Byłem w wielu krajach, na innych kontynentach, ale jeszcze nigdzie nie widziałem parkomatu, który wymuszałby podanie takich danych. Czy to jest zgodne z konstytucją? Czy Zarząd Dróg Miejskich ma prawo gromadzić dane na temat tego, gdzie i kiedy przebywałem, bo skoro mój samochód tam stał, to pewno i ja byłem w okolicy? Poza tym, ile kosztuje wymiana parkomatów na nowe, kto za to zapłaci, kto na tym zarobi?
Po powrocie do domu wygooglałem pytanie, dlaczego trzeba wpisywać numer rejestracyjny i co się stanie, jak wpiszę same zera. Otóż podobno jak się pomylę, to dostanę mandat, mimo że zapłaciłem za parkowanie. Przedstawiciel Zarządu Dróg Miejskich tłumaczył zaś, że wprowadzono taki obowiązek, bo niektórzy kierowcy nie płacili za parkowanie, a potem załatwiali sobie kwitek od kolegi i tłumaczyli, że to ich, tylko zapomnieli zostawić za szybą. Więc ZDM postanowił potraktować wszystkich kierowców jak potencjalnych złodziei i każe wszystkim wpisywać numery rejestracyjne.
Ten sposób myślenia urzędników należy rozpropagować znacznie szerzej. Ponieważ wiele chorób wynika ze złego trybu życia, przed przyjęciem pacjenta do lekarza trzeba go zmusić, żeby zrobił sto pompek i dwieście przysiadów. Jak zrobi za mało, to go do lekarza nie wpuścimy. Proponuję też, żeby podobną metodę zastosowały supermarkety. Każdy klient przy wyjściu powinien zostać poddany osobistej rewizji, z rozebraniem do golasa włącznie. Jeśli odmówi, to powinien zapłacić karę 1000 zł. Każde dziecko przed wyjściem do szkoły powinno dostać lanie, na wszelki wypadek, gdyby przypadkiem chciało w szkole rozrabiać.
Na wielu konferencjach mówimy o tym, jak bardzo brakuje w Polsce kapitału społecznego, że sobie nie ufamy, że państwo nie ufa obywatelom i vice versa. I że ta sytuacja wymaga zmiany. No i proszę zmiana jest, teraz każdy kierowca jest traktowany jak złodziej. To jest zresztą typowe dla urzędników. Jak jest jakiś problem, rozwiązują go tak, żeby urzędnikom było wygodnie, a dodatkowe koszty i niewygody niech ponosi obywatel. Zresztą ta mentalność dokopania obywatelowi jest coraz silniej obecna w naszych urzędach. Na niedawnej konferencji zorganizowanej przez PiS na temat dobrego rządzenia opowiadałem przykład małżeństwa, które wybudowało sobie domek szeregowy na obrzeżach Warszawy.
Reklama
Niestety zapomnieli wystąpić o zgodę na budowę... płotu. Po kilku latach przyszło pismo, że płot jest samowolą budowlaną i nakazano rozbiórkę. Na nic zdał się argument, że płot stoi w jednej linii z płotami sąsiednich domków. Na nic argument, że od tamtej pory prawo się zmieniło i teraz wystarczy tylko zgłosić, że płot się zbudowało. W kolejnych pismach, pisanych coraz groźniejszym językiem, urzędnik wyjaśnił, że budowę płotu rozpoczęto w czasach, gdy obowiązywały poprzednie przepisy, więc trzeba go rozebrać. Darek i Ania w końcu się poddali, rozebrali płot i postawili go z powrotem, kosztem 8 tys. zł. Darek był świadkiem, jak doświadczony urzędnik tłumaczył na ich przykładzie nowemu, młodemu urzędnikowi, jak trzeba traktować obywateli. Przykłady parkomatów, płotu i wiele innych wskazują, że to nie jest przyjazne państwo, tylko nieprzyjazne draństwo, w którym urzędnik traktuje obywatela jak przestępcę.
A przecież można inaczej, tylko trzeba się trochę zastanowić. Na pewno są inne metody przeciwdziałające procederowi unikania opłaty parkingowej niż wprowadzanie uciążliwych urządzeń. Powinny być też sposoby karania urzędników, jak ten od płotu, który w oczywisty sposób starał się wymusić łapówkę, a skoro nie dostał, to się zwyczajnie mścił.
Jeżeli administracja swoimi działaniami niszczy zaufanie między państwem a obywatelem, to trudno oczekiwać, że Polska będzie się dalej szybko rozwijać. Od pewnego poziomu rozwoju kapitał społeczny jest jednym z kluczowych czynników dalszego postępu. W Polsce poziom tego kapitału jest niski i jest niszczony przez aparat państwa. Najskuteczniejszym sposobem ograniczenia przestępczości do zera jest wsadzenie do więzienia wszystkich Polaków. Tylko czy o to chodzi?