracanie stopniowe byłych więźniów do dawnych godności. Towarzyszyła temu ostra walka frakcyjna na szczytach partii między natolińczykami i puławianami. Pierwsi mieli za sobą wojsko i aparat represji, a puławianie byli mocni głównie w prasie. Sprawił to, że walka frakcyjna wyszła z gabinetów na łamy gazet, które ożywiły się niezwykle, a "Poprostu" stało się symbolem zmian. Siłą rzeczy wciągnęło to do walki politycznej sterroryzowane społeczeństwo, które zaczęło organizować się m.in. w klubach dyskusyjnych. Drugim tematem dnia była kwestia suwerenności. Nie oznaczała ona, w wersji oficjalnej, zrywania z ZSRR, lecz ustalenia równoprawnych stosunków państwowych. Tej sytuacji dramatycznego odchodzenia od zbrodni, a oficjalnie błędów przeszłości towarzyszyła wielka mizeria ekonomiczna spowodowana krachem gospodarki. Prymat inwestycji i przemysłu ciężkiego sprawił, że sklepy były puste.

W Polsce po raz pierwszy elita partyjna buntowała się przeciwko centrali. Dla marksistów - w wersji moskiewskiej - komunizm był zjawiskiem światowym i celem poszczególnych jego krajowych oddziałów - partii regionalnych takich jak PZPR - nie była walka o suwerenność państw, lecz budowa świata komunistycznego. Stąd pojęcie agenturalności komunistów na rzecz KPZR, dziś przywoływane, dla bojowców partyjnych było herezją. Hasło: "Proletariusze wszystkich krajów łączcie się" traktowano serio.

Edward Ochab z grupą centrystów rozkraczony między zwalczającymi się frakcjami próbował kończyć kryzys. Dlatego nie mógł powrócić do represji i musiał patrzeć przez palce na rozjątrzenie ulicy. Efektem było rozprężenie w partii. To z Warszawy rozszedł się w świat sensacyjny referat Chruszczowa. Ba sam Ochab naciskany przez "bratnie partie" na konferencji w Moskwie stanął dęba i oskarżył ZSRR, że przez lata brał z Polski węgiel za pół ceny. W tej sytuacji trudno się dziwić, że doszło do rewolty robotniczej w Poznaniu, zduszonej przez dywizje pancerne. Gdy wydawało się, że to już koniec reform, Ochab uznał, że tzw. "wydarzenia" były spowodowane błędami partii.

Gdy sądzono, że jego dni są już policzone, zdecydował się, wbrew instrukcji Kremla, pojechać na zjazd partii chińskiej. Tam dzięki awanturze - w jaką wdał się z Kaganowiczem - szefem delegacji radzieckiej, przypadł do gustu Mao. Dzięki temu, gdy Chruszczow zagroził Polsce inwazją - na Białorusi i Ukrainie stało już kilkadziesiąt dywizji, którymi następnie Żukow spacyfikował Węgry - Mao zdecydowanie potępił groźby wobec Polski. Było to 19 października 1956 r. w wigilię przylotu połowy biura politycznego KPZR do Warszawy. Przed rozstrzygnięciem sporu z Chruszczowem Ochab zaproponował Gomułce powrót na stanowisko pierwszego sekretarza.

Październik był więc bardziej dziełem Ochaba niż Gomułki. Pogląd ten potwierdza historia reformy prawa wyborczego. Ochab zaproponował, aby na listach wyborczych było dwa razy więcej kandydatów niż miejsc. Za to Gomułka wprowadził "kreskę wyborczą" co z wyborów ponownie uczyniło parodię. Natomiast niekwestionowaną zasługą Gomułki było zwolnienie z Komańczy prymasa Wyszyńskiego oraz pozbycie się z Polski Konstantego Rokossowskiego. Za to w polityce wewnętrznej Gomułka okazał się ortodoksyjnym komunistą, zwolennikiem cenzury i zglajszachtowania społeczeństwa. Dla niego dogmatyzm był grypą, a rewizjonizm - gruźlicą.

