Cieszy mnie, że nauczyliśmy się świętować rocznicę wybuchu powstania warszawskiego. To dobrze, że obchodom towarzyszą wystawy komiksów, festyny, rockowe koncerty. Radosna atmosfera lepiej oddaje cześć tamtej młodzieży, która trzymała fason na widok lepiej uzbrojonych i bezwzględnych wrogów. Święto wciąga dzisiejszą młodzież, przekazuje ważną prawdę o Polsce i zachęca do zainteresowania naszymi dziejami. To wszystko bardzo fajnie, ale w tej beczce miodu jest i kropla dziegciu.

Reklama

Ta kropla dziegciu to zapominanie o najważniejszej lekcji powstania: bohaterstwo nie może zastąpić chłodnej kalkulacji. Militarnie i polityczne powstanie okazało się klęską:

1. Nie udało się przechwycić miasta ani najważniejszych jego punktów.

2. Rząd londyński nie zdołał wykorzystać powstania do zmiany sceptycznego nastawienia Amerykanów do sprawy polskiej, opinia publiczna na Zachodzie niewiele nawet o samych walkach w Warszawie wiedziała. Emocjonowała się w tym czasie postępami wojsk amerykańskich i brytyjskich we Francji.

Reklama

3. Stalin bezkarnie rozprawił się z największym ogniskiem polskiej konspiracji – bezkarnie, bo... rękami Niemców.

Powstanie było pokazem wielkiego męstwa. Niestety, wbrew planom dowódców powstania, męstwo naszych dziewcząt i chłopców nie zmieniło losów wojny. Stalin zachował się tak jak zachowywał się wobec Polaków od 1939 roku. Premier brytyjski i prezydent USA już dawno uznali, że Europa Wschodnia będzie w strefie wpływów Stalina, chyba żeby doszło do politycznego trzęsienia ziemi. Powstanie warszawskie takim trzęsieniem ziemi nie było. Szanse na polityczny sukces powstania były na tyle znikome, że po prostu nie należało go zaczynać. Gorączkowa nadzieja, że może się uda, przesłoniła zdrowy rozsądek. Zginęło 200 tysięcy ludzi.

Oczywiście w dziejach wojennej konspiracji właściwie wszystkie akcje zbrojne podziemia były ryzykowne. Niektóre się nie udały, inne były sukcesem – nawet i sukces nieraz okupiono własnymi stratami. Dumny jestem, jako Polak, z odwagi uczestników akcji bojowych, również tych zakończonych niepowodzeniem, bo rozumiem, że taka jest właśnie wojna. Dumny jestem również z postawy żołnierzy powstania i jakże licznych wspomagających walki cywilów.

Reklama

Nie kłóci się to z wyciąganiem wniosku z dziejów powstania – było ono błędem. We wszystkich dobrze zaplanowanych akcjach podziemia bohaterstwo uzupełniało dobry plan. Akurat w wypadku największej akcji Armii Krajowej trzeba ze smutkiem przyznać, że było inaczej. Bohaterstwo, potęga ducha, wytrwałość były najwyższej próby. Sama decyzja o rozpoczęciu powstania to jednak przykładowy wręcz błąd dowództwa, które źle skalkulowało ryzyko i szansę.

Czy nie należy o tym wszystkim mówić?

Ktoś może powiedzieć tak: no przecież podważanie sensu powstania obraża jego uczestników. Uważam inaczej, spór o prawdę nie może być obraźliwy dla Polaków. Toczymy go zresztą od 1944 roku – wśród uczestników są i oczywiście sami powstańcy, bardzo różnie oceniający decyzję dowódców AK.

Można powiedzieć i tak: powstanie z upodobaniem atakowali komuniści, nie ma co powielać ich zarzutów. No, prawda. Komuniści, współodpowiedzialni za bierność Stalina oraz powojenne prześladowania polskich bohaterów wojennych, potępiali powstanie. Chcieli Polakom złamać kręgosłup patriotyzmu i w złej wierze atakowali AK za wszystko. Tylko że to już czas przeszły. Ostatecznie komunistom nie udało się zrobić z Polaków małych Sowietów, a od 17 lat nawet nie rządzą. Dzisiaj spierać się o sens powstania to co innego, niż robić to w latach wszechwładzy cenzury i propagandy.

Trzeba pamiętać o naszych bohaterach i świętować 1 sierpnia. Warto jednak, by pamiętać całą lekcję płynącą z powstania. Prawda świętu nie zaszkodzi.



Jan Wróbel, historyk, publicysta DZIENNIKA