Dlaczego doszło do rozbicia koalicji właśnie teraz?

Jest kilka różnych powodów, z których każdy wystarczyłby do wywołania napięć. Nałożyły się one na siebie, więc musiało dojść do wybuchu. Powód pierwszy to bdquo;naturalne”, coroczne wydarzenie z jesiennego kalendarza politycznego. Właśnie wtedy dopina się rządowy projekt budżetu i pojawiają się nieuchronne napięcia wewnątrz gabinetu. Po prostu kołdra jest zawsze za krótka. Współkoalicjanci chętnie próbują mobilizować poparcie opinii publicznej, a przynajmniej wysłać swoim elektoratom sygnał bdquo;próbujemy o was walczyć, ale partner nie daje”.

Czy tylko dlatego?
Na ten rutynowy spór nałożył się dodatkowy bodziec, mianowicie zbliżające się wybory samorządowe. One są ważne nie tylko dla lokalnych społeczności, ale i – co oczywiste – dla każdej partii aspirującej do rządzenia Polską. Decydują bowiem o wpływach ugrupowań w terenie, a więc o sile ich fundamentów. Traktowane są także jako najważniejszy sondaż politycznych wpływów bardziej wiarygodny od budzących kontrowersję badań demoskopijnych. Pamiętajmy też, że w Polsce poparcie dla partii jest niestabilne, ludzie udzielają go na nie długo. Stąd bardzo ostra rywalizacja wszystkich partii o głosy.

Chce pan powiedzieć, że Samoobrona ma mało stabilny elektorat i Andrzej Lepper przestraszył się, że przepłynie on do PiS?
W systemie ustrojowym III RP wszyscy mają mało stabilne elektoraty. Przypomnę, że Samoobrona ma teraz notowania w okolicach 10 proc., zaś wiosną 2004 bywały one nawet trzykrotnie wyższe.

Zatem budżet plus perspektywa wyborów samorządowych równa się rozbicie koalicji?
Niekoniecznie. Istnieją jeszcze dwa dodatkowe powody. Mamy do czynienia z koalicją, której wszystkie trzy składniki mają do pewnego stopnia sprzeczne interesy, także dlatego, że krzyżują się ich elektoraty. Wiadomo, że LPR będzie tym silniejsza, im słabszy będzie PiS i na odwrót. Że takie styczne pola elektoratów dotyczą też – choć w mniejszym stopniu – PiS i Samoobrony, a także – w innej części politycznej widowni – PiS oraz PO.
Przypomnę, że w zeszłorocznej kampanii wyborczej umacnianie się PiS na wsi i w małych miastach oznaczało stratę Samoobrony. To dlatego – o czym mało kto pamięta – w ostatnich wyborach parlamentarnych PiS na wsi z partią Leppera wygrał. Jak pokazyway sondaże, ta tendencja nasiliła się jeszcze po wyborach.

Zatem zerwanie koalicji było ratowaniem własnego ugrupowania?
Ten konflikt wzmocniły różne, sprzeczne ze sobą, strategie obu partii. Niewątpliwie Jarosław Kaczyński jest zainteresowany stworzeniem dużego ugrupowania konserwatywno-ludowego. Im silniejsza będzie ta formacja, tym mniej miejsca dla Samoobrony. Z drugiej strony wygląda na to, że Andrzej Lepper ma w dalszym ciągu ambicje prezydenckie. Jest rzeczą jasną, że bez wyraźnego osłabienia PiS ten cel jest nie do zrealizowania. Zatem warunkiem osiągnięcia strategicznych celów jednego z byłych już koalicjantów było osłabienie drugiego. Ale i to jeszcze nie wszystkie powody kryzysu.

Co jeszcze przyczyniło się do tego kryzysu?

To, co obserwujemy, to już nie spektakl czasów względnie stabilnej kohabitacji, lecz ostra walka dotycząca i wizji polskiej polityki, i fundamentalnych interesów konkretnych ludzi, środowisk, grup wpływu. Inaczej niż w latach 1997 – 1998 zmiany w infrastrukturze polskiej polityki sięgają głębiej. I choć obóz je realizujący boryka się z utrzymaniem parlamentarnej większości, ma szereg niedostatków i popełnia sporo błędów, to widać już pierwsze sygnały konsolidacji tworzonej przezeń konstrukcji. To musi skłaniać przeciwników owych zmian do prób osłabienia PiS czy jego odsunięcia od władzy.

Gdzie dostrzega pan tę konsolidację?