W polityce zagranicznej jego celem strategicznym było międzynarodowe uznanie granicy na Odrze i Nysie. To on powiedział, że gdyby gen. Anders na białym koniu powrócił do Warszawy, musiałby - dla zachowania polskiego Szczecina i Wrocławia - być posłusznym klientem Kremla. Aby nie drażnić Moskwy, z walki z tzw. antysowietyzmem uczynił polską rację stanu. Ograniczał wpływy Kościoła. Nie zgodził się na wizytę w Polsce Pawła VI i blokował powołania kapłańskie, biorąc kleryków do wojska. Bezwzględnie tępił spiski antyreżymowe i wysokimi wyrokami starał się zastraszyć społeczeństwo. Przyzwolił na hecę antysemicką w 1968 roku. Był zwolennikiem zbrojnego utrącenia praskiej wiosny. W końcu po 14 latach udało mu się podpisać traktat graniczny z kanclerzem Willym Brandtem. Wkrótce potem utopił Wybrzeże we krwi, wprowadzając nieprzemyślane podwyżki cen żywności. Odchodził w niesławie powszechnie znienawidzony, chociaż przez wielu uznawany jest za męża stanu.

Edward Gierek - z nim wiąże się komunizm pragmatyczny, czyli bezideowy. Wraz z jego dojściem do władzy z kierownictwa odeszli kapepowcy. Gierek był politykiem wyznaczonym w Moskwie na zastępcę Gomułki. Breżniew po doświadczeniu z Dubczekiem w krajach obozu wyznaczył zapasowych sekretarzy. Przyłożył też rękę do upadku Gomułki, wysyłając do KC PZPR list dezawuujący szefa partii. O Gierku, który chciał komunizmowi w Polsce nadać rozmach za pomocą kredytów zachodnich, można powiedzieć, że był wobec społeczeństwa zakładnikiem wzrostu gospodarczego. Dzięki odkręceniu kurków kredytowych do Polski popłynęła istna rzeka dewiz. Polsce pożyczano chętnie, uważając, że poręczycielem jej długów jest ZSRR.

Nieszczęściem Gierka, który chciał dzięki wzrostowi gospodarczemu, renegocjować z Moskwą naszą pozycję polityczną wewnątrz tzw. wspólnoty socjalistycznej, był brak rynku w Polsce. Ponadto gdyby nowe fabryki budował kapitał mieszany, Polska byłaby w stanie spłacać długi na zasadzie samospłaty. Tymczasem nasi planiści nie uświadamiali sobie, że na Zachodzie łatwo jest produkować, lecz trudno sprzedawać. Tym sposobem samospłaty okazały się mrzonką. W rezultacie po 5 latach trzeba było dokonać "manewru gospodarczego", który polegał na eksporcie wszystkiego, co da się sprzedać. Do tego po tzw. wydarzeniach w Radomiu i Ursusie okazało się, że nie można już w Polsce podnosić cen. Niedobory rynkowe poza mięsem objęły także artykuły przemysłowe. I tak Gierek znalazł się na równi pochyłej. Próbował jeszcze raz podnieść ceny, ale zakazał mu tego Breżniew.

W polityce zagranicznej Gierek dokonał wielkiego otwarcia na Zachód - w czasie jego dekady było w Polsce trzech prezydentów USA, prezydenci Francji, kanclerze Niemiec i inni wybitni politycy z Zachodu. Nixona z obawy, że Moskwa powie "niet", zaprosił bez jej wiedzy. W sumie ta polityka wzmocniła Polskę, lecz nie dała oddechu gospodarczego. Pomysł wprowadzenia wymienialności złotówki i wejścia do Funduszu Walutowego zablokował Kosygin. Tak się skończył sen o potędze.

Równocześnie podpisany w porozumieniu helsińskim tzw. trzeci koszyk, dotyczący praw człowieka sprawił, że w Polsce rozkwitła opozycja. Gierek musiał pobłażać, obawiał się bowiem Zachodu. W 1978 roku Karol Wojtyła został wybrany na papieża. Jego wizyta w następnym roku zdestabilizowała system. (Gierek odmówił Breżniewowi prośbe nie wpuszczenia papieża do kraju). Na to nałożyła się walka frakcyjna. Powstały dwie grupy: Jaruzelskiego i Kani oraz Babiucha i Łukaszewicza. Po VIII Zjeździe, po obaleniu premiera Jaroszewicza, dni Gierka były policzone. Jego upadek - planowany na jesień - przyspieszyły latem 1980 roku strajki na Wybrzeżu i powstanie "Solidarności". Po zawale Gierka obalono. Pierwotnie miał zostać honorowym przewodniczącym partii, a skończyło się na wyrzuceniu i rocznym internowaniu.

