Pomysł był zbożny. By pacjent nie musiał się tułać po sądach i licytować ze szpitalem czy ubezpieczycielem, miały powstać ciała zwane dumnie wojewódzkimi komisjami do spraw orzekania o zdarzeniach medycznych. Pacjent mający pretensje do przebiegu leczenia stawałby przed komisją, ta stwierdziłaby, czy rzeczywiście jest podstawa do wypłaty odszkodowania, i gdyby decyzja była pozytywna, ubezpieczyciel bez większych dyskusji wypłaciłby odszkodowanie z polisy. Proste? Proste. A raczej, niestety, za proste. Bo, żeby system działał, potrzebne są dwie rzeczy – jasne regulacje i ubezpieczone szpitale, tu zabrakło obu. Pokazuje to nasza publikacja. Ani szpitale się nie ubezpieczyły, ani reguły nie są jasne, bo problemy z ich interpretacją mają same komisje. Co więcej ci, którzy się nie ubezpieczyli, mogą nawet na tym wygrać, bo nie zapłacą odszkodowań. Co to ma wspólnego z FBI, już wyjaśniam.
W znanym filmie „Szklana pułapka” jest fragment, gdy dowodzący akcją odbijania zakładników z rąk terrorystów agenci FBI wpadają w pułapkę. Wiedzą o tym wszyscy poza nimi i gdy ich śmigłowiec ginie w gigantycznej eksplozji, jeden z oniemiałych policjantów mówi do radiostacji „Przyślijcie więcej chłopaków z FBI”. Okazuje się , że u nas chłopcy i dziewczęta z FBI pracują w niemal każdym urzędzie. Pewnie w kilku innych krajach przy rozwiązywaniu takich problemów ktoś by pomyślał, że zapewnić prawa ofiarom błędów medycznych najlepiej będą w stanie sprawne sądy. Bo, jeśli postępowania będą szybkie, to szpital czy ubezpieczyciel będą woleli porozumieć się z poszkodowanym niż narażać na przegrany proces. Ale hola, myśli urzędnik, wiadomo, jakie u nas sądy, lepiej zróbmy to my „chłopcy z FBI”, powołajmy komisję, a jak się nie sprawdzi, komisję do spraw komisji. Tylko że ja, w przeciwieństwie do policjanta, mówię: „Wystarczy chłopaków z FBI”.