Nowa ekipa rządząca zaczyna czynić bardziej spójną rozchybotaną wcześniej politykę zagraniczną. Przez dłuższy czas wyglądała ona fatalnie, choćby dlatego, że w polityce międzynarodowej słabość jest natychmiast wykorzystywana. Po drugie, mamy do czynienia z elementami konsolidacji nowych elit w sferze polityki gospodarczej. Myślę tu zwłaszcza o powstaniu nowego, jednolitego nadzoru nad sferą finansów oraz udanym uniezależnieniu budżetu od bdquo;przymusu prywatyzowania”.
Rządzącym udało się też – pytanie, czy na trwałe – wygasić społeczne napięcia. Lekarze już (póki co) nie strajkują, choć chcę przypomnieć, że protesty w służbie zdrowia (wynik strukturalnych problemów z tą dziedziną życia) są stałym kłopotem chyba wszystkich, kolejnych ekip. Kolejna, bardzo ważna sprawa to stworzenie instytucji, które mają walczyć z korupcją, w tym CBA. Zlikwidowane także zostały WSI, wcześniej nie do ruszenia.

Czy to wszystko przeszkadzało Lepperowi?

To musi uruchamiać próbę powstrzymania tego procesu, a więc dekonsolidacji. Z tej perspektywy nie sposób wykluczyć, że Andrzej Lepper może być sojusznikiem lub reprezentantem owej dekonsolidacji. Jak określił to Jarosław Flis, takim Wallenrodem III RP w obozie IV RP. Wystarczy przypomnieć specjalne, przyjazne stosunki między Leszkiem Millerem a Andrzejem Lepperem i to, że lider Samoobrony świadomie wprowadzał do tego rządu ludzi dawnego PZPR i SLD. Widać wyraźnie, że ma relacje z tymi środowiskami i zależy mu na nich.

Jaka jest zatem strategia Samoobrony? Do tej pory mogło się wydawać, że Lepperowi potrzebne jest uwiarygodnienie się w roli poważnego, odpowiedzialnego polityka, a nie warchoła, jak określił go Jarosław Kaczyński. Czy Lepper nie traci na usunięciu z rządu i powrocie do ostrej retoryki?
Do tej pory było tak, że jeśli ktoś mniejszy był w koalicji z większym, to przez rok, może dwa trzymał się dobrze, a potem zaczynał się sypać. Przykładami mogą być PSL w relacjach SLD, UW w relacjach z AWS, czy – dawno temu – ZChN w koalicji z Unią Demokratyczną. Andrzej Lepper zdaje sobie sprawę, że jeszcze rok , półtora tej koalicji i przegra, będzie pewnie musiał z niej odejść, zostawiając na dodatek dużą część własnego klubu. Przecież Samoobrona to nie tylko Andrzej Lepper, ale także parlamentarzyści i szereg działaczy lokalnych, którzy są na ogół zainteresowani kontynuacją tej koalicji, gdyż z ich perspektywy jest ona dla nich i dużej części ich wyborców korzystna.

A więc wybory jesienią są dla niego logiczne?

Niekoniecznie. Optymalnym scenariuszem byłoby dla niego, powtórzmy, psucie się, ale i trwanie koalicji oraz wybory wczesną wiosną, po kilku miesiącach spektaklu na przednówku. Tak zresztą do niedawna mówił. Wybory już 26 listopada nie są dla niego korzystne.

Dlaczego? Lepper deklaruje, że chce tych wyborów.
Wybory parlamentarne nałożą się wówczas na drugą turę samorządowych w wielkich miastach, gdzie zetrą się ze sobą znani liderzy Platformy i PiS. Łatwo przewidzieć, że podniesie to frekwencję poza matecznikiem Samoobrony i utrudni prezentowanie wizerunku tej partii w kampanii medialnej.

Czy to oznacza, że Lepper i grupy interesów, o których mówiliśmy, doszli do wniosku, że to ostatni moment na zastopowanie Jarosława Kaczyńskiego?
Myślę, że Lepper ma więcej czasu niż formalne i nieformalne środowiska związane z bdquo;szarą siecią III Rzeczpospolitej”. Dla nich późna jesień jest ostatnim momentem na zatrzymanie PiS. Jeżeli zaczną już działać wszystkie nowo sformatowane struktury zaplecza instytucjonalnego polityki, sytuacja tych ciągle potężnych lobbies będzie po paru miesiącach jakościowo gorsza. Perspektywa Leppera-polityka może być inna: osłabienie bdquo;szarych sieci” przy równoczesnym pełzającym kryzysie projektu IV RP daje mu silniejszą, bardziej podmiotową pozycję. Myślę, że marzeniem Andrzeja Leppera jest powrót do proklamowanej kiedyś przez Jana Rokitę wojnę bdquo;antybarbarzyńców” z bdquo;antyzłodziejami”, na której obie strony zyskiwały. Był przecież moment, w którym Lepper miał na wsi 50 proc. poparcie i bardzo dynamicznie wkraczał w środowiska robotnicze. Odbywało się to kosztem zarówno lewicy, jak i prawicy.

