"Konflikt wewnętrzny w PO między marszałkiem Sejmu Grzegorzem Schetyną a premierem Donaldem Tuskiem przede wszystkim odciąga uwagę samych aktorów od spraw podstawowych. Taki konflikt jest zawsze przejawem czegoś głębszego.
Gdyby nie było innych problemów, wszystkie pociągi przyjeżdżałyby punktualnie, nie było deficytu budżetowego i wątpliwości w sprawie raportu MAK, to pewnie konflikty wewnętrzne nie miałyby wokół czego wybuchać. Konflikty więc to raczej przejaw, niż przyczyna problemów.
Zawsze istnieje możliwość, że PO przegra wybory. Już nie takie rzeczy widzieliśmy w Polsce. Wszystko zależy od tego, jaki poziom wiarygodności uda się osiągnąć konkurencji, co będzie ona robić i wreszcie, jak Platforma będzie na to reagować. Czy wpadnie w panikę, czy też skutecznie przejmie inicjatywę i pokaże, że jest się w stanie zmobilizować w obliczu trudności.
To jest próba dla Donalda Tuska i jego pomysłowości, jego umiejętności dobierania ludzi. To jest jego najważniejsza próba w tej chwili, w zasadzie to może przesądzić o ocenie całych trzech lat rządów. To jest miejsce dla inicjatywy premiera. Ale przecież dlatego się jest premierem, że umie się znajdować rozwiązania tam, gdzie inni ich nie widzą.
Jak zawsze w takich okolicznościach są trzy strategie. Pierwsza - ani kroku wstecz i twierdzimy, że wszystko jest najlepiej, jak może być. Druga to kontrolowane, spokojne, bez wielkiego rozgłosu, naprawianie kwestii, które źle działają, takie leczenie punktowe. Trzecia strategia to radykalna operacja, radykalne przegrupowanie.
Straszenie PiS-em nie jest już tak skuteczne. Społeczeństwo już się tak tego nie obawia, od kiedy partia Kaczyńskiego nie rządzi w żadnym województwie i w zasadzie, poza przypadkiem prezydenta Radomia, nie sprawuje już nigdzie władzy. Wydaje się, że ta motywacja jest już słabsza niż w 2007 roku.
Jednak możliwości mobilizacji po stronie konkurencji PO też nie są takie wielkie. Jak widać po wyborach do sejmików wojewódzkich, PiS też ma mniejszą możliwość mobilizowania swoich zwolenników, niż to miało miejsce nawet jeszcze w 2009 roku w wyborach do Parlamentu Europejskiego, nie mówiąc już o wyborach prezydenckich".