Jeszcze rok wcześniej było to ponad 49 tys., a w 2009 r. prawie 53 tys. W trzech pierwszych kwartałach tego roku było to mniej niż 34 tys., tak więc można szacować, że po czterech kwartałach będzie to ok. 45 tys.
W skład tej liczby wchodzą m.in. kradzieże (także te z włamaniem), przestępstwa rozbójnicze z użyciem przemocy czy oszustwa. Statystyka nie obejmuje jednak wszystkich straconych telefonów. Jeśli np. aparat był wart mniej niż 250 zł, to jest to wykroczenie i w powyższym zestawieniu go nie ma. Z drugiej strony jeśli pokrzywdzony w czasie przestępstwa stracił inne, cenniejsze przedmioty, to dane także tego nie uwzględniają.
Z czego wynika mniejsza liczba skradzionych komórek? – Generalnie spada przestępczość kryminalna – mówi Grażyna Puchalska z Komendy Głównej Policji.
Telefony są po prostu coraz tańsze i ich kradzież się zwyczajnie słabo opłaca – komentuje prof. Brunon Hołyst, kryminolog. – Poza tym proszę pamiętać, że nie wiemy, jak duża jest tzw. ciemna liczba dotycząca zdarzeń, o których nie mamy wiedzy, bo np. poszkodowani nie zgłaszają przestępstw policji.
Dane z Polski mogą zaskakiwać na tle tych z USA. Na przykład w Los Angeles w porównaniu z zeszłym rokiem liczba kradzieży telefonów wzrosła o 27 proc. – donosi portal Huffington Post. Podobnie sytuacja wygląda w innych miastach. Co ciekawe, za oceanem rozważa się wprowadzenie specjalnej bazy, po zgłoszeniu do której telefon byłby unieruchamiany całkowicie (w tej chwili można zablokować jedynie kartę SIM). Podobne rozwiązanie z powodzeniem działa od 10 lat w Australii. W ten sposób rynek skradzionych telefonów komórkowych straciłby rację bytu.