Ale PiS nie da się chyba włożyć w liberalne buty PO?
Stąd plany Leppera taktycznego sojuszu z PO, żeby osłabić PiS, a później – za parę miesięcy – wejść później w ożywczy dla wizji wielkiej Samoobrony i bdquo;Prezydenta z Zielnowa” spór ze wzmocnioną Platformą. To są proste dwa ruchy szachowe. Po Warszawie krążył bon mot o spotkaniu Donalda Tuska z Andrzejem Lepperem: bdquo;Nawet jeśli go nie było, to ze względu na logikę sytuacji powinno było do niego dojść”.

A co zyskała na tym Platforma?

Rozbicie obecnej koalicji i szansę na sukces w przyspieszonych wyborach.

Plan dekonsolidacji IV RP spotkał się z próbą zbudowania jej w inny sposób?

Wygląda na to, że tak. Jednak krok PO jest ryzykowny. Taktyczny sojusz z przeciwnikami IV Rzeczpospolitej może wymusić kompromis z nimi: coś w rodzaju Rzeczpospolitej III 1/2 albo wręcz załamanie się całego projektu wypracowanego przecież z udziałem Platformy. Pytanie brzmi, co dla Platformy jest najważniejsze: przegrana PiS? własna wygrana? powodzenie projektu republikańskiej Polski? Podobne pytania można zresztą postawić także w stosunku do PiS.

Czy obecna sytuacja nie zbliża się do farsy?
Jeśli rekonstrukcja rząd zostanie przeprowadzona sprawnie, to dlaczego? To nie jest przecież pierwszy taki przypadek. Wiem, że w tej chwili używanie języka emocji jest naturalne w komentowaniu polityki, a jeśli chodzi o Polskę – wręcz modne. Jeśli jednak przyjrzymy się naszym wyszehradzkim sąsiadom, to stwierdzimy, że Polska wcale się o żadną śmieszność nie ociera. Ile czasu powstawał rząd w Czechach? Co się dzieje dziś na Węgrzech? Ich premier mało, że mówi, że kłamał przez parę lat, to jeszcze określa swój kraj mianem kobiety lekkich obyczajów.
Zgodzę się natomiast, że nieudana rekonstrukcja rządu jest rozwiązaniem dużo gorszym niż wcześniejsze wybory. Zaś udana prowadzi nas do naturalnego dylematu każdego, demokratycznego polityka konsolidującego swą pozycję: czy konsekwencje efektywniejszego rządzenia dają więcej korzyści niż straty wynikające z kosztów sprawowania władzy.

Czy PSL powinno wejść do koalicji z PiS? I czy nie będzie podobnie jak Lepper reprezentantem i obrońcą amp;bdquo;starego”?
PSL znalazł się po roku 2005 w sytuacji wydawałoby się bez wyjścia. Został słabszą i mniej wyrazistą z dwóch partii reprezentujących polską wieś. Wydawało się, że jest skazany na zagładę. Tymczasem konsekwentnie szuka wyjścia z tej pułapki.
Wejście Waldemara Pawlaka do koalicji w roli wicepremiera do spraw rolnictwa przed wyborami samorządowymi może odwrócić dotychczasowe słabnięcie potężnych ciągle wpływów Stronnictwa na wsi i samorządach powiatowych. Daje szanse na powrót zaplecza PSL do roli realizatora unijnej polityki rolnej w Polsce.

Czyli dla Waldemara Pawlaka propozycja Jarosława Kaczyńskiego jest atrakcyjna?

Bardzo. Ale i podwójnie ryzykowna. Jej odrzucenie oznacza dramatyczne ryzyko wypadnięcia z parlamentu i z pierwszej ligi polskiej polityki. Z drugiej strony, jeśli po zadeklarowaniu współpracy z PiS większość jednak nie powstanie, wizerunek PSL jeszcze się pogorszy, a pozycja startującego z list PiS i konkurującego z ludowcami bdquo;Piasta” – wzmocni. Stąd ostrożność i silne akcentowanie w medialnej debacie własnej odrębności, konsekwentne atakowanie najgroźniejszego rywala (Samoobrony) oraz oficjalny dystans w stosunku do PiS.

