Jesienna pogoda tym się różni od wiosennej, że potem, jak wiemy, będzie zima, a więc gorzej. Ta oczywista obserwacja ma związek z duchowymi i politycznymi wydarzeniami, jakie jesienią mają miejsce w Polsce. Nie dość, że obchodzimy Wszystkich Świętych i Zaduszki, to jeszcze Święto Niepodległości i rocznicę jedynego sensownego powstania w Polsce, czyli Powstania Listopadowego, w tym roku jeszcze jesteśmy świadkami tworzenia koalicji i rządu. Czy ten ostatni fakt ma także nieco melancholijny charakter?
Dla mnie tak, bo nie mogę wzbudzić w sobie zaciekawienia tym, co się zdarzy w najbliższych miesiącach w polskiej polityce. Już to, co się dzieje (Ziobro itd.), nie jest przedmiotem szczególnej mojej uwagi, a potem sensacji będzie mniej, a działań praktycznych rządu, miejmy nadzieję, więcej. Na tym tle czasami kłopot komentatora zdarzeń politycznych jest doprawdy ogromny. Nie chodzi o to, że nie ma o czym pisać, bo jest aż zanadto, ale że się człowiekowi nie chce pisać o tych faktach, które za moment przestaną mieć znaczenie. A ponadto nie bardzo ma sens udawanie wróżki i pisanie o przyszłości Europy i świata w czasach kryzysu, bo doprawdy, jak się już dotkliwie przekonaliśmy, nic na ten temat nie wiemy. Odróżnić można komentatorów pesymistycznych i optymistycznych, ale dlaczego jedni mają takie zdanie, a drudzy inne – zupełnie nie wiadomo.
Melancholia nie jest właściwą postawą wobec polityki i dlatego nikomu jej nie zalecam, chociaż doskonale rozumiem, dlaczego wielu z nas jest w melancholijnym nastroju. Melancholia przecież bywa powodowana rozmaitymi przyczynami, a w stanie skrajnym jest nawet chorobą. Nasza melancholia ma jednak inne źródła. Otaczający nas świat oferuje nam wprawdzie coraz więcej, ale jednocześnie coraz mniej te oferty są warte. Żeby poniechać już pastwienia się nad polityką, spójrzmy na rozmaite dziedziny rozrywki i to takiej niezbyt wyrafinowanej. Wszystko marnieje. Wiadomości z życia celebrytów kompletnie mnie nie interesują, natomiast lubię czytać powieści sensacyjne i widzę, jak jeden po drugim wielcy autorzy tego gatunku zatrudniają tak zwanych murzynów, bo ich książki są nieporównanie gorsze niż kiedyś (przykładem ostatnie powieści Grishama). Podobnie jest z filmami, z którymi coś złego się stało, czy wyczerpała się wyobraźnia, czy też już nie ma nic do wymyślenia. I znowu nie mówię o filmach znakomitych, ale o takich dla ludzi.
Jeżeli porzucimy sferę rozrywki i zajmiemy się propozycjami, jakie oferują nam rozmaite uzdrowiska czy spa, to okaże się, że poza rozmaitymi masażami, które pomagają albo nie pomagają, mamy do dyspozycji okładanie kamieniami czy kuracje zapachowe. Wszystko za jakieś niezrozumiale duże pieniądze, nie wiadomo dla kogo. A dlaczego wciąż wszędzie dominuje oferta przeznaczona nie wiadomo dla kogo? Bo nie dla klasy średniej. To, co można nią nazwać, to nie jest grupa złożona z nienawidzonych niegdyś nuworyszy, lecz my o średnich możliwościach finansowych i średnich upodobaniach. Coraz częściej mam wrażenie, że nie ma dla nas żadnej atrakcyjnej oferty, że zarówno wycieczki zagraniczne, jak i atrakcje związane z tradycją przestały nas bawić. Robimy różne rzeczy, bo trudno leżeć w łóżku i patrzeć na sufit, ale w istocie to byłoby najlepsze zajęcie, chociaż śmiertelnie nudne.
Reklama
Jesienna melancholia należy na szczęście do porządku rzeczy i do porządku natury. Wiemy, że stopniowo minie. Ale nie dlatego, że poprawi się jakość otaczającego nas świata. W tym zakresie cywilizacja zachodnia, która tak wspaniale się rozwija, zarazem doprowadziła nas do stanu bezkresnej nudy. Jakże bowiem można się pasjonować rzeczami, które są nie tylko całkowicie nieprzydatne, jak nowe odmiany aparatów komórkowych, ale także skonstruowane tak, by skłonić nas, byśmy jak najszybciej sięgnęli po rzeczy nowe. Nie jestem pesymistą, ale jak my wszyscy oczekuję, że świat nas podnieci, zadziwi, zafascynuje, a tu w listopadzie nic z tego.
Listopad. Nie dość, że obchodzimy Zaduszki, to jeszcze tworzy się koalicja i rząd