Stanisław Kania. Mimo, że był akuszerem Gierka w 1970 r., przez prawie całą dekadę należał do jego wrogów. Spiskował przeciwko niemu z Andropowem i generałem Pawłowem - rezydentem KGB w Warszawie. Sprzymierzył się z generałem Jaruzelskim, ponadto ściśle współpracował z dzieckiem pułku generałem Milewskim. W czasie wydarzeń radomskich premier Jaroszewicz oskarżył go o prowokację wymierzoną w niego i Gierka. Domagał się dymisji Kani, a w razie odmowy groził swoją dymisją. Gierek, jak zwykle załagodził sprawę, ze szkodą dla... siebie.

Jako pierwszy sekretarz Stanisław Kania nie porządził sobie zbytnio. W czasie rocznych rządów więcej stracił, niż zyskał. Jego zmorą były wizyty w KC ambasadora Aristowa. Miał być niemniej dokuczliwy od Repina, który jak wiadomo wyspecjalizował się - dwa wieki wcześniej - w gnębieniu króla Stasia. Ze strachu sekretarz zapadał na zdrowiu, co i raz ogłaszając niedyspozycję. Pomocne mu przy tym miało być czerwone wino austriackie, do którego sekretarz miał podobno słabość.

Po kilku miesiącach od swej inauguracji stracił zaufanie Breżniewa, bo w żaden sposób nie dawał się przekonać co do realności stanu wojennego. Można powiedzieć, że dzięki tej przypadłości Stanisław Kania przez wiele miesięcy był negatywnym bohaterem KPZR. Towarzysze kremlowscy, jak świadczą protokoły z ich posiedzeń, nie mogli się na dziwić jego mazgajowatości i niezdecydowaniu Jaruzelskiego. Gdy wreszcie generał wyjął poduszkę spod głowy Kani, gratulacjom od Breżniewa et consortes nie było końca.

Gdy opadną emocje, przyszli historycy z pewnością uznają, że mogło się nam przytrafić coś gorszego od zamachu Wojciecha Jaruzelskiego. Wątpiącym w te słowa przypomnę, że w tamtych latach władza radziecka była skłonna do wszystkiego. Potwierdził to marszałek Achromiejew, który wkrótce po wprowadzeniu u nas stanu wojennego urządził sobie rakietową strzelaninę jak do kaczek, do pasażerskiego transpacyfiku pasażerskiego Korei Południowej. Dowodzi to, jak nasi przymusowi przyjaciele ze Wschodu mieli wówczas zszargane nerwy. Z tego punktu widzenia, patrząc, twierdzę, że zamach a la Jaruzelski był w miarę układny.

Z tym, że mam wątpliwości, czy czas generała można uznać jeszcze za prawdziwy PRL. Trudno znaleźć wspólny mianownik z Polską Gomułki. W każdym razie był to czas mroczny. W czasie ośmiu lat kartek, reglamentacji i pałowania zwolennicy PRL, których w szeregach "Wielkiej Solidarności" było zatrzęsienie, gdzieś pochowali się po kątach i znikli. Stąd gdy po Okrągłym Stole doszło do demontażu real-socjalizmu, jego zwolennicy byli w zdecydowanej mniejszości.

Generał w KC rządził po wojskowemu i zmieniał sekretarzy i kierowników jak rękawiczki. Na upatrzone stanowisko prezydenta ewakuował się sprawnie, pozostawiając aparatczykowską armię bez wodza. Dla sprawiedliwości trzeba dodać, że armia ta zgubiła wszelkie azymuty, przekonanie bowiem, że ekonomia socjalizmu stoi na głowie, było w narodzie tak powszechne, że aż bezdyskusyjne. Trzeba też powiedzieć, że nie chciał generał kruszyć kopii za przegrany ustrój.

Tym sposobem epizod w naszych dziejach pod tytułem "realny socjalizm" zakończył się w sposób prawdziwie, dla nas wówczas żyjących, optymalny. A skuteczny i tak udany rozpad radzieckiego imperium potwierdza istnienie siły wyższej. Niedowiarkowie czapki z głów.