Namawianie liderów Platformy do wymiany kandydata na takiego, który mógłby w starciu z Marcinkiewiczem odnieść sukces, nie przynoszą efektu. Po pierwsze dlatego, że Donald Tusk po prostu postawił na Gronkiewicz-Waltz. Po drugie… że nie ma nikogo, kto miałby szansę wygrać z byłym premierem. I nikogo, kto by chciał.

"Namawialiśmy Bronisława Komorowskiego" – mówi były już działacz warszawskiej PO Sławomir Potapowicz – "ale nie chciał. Może nie widział się w roli prezydenta miasta, może wolał nie zadzierać z Tuskiem i Schetyną" – zastanawia się. – "A szkoda, bo nie chciałbym, aby prezydentem Warszawy została Hanna Gronkiewicz-Waltz, byłoby to fatalne dla miasta" – mówi obecny wiceburmistrz dzielnicy Warszawa Wola, który z PO wyleciał za związki z Pawłem Piskorskim. Pomysł, by to sam Donald Tusk zdecydował się zawalczyć o Warszawę, bo mógłby wtedy wygrać i otworzyć sobie tę samą drogę do prezydentury kraju, jaką przeszedł Lech Kaczyński, też nie wypalił. – "Nikt poważny w Platformie nie rozważa wycofania Hanny Gronkiewicz-Waltz – mówi szef jej sztabu Jacek Kozłowski. – Choćby dlatego, że mamy mocnego kandydata" – wyjaśnia.

Ale chyba z tą mocą nie jest najlepiej, skoro sam szef sztabu przyznaje, że wciąż styka się z wątpliwościami, czy kandydatka PO ma szanse na zwycięstwo. – Takich rozmów prowadzę kilkanaście dziennie i każdemu powtarzam, żeby nie przywiązywać się do sondaży. Pod koniec sierpnia zeszłego roku Tusk miał 46 proc. poparcia w sondażu i ogromną przewagę nad Lechem Kaczyńskim. I co? Przegrał. Tym razem może być odwrotnie.

Teraz na Marcinkiewicza chce głosować 40 proc. wyborców, na Gronkiewicz-Waltz – 27. "Ma duże doświadczenie menedżerskie, pełniła ważne funkcje, jest wykładowcą uniwersyteckim" – wylicza Ryszard Czarnecki, niegdyś jako prezes ZChN promotor Hanny Gronkiewicz-Waltz na prezydenta Polski. – "Powinna cieszyć się niezwykłym autorytetem. Ale się nie cieszy. Mówi się o niej w tonie nieco lekceważącym" – twierdzi Czarnecki. I dodaje, że jej rywalizacja z Marcinkiewiczem jest z góry skazana na porażkę. – "To jak w dowcipie o młodym szczurku i chomiku. Szczurek pyta chomika: dlaczego ciebie wszyscy lubią, a mnie gonią, choć jesteśmy pododni? Stary, to kwestia PR-u, pouczył go chomik. I ona jest niestety takim szczurkiem – mówi Czarnecki. Gdyby traktować fora internetowe jako miernik opinii na temat byłej prezes NBP, wynik też byłby smutny. Opinie: "Kto ją wystawił?", "To kompletne nieporozumienie” przeważają nad: "Warszawa potrzebuje menedżera, a ona nim jest". Może to dowodzić dwóch rzeczy: że kandydatka PO budzi niechęć i… że jej sztab jeszcze śpi i nie zagląda na fora internetowe, by "dać odpór".

Mamma mia


Nie sprawia wrażenia pewnej siebie, mimo że formułuje zdecydowane, krytyczne sądy pod adresem swego konkurenta i polityki PiS. Ludzie tego chcą – moacute;wi. – Wciąż słyszę oczekiwania, żebyśmy ostro rozprawiali się z PiS, albo pretensje, że za słabo ich krytykujemy.

