Radosław Gruca: Jakie przeszkody może napotkać pomysł pełnego otwarcia archiwów?
Dr Antoni Dudek: Największą przeszkodą jest samo archiwum. Problemem jest sam dostęp do teczek. Zasoby IPN są bardzo obszerne i w bardzo ograniczonym stopniu zewidencjonowane. Kryją wiele tajemnic. Ale IPN uczynił duże postępy w związku z planowanym sprawdzaniem setek tysięcy oświadczeń, które miały być przysłane do IPN na mocy obowiązującej ustawy lustracyjnej. Gdyby jednak po otwarciu do IPN nadeszła fala ludzi, by obejrzeć teczki, to trzeba by powiększyć liczbę pracowników IPN i wszystkie czytelnie, których obecnie jest kilkanaście.
Problem jest jeszcze w tym, że ktoś, kto będzie wydobywał dokumenty, do jednych teczek dotrze szybciej, a do innych później. A jeśli jedna osoba dostanie dokumenty zanim otrzyma je inny wnioskodawca, to IPN będzie zawsze obiektem krytyki, że ukrywa albo rozdaje kompromitujące informacje. Jednak wszystkie problemy można pokonać, a otwarcie jest jak najbardziej możliwe.
A może pomogłoby umieszczenie zasobów w internecie? Każdy mógłby je swobodnie przeglądać.
Trzeba by najpierw stworzyć skomputeryzowany zbiór. To jest niewykonalne. Mówimy o milionach dokumentów, jeśli je ułożyć, rozciągałyby się na 86 km. Koszty zrobienia z teczek sensowego elektronicznego zbioru i odpowiedniej do niego wyszukiwarki byłyby ogromne. Na całym świecie nie ma żadnej biblioteki, która miałaby system umożliwiający np. znalezienie wszystkich dokumentów, w których pojawia się dane nazwisko.
A archiwa IPN są dużo bardziej chaotyczne niż zbiory biblioteki. W niemal wszystkich książkach naukowych są indeksy nazwisk. Z dokumentami służb specjalnych PRL jest dużo trudniej. W teczkach zwykle nie wyodrębniało się pełnej listy nazwisk w niej zawartych.
Największym problemem będzie ukrycie informacji o sferze intymnej. A pod takim warunkiem chce zgodzić się na to rozwiązanie premier Kaczyński.
To jest do zrobienia. Tak od lat robią ze swoimi archiwami Niemcy. Polacy tę koncepcję starają się skopiować. Tyle że formuła niemiecka koncentruje się na ochronie osób inwigilowanych. Teczka inwigilowanej osoby może być udostępniona tylko za jej zgodą. Jeśli są w niej donosy agentów, których własne teczki poświadczające ich współpracę zostały wcześniej zniszczone, to prawda o agentach, którą potwierdzają dane donosy, może nigdy nie zostać odkryta. U nas jawne miałoby być wszystko z wyjątkiem wyłączonych poprzez ich zaczernienie fragmentów obyczajowych.
A co z dziennikarzami, czy oni mogliby poznać szczegóły ze sfery prywatnej?
To rzecz sporna. Jasne jest, że gdy do tych informacji będą mieli dostęp reprezentanci prasy określanej jako brukowa, to wszystko znajdzie się na pierwszych stronach gazet. Wiele informacji gromadzonych w czasach dyktatury, składających się na zawartość teczek, zbierano nielegalnie, nieetycznie i bezprawnie, dlatego moim zdaniem nie powinno to być wykorzystywane do nękania ludzi.
Jeśli Polacy skorzystają z pomysłów niemieckich, to nie będzie lustracji przeprowadzanej przez państwo?
Nie będzie, bo ustawa niemiecka to nie wymóg, ale opcja. Odsuwanie agentów od władzy było jedynie dobrowolną praktyką władz Niemiec. Ich wolą było eliminowanie agentów Stasi ze sfery publicznej. To jest całkowicie fakultatywne, nie ma żadnego obowiązku lustrowania. Istnieje np. prawo pracodawcy do zapytania o pracownika, ale i tak to zatrudniający podejmuje decyzję, czy teczka jest kompromitująca i czy go zatrudni.
Czy jeśli otworzą sie archiwa, IPN przestanie być krytykowane?
Nie. To bardzo przykre, ale IPN jest skazany na krytykę z różnych stron i na naciski polityczne. Nawet to rozwiązanie nie zwalnia IPN z nieustannego rozstrzygania przypadków dotyczących od lat nierozstrzygniętego sporu, bo to on przechowuje i udostępnia te dokumenty. Jeśli ogromny ludzki wysiłek ma mieć jakiś sens, to wolałbym, by pracownicy IPN wzięli się właśnie za wyłączanie informacji ze sfery obyczajowej, takich, jakie one są, a nie za sprawdzanie tysięcy lustracyjnych oświadczeń.
Czy otwarcie archiwów może pogodzić polityków?
Poglądy polityków były skrajnie różne w przeszłości i to się nie zmieni. Józef Oleksy chciał wszystko spalić, Jan Rokita - wszystko otworzyć na oścież, bez żadnych ograniczeń. On sam zresztą też wcześniej zmienił zdanie, bo początkowo był przeciwnikiem lustracji. Cała reszta pomysłów mieści się między tymi dwoma biegunami. Nawet jeśli dziś z różnych względów zgadzają się na otwarcie archiwów, to pewnie dyskusja zacznie się przy szczegółach.
Dr Antoni Dudek, historyk IPN
Najlepiej byłoby opublikować zbiory IPN w internecie. Ale to jest niewykonalne - mówi DZIENNIKOWI dr Antoni Dudek, historyk Instytutu Pamięci Narodowej.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama