Przywódcy unijni to zazwyczaj mądrzy ludzie. Dlaczego zatem robią takie głupstwa? Chodzi o sposób, w jaki ratuje się Grecję, Irlandię i Portugalię.
Skupmy się przez chwilę na Grecji. W tym tygodniu tamtejszy parlament ma przegłosować pakiet głębokich cięć wydatków i podwyżek podatków oraz wyprzedaży majątku narodowego. W zamian za to Grecy mają dostać kolejne 100 mld euro pożyczki z UE i MFW. Jeżeli zgodzą się na oszczędności, jakich nie widział żaden kraj Zachodu po drugiej wojnie światowej, to w nagrodę banki wierzyciele z Niemiec, Francji, Grecji i innych krajów odzyskają swoje pieniądze. Jednak dług publiczny nie spadnie, a być może jeszcze przyrośnie, a wierzycielami Grecji staną się podatnicy strefy euro oraz Europejski Bank Centralny. Grecy oraz unijni podatnicy poniosą olbrzymie koszty, bo za jakiś czas Grecja i tak będzie musiała zbankrutować.
Taka transakcja nie jest sprawiedliwa. Co więcej jest niemożliwa do przeprowadzenia. Grecy bardzo szybko zorientują się, co jest grane, należy oczekiwać potężnych strajków, może dojść nawet do przelewu krwi. Najbardziej absurdalny jest pomysł, żeby międzynarodowa komisja nadzorowała wyprzedaż majątku narodowego. Ten, kto to wymyślił, musi być zupełnie pozbawiony wyobraźni, gdyż taka komisja byłaby postrzegana jako przejaw naruszenia suwerenności kraju. To może wzmóc radykalne antyunijne nastroje, doprowadzić do chaotycznego bankructwa i paniki na rynkach finansowych. Zresztą pierwsze syndromy paniki już widać. W ciągu minionych tygodni w USA rozpoczęto wycofywanie środków z rynku pieniężnego, który lokuje część swoich funduszy w krótkoterminowe papiery dłużne europejskich banków. Co prawda skala odpływu środków jest na razie kilkakrotnie mniejsza niż po upadku Lehman Brothers w 2008 roku, ale kto wie, jakie przyjmie rozmiary, gdy Grecja zbankrutuje w sposób niekontrolowany.
Dziwne rzeczy się dzieją na początku XXI wieku. Jak to możliwe, że gdy człowiek dzięki postępowi technologicznemu tworzy coraz lepsze i bezpieczniejsze urządzenia i usługi, to jednocześnie pozwala, aby system finansowy stawał się coraz mniej bezpieczny? Jak to możliwe, że upadek relatywnie małego banku, jakim był Lehman Brothers, doprowadził do załamania światowego systemu finansowego, a teraz do tego samego może doprowadzić upadek relatywnie małego kraju, jakim jest Grecja? Czy politycy niczego się nie nauczyli? Na to wygląda.
Reklama
Gdy półtora roku temu większość zgodnie krzyczała, że trzeba pomóc Grecji, ja uważałem, że nie należy tego robić, jeżeli nie dojdzie do jednoczesnej restrukturyzacji zadłużenia, i pokazywałem scenariusz zdarzeń prowadzący do katastrofy. Ten scenariusz realizuje się z przerażającą precyzją. Teraz już wszyscy mogą dostrzec dalszy ciąg greckiej tragedii. Grecy, Portugalczycy i Hiszpanie odmówią dalszych oszczędności, w ciągu kilku miesięcy panika obejmie Hiszpanię, a potem Włochy. Unia Europejska przeżyje kolejną recesję, ale tym razem znacznie dłuższą i głębszą niż ta z 2009 roku.
Niestety wygląda na to, że niczego nie nauczyli się też członkowie polskiego rządu, z premierem Tuskiem na czele. Istnieje poważne ryzyko, że w ciągu kilku miesięcy na rynki finansowe powróci panika. Trzeba jak najszybciej rozpocząć reformy, które budują wiarygodność Polski i obniżają deficyt finansów publicznych, trzeba zbudować możliwie wysokie rezerwy walutowe, sprzedając środki unijne i przychody z emisji obligacji na rynkach zagranicznych do NBP.
Niestety na razie reform nie ma, za to szykujemy się do świętowania pierwszego dnia prezydencji Polski w Unii Europejskiej. Skoro jest prawdopodobne, że podczas naszej prezydencji rozpęta się finansowe piekło w strefie euro, dla UE byłoby lepiej, gdyby w takich czasach na jej czele stał kraj, który jest głównym decydentem w sprawach finansowych. Dlatego uważam, że Polska powinna zrzec się prezydencji na rzecz Niemiec. Za kadencji obecnego rządu i tak uprawiamy intelektualny wasalizm względem Niemiec, więc nie będzie różnicy. Niemcy skupią się na ratowaniu strefy euro, a my na koniecznych reformach. Może będzie mniej medialnie, ale za to z korzyścią i dla Unii, i dla Polski.