Spotykamy się w Sejmie, ale wnet okazuje się, że musi jechać na wywiad do Antyradia. Prowadzony przez Piotra Gembarowskiego. – Tego Gembarowskiego? – pytam. – Trzeba rozmawiać z każdym dziennikarzem – odpowiada. Nie ma samochodu. Ma prawo jazdy, ale nie jeździ. Nie mam zdolności technicznych – przyznaje. Zwykle wozi ją mąż lub korzysta z taksoacute;wek. Teraz chętnie zgadza się na moją ofertę podrzucenia do radia. Rozluźnia się. Mam zajęcia z panią, ktoacute;ra uczy obniżenia głosu. lt;Una muno mamma mijagt; – tak mam często powtarzać. To uruchamia przeponę. Oczywiście ciągle zapominam – śmieje się. Miła, ciepła, sympatyczna kobieta. Dlaczego tego nie widać w przekazie medialnym? A już na pewno nie słychać. Ma za wysoki głos z nieprzyjemnym tembrem, nie wymawia bdquo;r”. To dlatego jednym z najczęściej powtarzanych negatywnych skojarzeń z nią jest bdquo;przekupka”. To dlatego potrzebne są zajęcia z logopedą, choć w sztabie niechętnie przyznają się do korzystania z jego usług. Nic pani na ten temat nie powiem, bo ludzie na to źle reagują. Mimo że korzystanie ze specjalistoacute;w powinno być dowodem na profesjonalizm, a nie słabość – moacute;wi Jacek Kozłowski. Ale jedno przyznaje zadziwiająco otwarcie – Gronkiewicz-Waltz nie jest medialnym politykiem ani urodzonym aktorem jak Marcinkiewicz.

Na dodatek długo trzeba nad nią pracować. Jak moacute;wi mi jeden z członkoacute;w sztabu (bdquo;pełna konspiracja, pani redaktor, mnie w tym tekście nie ma”) przygotowania pierwszej konferencji programowej trwały ponad cztery godziny. Gronkiewicz-Waltz powtarzała kilkakrotnie tekst, jaki nazajutrz miała przedstawić dziennikarzom. Najgorzej idzie z bon motami. Sztab wymyśla roacute;żne powiedzenia, gry słoacute;w, a ona ma kłopot z ich przyswojeniem tak, by nie było to sztuczne – moacute;wi mi ten sam informator. Gronkiewicz-Waltz zaprzecza: Większość była moja własna. Ale i ona przyznaje, że ma raczej duszę wykładowcy akademickiego, a nie showmana. Z jej życiorysu wynika jeszcze jedno – często przegrywa. Tak jakby miała wyjątkową zdolność do angażowania się w niepewne przedsięwzięcia i nie umiała ocenić, czy propozycja, jaką ktoś jej składa, ma szanse powodzenia czy nie.

Partia Victoria

Od ponad trzydziestu lat wykłada na wydziale prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Sama jest jego absolwentką. Na prawie poznaje Lecha Falandysza, poacute;źniejszego prezydenckiego prawnika, i wiąże się z wydziałową Solidarnością. To zaważy na jej dalszych losach politycznych.

W 1990 roku jest w sztabie wyborczym Lecha Wałęsy, w 1991 angażuje się w działalność partii Victoria powołanej z myślą, aby stać się partią prezydencką. Kandyduje z jej listy do Sejmu. Wałęsa własnego ugrupowania jeszcze nie potrzebuje i Victoria przegrywa z kretesem. To pierwsza znacząca klapa polityczna. Ale potem wroacute;cił do tego pomysłu i powstał BBWR – moacute;wi Gronkiewicz-Waltz. Może mam taką cechę, że angażuję się w coś przedwcześnie? – zastanawia się. Wciąż obraca się w kręgu znajomych i doradcoacute;w Lecha Wałęsy. Pewnego dnia Falandysz wymyśla, żeby to ona została prezesem NBP. Wiedział, że oddałam do druku pracę habilitacyjną o tym, jak w nowym systemie przekształcić bank centralny. Wałęsa spotkał się ze mną i wysłał do Jana Krzysztofa Bieleckiego, oacute;wczesnego premiera. Powiedział: lt;Ja się nie znam, ale on cię przepytagt;. No i poszłam – opowiada Gronkiewicz-Waltz. – Wiadomo było, że Wałęsa woacute;wczas najchętniej widziałby na tym stanowisku Leszka Balcerowicza, ale wiedział też, że nie ma on szans w Sejmie. W pierwszym głosowaniu dostałam większość, ale za małą wobec wymaganej.