Wyobraźmy sobie, że do wyborów jednak dochodzi. Kto je wygra?
Sądzę, że w pierwszej połowie września realne poparcie dla obu partii było porównywalne.

Czyli, biorąc pod uwagę nałożenie się wyborów parlamentarnych na samorządową dogrywkę w wielkich miastach, nowy parlament zdominowałyby PO i PiS?

Być może. Nie zapominajmy jednak i o Samoobronie Leppera. Może – jeśli nikt nie zyska większości – to ona, nawet osłabiona, stanie się bdquo;obrotowym”, bez którego nie da się zyskać większości. Myślę też, że wielu komentatorów i – przynajmniej oficjalnie – polityków PO nie docenia tego, że zaostrzenie się przedwyborczego sporu w obozie solidarnościowym może wzmocnić lewicę. A im silniejsza lewica, tym słabsza Platforma. Pamiętajmy, że centrolewicowa i centrowa część elektoratu, który tradycyjnie głosowała na SLD, decyduje dziś w sporym stopniu o potędze PO.
Czas nie zawsze i nie we wszystkich przypadkach gra na korzyść PO, dlatego że wiatr opozycyjności może zacząć wiać silniej.

Dlatego, że kłótnia między PO i PiS odstręcza i jednych, i drugich wyborców?
I może się okazać, że Platforma, grając o wszystko i mając na wyciągnięcie ręki stanowisko jednej z dwóch głównych partii w Polsce, może zostać na końcu albo z niczym, albo przed koniecznością częściowego odwrotu do bdquo;Rzeczpospolitej trzeciej i pół”.
A to oznacza powrót scenariusza nieskutecznie próbowanego przez Jarosława Kaczyńskiego po zeszłorocznych wyborach: możliwość grawitowania konserwatywnego skrzydła Platformy ku PiS. Jednym zdaniem PO balansuje na granicy wielkości i upadku.

Ale to by oznaczało, że w najbardziej komfortowej sytuacji jest SLD i lewica, bo cokolwiek się zdarzy, działa na ich korzyść.
Owszem, lewica jest w komfortowej sytuacji, ale to komfort kogoś, kto przeżył własną śmierć: może być tylko lepiej. Ma jednak także, jak wszyscy aktorzy z politycznej sceny, kłopoty. Z jednej naciska na nią silna Platforma, z drugiej – Samoobrona. Scenariusz dla lewicy idealny to zdefiniowanie debaty wokół haseł zagrożenia demokracji łącznie z użyciem absurdalnego w realiach dzisiejszej Polski hasła bdquo;antyfaszyzmu” (ulubionego na radykalnej lewicy od czasów Kominternu).
Najwygodniejszym rywalem byłby wtedy nie Jarosław Kaczyński a Roman Giertych. Wydłużeniu osi konfliktu poza PO i PiS ku lewicy i LPR sprzyjałby też powrót do mediów wątku ochrony życia.
Przy takim zdefiniowaniu głównego nurtu debaty publicznej można się spodziewać przepływu elektoratu od Platformy na lewo.

Dlaczego zatem lewicy zależy na wyborach przedterminowych?
Po pierwsze, chociaż sondaże dają jej 5 proc. poparcia, ma ona szanse mieć co najmniej 10 proc., możliwe że więcej niż przed rokiem. Te wybory są też bardzo ważne i cenne z perspektywy Wojciecha Olejniczaka, którego pozycja w SLD jest ciągle słaba. Jeśli przy okazji wyborów parlamentarnych wreszcie to on będzie układał listy, jeśli uda mu się ustabilizować współpracę z demokratami (wchłaniając ich organizacyjnie), to jego pozycja w partii będzie silniejsza. Zyska wreszcie przewagę nad bdquo;starymi”.

Czyli co? Będę wybory czy nie?
To się właśnie rozstrzyga. A także coś znacznie ważniejszego. Toczy się ostra walka podzielonych zwolenników czwartej, republikańskiej RP ze stronnikami trzeciej oraz konsolidacji strategii PiS z jej przeciwnikami.






































































Reklama

* Tomasz Żukowski – socjolog i politolog. Specjalizuje się w socjologii polityki i badaniach opinii publicznej. Wykładowca w Instytucie Polityki Społecznej UW i Wyższej Szkole Biznesu – National – Louis University w Nowym Sączu. Swoje komentarze i analizy publikował na łamach m.in. „Rzeczpospolitej”, „Życia”, „Polityki”, „Tygodnika Solidarność” i „Więzi”.