Monika Olejnik w komentarzu w "Gazecie Wyborczej" poddaje analizie wydarzenia, do których doszło w środę po południu i wieczorem w redakcji tygodnika "Wprost". Zastanawia się, czy wejście tam ABW i prokuratury, szarpanina z redaktorem naczelnym i w końcu wyjście śledczych z niczym, to wyraz determinacji Sienkiewicza czy też prowokacja prokuratury.
- Bo jak to możliwe, żeby w demokratycznym państwie prokurator nakazał ABW odebranie siłą laptopa dziennikarzowi. Ta szamotanina to wstyd dla państwa demokratycznego - pisze dziennikarka. Ale chwilę potem ubolewa, że to właśnie Sylwester Latkowski, naczelny "Wprost", stał się ikoną dziennikarstwa.
- Sylwester Latkowski, człowiek o niejasnej przeszłości. To on - "były gangster", jak pisze o nim tygodnik "wSieci" - próbuje obalić rząd - dodaje Monika Olejnik.
I przypomina, że w czasach rządów PiS Latkowski u siebie w domu przeprowadził wywiad z minister spraw wewnętrznych Januszem Kaczmarkiem. O fakcie tym - jak pisze Olejnik - powiadomił jednego z polityków PiS i otworzył drzwi CBA. - Wtedy nie chronił tajemnicy dziennikarskiej - dodaje.
Przy całej krytyce, jaką dziennikarka ma dla naczelnego "Wprost", Olejnik podkreśla, że nie miałby on okazji wyrosnąć na ikonę gdyby nie rozmowy w mafijnym stylu prowadzone przez polityków. Tu z kolei, główne zadanie składa na barki premiera, który - jej zdaniem - powinien zrobić wszystko, by ustalić, kim są podsłuchujący.
Dziennikarka pozwala sobie również na krytykę postawy prawicowych dziennikarzy, którzy ostro zaatakowali premiera na czwartkowej konferencji prasowej. - Nigdy w życiu nie byłam świadkiem tak chamskiego zachowania prawicowych dziennikarzy wobec premiera (...). Ciekawe, czy pozwoliliby sobie na taki ton wobec Jarosława Kaczyńskiego - zastanawia się Olejnik.
CZYTAJ WIĘCEJ:Olejnik największą wygraną konferencji premiera? Twitter zgodny >>>
ZOBACZ TAKŻE:Skąd Wipler wziął się w redakcji "Wprost"? >>>