Odpadła. W kilka miesięcy poacute;źniej Wałęsa ponawia propozycję. Ale tym razem Gronkiewicz-Waltz przytomnie prosi go, by skonsultował to z klubami parlamentarnymi. Prezydent odbył cykl spotkań i przekonał do swej kandydatki. Gronkiewicz-Waltz przechodzi. Jest prezesem przez dwie kadencje. To za jej czasoacute;w trwają najważniejsze przekształcenia w systemie bankowym, łącznie z kontrowersyjnym przejęciem przez mały BIG Bank sporo większego Banku Gdańskiego. Jest na sto procent pewne, że w co najmniej kilku z 23 spraw, ktoacute;re wyodrębniła obecna bankowa komisja śledcza w Sejmie, Hanna Gronkiewicz-Waltz będzie gruntownie przepytana. Ona sama nie widzi powodoacute;w, by można mieć jakiekolwiek wątpliwości do funkcjonowania banku centralnego w czasach jej prezesowania. Wszystkie decyzje podejmowałam kolegialnie i przejrzyście, na podstawie dokumentoacute;w – moacute;wi. Poseł Zawisza będzie przekonywał, że transformacja bankowa była źle przeprowadzona, a ja będę moacute;wić, że uratowałam oszczędności Polakoacute;w, bo przeprowadziłam restrukturyzację systemu bankowego tak, że tylko kilka najmniejszych bankoacute;w upadło. I tak się będziemy przekonywać – dodaje. Przed komisją bankową stanąć się nie boi. Zapewne z kilku powodoacute;w: po pierwsze, będzie przedstawiać się jako ofiara atakoacute;w PiS, LPR i Samoobrony, po drugie, raz jeszcze przypomni swoją pracę w NBP. A to z kolei przyda się jej do wywołania pewnego poroacute;wnania, ktoacute;re na pewno zademonstruje w kampanii jej sztab. Stefan Starzyński, legendarny prezydent przedwojennej Warszawy, też najpierw był bankowcem, wiceprezesem Banku Gospodarstwa Krajowego.

Jako prezes NBP szybko zjednuje sobie prasę. Udziela wywiadoacute;w, bryluje w magazynach dla kobiet jako żelazna dama złotoacute;wki. W sporach z szefem finansoacute;w w rządach SLD Grzegorzem Kołodką sympatia medioacute;w jest po jej stronie. Wojowali o wysokość stoacute;p procentowych. Trzeba uciąć jej głowę. Nie pani prezes Gronkiewicz-Waltz, lecz inflacji – wymsknęło się pewnego dnia profesorowi Kołodce.

Nim jednak została prezesem NBP po raz drugi, zaangażowała się w coś, co stało się jedną z najbardziej spektakularnych porażek w III RP: wystartowała w boju o fotel prezydenta jako reprezentantka prawicy. Początkowo notowania sondażowe plasowały ją w gronie najpoważniejszych kandydatoacute;w, by w trzy miesiące spaść niemal do zera. Po co jej to było? Od dziecka jestem politykiem. Tak zostałam wychowana. Moacute;j ojciec był powstańcem warszawskim, ujawnił się dopiero w 1948 roku, był w WiN, potem prowadzał mnie na procesy marcowe. Odziedziczyłam to po nim – moacute;wi.

Ruch Odnowy w Duchu Świętym


Przy okazji tamtej kampanii uczestniczy w rozmowach na temat wyłonienia wspoacute;lnego kandydata prawicy, czyli Konwencie św. Katarzyny. Rywalizuje z Janem Olszewskim i Leszkiem Moczulskim. Konwent wybrał ją. Ma poparcie ZChN i zupełnie inny image niż dziś: poglądy otwarte na gospodarkę, ale bardzo konserwatywne w sferze tradycji i religii. Chętnie opowiada o swym wieloletnim zaangażowaniu w ruch Odnowy w Duchu Świętym. Owa ekspozycja jej religijności sprzed ponad dziesięciu lat jest uderzająca w poroacute;wnaniu z jej obecnym wizerunkiem. Nie uczestniczę już w spotkaniach ruchu Odnowy w Duchu Świętym. Mam inną misję. W Londynie, gdy pracowałam w EBOiR, założyłam Grupę. Prowadziłam ją przez dwa lata, wiem, że do dziś się spotykają, ale ja mam już inne obowiązki.

W Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju jest wiceprezesem do spraw admnistracyjnych. Gdy decydowałam się na tę pracę, moacute;wiono, że wyjeżdżam, bo narobiłam jakichś afer i uciekam, albo że jestem chora na raka i jadę się leczyć – opowiada – a myśmy tę decyzję podjęli wspoacute;lnie w rodzinie. Przypuszczać należy, że nie bez znaczenia była oferta finansowa – dziś w jej oświadczeniu majątkowym widnieje między innymi 467 tysięcy funtoacute;w oszczędności... Jej przeciwnicy lubią powtarzać, że w EBOiR nadzorowała rozdział papieru toaletowego. Tymczasem podlegały jej nie tylko sprawy administracyjne, ale i bezpieczeństwa pracownikoacute;w banku. – Opracowywałam instrukcje na wypadek zagrożenia.

Z Londynu wroacute;ciła po zakończeniu kadencji. Nie została na kolejną (jej krytycy twierdzą, że dlatego, iż nikt jej tam nie zatrzymywał), przede wszystkim ze względu na sprawy rodzinne. Ojciec już nie żył, a mama przeżyła właśnie drugi zawał – wspomina. – Na szczęście stało się to w weekend, kiedy byłam w Polsce, i mogłam ją szybko zawieźć do Anina. Uświadomiłam sobie, że gdyby to się stało pod moją nieobecność, mama mogłaby nie przeżyć. Na dodatek coacute;rka wysza za mąż, spodziewała się dziecka. Trzeba było wracać.

Szybko staje się jedną z twarzy Platformy Obywatelskiej. Gładko wchodzi na miejsce wypchniętej Zyty Gilowskiej jako głoacute;wny kobiecy polityk tej partii. Ma trudne zadanie: wyczyścić warszawską Platformę zaplątaną w podejrzane interesy w ramach tzw. układu mostowego. Nie ma żadnego zaplecza. Opiera się na autorytecie Tuska i Schetyny. Nie podejmuje bliskich niegdyś politycznych relacji z będącym w defensywie Janem Rokitą. Ona dobrze wie, kto podejmuje decyzje i z kim warto grać – moacute;wi mi jeden z politykoacute;w PO. Władze krajowe partii rozwiązują dotychczasowe struktury PO w stolicy, mianują Gronkiewicz-Waltz komisarzem, a potem wyznaczają ją jako kandydata na prezydenta miasta. Jednak warszawska PO dość długo się opiera. Wewnętrzne wybory wiosną tego roku wygrywają w poszczegoacute;lnych kołach jeden po drugim ludzie Pawła Piskorskiego. On sam, jakby nigdy nic, podczas zjazdu warszawskiej PO siada za stołem prezydialnym tuż obok Gronkiewicz-Waltz. Wydaje się, że to on, nie ona, kontroluje sytuację. Dopiero publikacja DZIENNIKA o hektarach ziemi, jakie Piskorski kupił na Pomorzu, staje się pretekstem do usunięcia go z partii. Tyle że medialnie nie jest to żaden sukses Gronkiewicz-Waltz, ale raczej Julii Pitery, od lat walczącej z układem warszawskim i samym Piskorskim. To dlatego – zdaniem usuniętych niedawno działaczy PO – trzeba było zrobić dogrywkę. Usunąć kilku piskorczykoacute;w, by w kampanii można było moacute;wić, że Gronkiewicz-Waltz wyczyściła Platformę – moacute;wi Potapowicz.

Nielubiana Dosia


Jak na razie, kampania toczy się niemrawo, bo nie wiadomo nawet, kiedy będą wybory samorządowe. Kilkuosobowy sztab wprawdzie istnieje, spotyka się co najmniej raz w tygodniu, ale żadnych billboardoacute;w i plakatoacute;w wyborczych wieszać nie może. Co może robić? Konferencje programowe pod hasłem bdquo;Platforma dla Warszawy”. Program Platformy przedstawiany przez Gronkiewicz-Waltz przesłano do kilkuset fundacji i organizacji społecznych działających na terenie stolicy. Mają to być bdquo;konsultacje społeczne”. Sztab spotyka się, dzwoni, korzysta z komputeroacute;w i faksoacute;w w biurach poselskich parlamentarzystoacute;w Platformy, jednym na placu Dąbrowskiego i drugim w Alejach Ujazdowskich. Za utrzymanie biur poselskich płacihellip; Kancelaria Sejmu, a nie sztab ani partia. Kozłowski wyjaśnia: To jest przygotowanie kampanii, a nie kampania w rozumieniu przepisoacute;w ordynacji wyborczej. Jeśli Państwowa Komisja Wyborcza uzna, że to są już jednak koszty kampanii, włączymy je do rozliczenia wyborczego.

To niejedyna sprawa, ktoacute;ra może wywoływać kontrowersje. Znacznie gorętsze emocje w łonie samej Platformy budzi finansowanie kampanii Gronkiewicz-Waltz, przy okazji ktoacute;rej ujawnił się niechętny stosunek części działaczy do jej kandydowania. Bo to, że mało osoacute;b w partii wypowiada się entuzjastycznie o jej kandydaturze, było wiadomo, ale nikt nie moacute;wił tego głośno. Listy wyborcze kandydatoacute;w na radnych układa zarząd warszawskiej Platformy, ale władze krajowe mogą w każdej chwili je zmienić. Nikt nie będzie przed rejestracją list w PKW ryzykować miejsca i krytykować Gronkiewicz-Waltz. Ma zatem poparcie wszystkich, ktoacute;rzy chcą kandydować – moacute;wi Potapowicz.

Działacze zbuntowali się ponad tydzień temu, gdy zarząd warszawskiej Platformy wraz ze sztabem wyborczym rozważały pomysł wpłat od kandydatoacute;w na radnych na kampanię. Chodziło o to, by przyszli radni opłacili też kampanię Hanny Gronkiewicz-Waltz. I to nie tylko ci z pierwszego, drugiego, ale też trzeciego, czwartego i ostatniego miejsca na liście. Padały sumy od jednego do sześciu tysięcy złotych. Razem miano by zebrać 534 tysiące złotych. Znacznie więcej, niż pozwala prawo. Limit wydatkoacute;w na radnego dzielnicy ustawa przewiduje na tysiąc złotych – moacute;wi Jacek Kozłowski – ale nie widzę nic złego w tym, że działacze partii wpłacają pieniądze na fundusz wyborczy, by wesprzeć kandydata na prezydenta miasta. Finansowanie kampanii z wpłat własnych kandydatoacute;w jest najzdrowszym i budzącym najmniej podejrzeń sposobem zbierania funduszy wyborczych.

W zeszłym tygodniu zarząd warszawskiej PO po burzliwej dyskusji ustalił ostatecznie, że każdy kandydat na radnego z bdquo;biorącego” miejsca musi wpłacić dobrowolną darowiznę na fundusz wyborczy Gronkiewicz-Waltz. W ten sposoacute;b ma być zebrane ponad 400 tysięcy złotych. Nie jest to obowiązek wpłat, ale jedynie apel zarządu do lideroacute;w list, by czuli się odpowiedzialni za zebranie kwot w rekomendowanych wysokościach. To nie muszą być ich wpłaty osobiste, ale też innych osoacute;b fizycznych – moacute;wi Jacek Kozłowski.

Zdaniem działaczy warszawskiej Platformy mniejsze budziłoby to emocje, gdyby Gronkiewicz-Waltz była rzeczywistą lokomotywą wyborczą i inwestycja w jej kampanię miałaby sens. Sondaże moacute;wią jednak, że jest dokładnie odwrotnie: PO ma ogromne szanse na zwycięstwo w zdobyciu większości warszawskich mandatoacute;w i bardzo niskie w wygraniu boju o fotel prezydenta. Nic dziwnego, że mało kto chce płacić na kampanię byłej prezes NBP. Chętnie podkreślają to byli działacze PO usunięci z partii. To bardzo zły kandydat – moacute;wi Jan Artymowski, ktoacute;ry podobnie jak Potapowicz do dziś nie pogodził się z usunięciem z partii. – Ma antypatyczny charakter, powoduje masę konfliktoacute;w, żyje w atmosferze oblężonej twierdzy – wylicza i dodaje – to, że mają taki kłopot z zebraniem funduszy, jest najlepszym dowodem, jak mało popularna jest we własnym ugurpowaniu. W szeregach partyjnych nadaje jej się bardzo nieprzychylne pseudonimy. Najłagodniejszy z nich to bdquo;Dosia”, nawiązujący do reklamy popularnego proszku do prania.

Wydaje się, że Hanna Gronkiewicz-Waltz zdaje sobie sprawę z trudności wygrania tych wyboroacute;w. Wszystko zdecyduje się w drugiej turze – moacute;wi. Liczy na elektorat niezadowolonych z rządoacute;w PiS w Warszawie oraz głosy lewicy. Nawet jeśli przegra, to ma satysfakcję z jednego: że po zmianach w warszawskiej PO partia ma szasnę na zdobycie znacznie większej liczby mandatoacute;w niż poprzednio. Teraz możemy zdobyć 30-40 proc. głosoacute;w. To chyba najlepszy powoacute;d do dumy – podkreśla.

Jednak nic nie zmieni tego, że i PO, i Hanna Gronkiewicz-Waltz mają z Warszawą kłopot. Jan Rokita hasłem: bdquo;Kto wygra w Warszawie, ten wygra wybory samorządowe” wysoko podnioacute;sł poprzeczkę i tym razem jej klęska może być spektakularna dla całej partii. Walcząc z dwoma trudnymi przeciwnikami: znacznie popularniejszym i bardziej utalentowanym medialnie Marcinkiewiczem oraz zranionym do żywego, czyhającym na każdy jej błąd i co gorsza działającym w jej własnym partyjnym zapleczu obozem piskorczykoacute;w ma przed sobą więcj niż trudne zadanie.

I, jak po raz kolejny w jej życiu, małe szanse na zwycięstwo.


















































Reklama