Janusz Korwin-Mikke relacjonuje kulisy upadku idei stworzenia frakcji eurosceptyków, na czele której miała stanąć Marine Le Pen z francuskiego Frontu Narodowego. Warunkiem było zgromadzenie partii z siedmiu różnych krajów.

Reklama

Wedle jego słów aż do poniedziałku Le Pen zapewniała, że frakcja powstanie, by nagle stwierdzić, że jej ugrupowanie zabroniło jej współpracy właśnie z nim. - Pozostałe pięć partii zdębiało zupełnie, bo oczekiwało, że jeżeli ona potrzebuje siódmego, to nie będzie wyrzucała szóstego - mówi Korwin-Mikke. Jego zdaniem był to efekt wpływu zastępcy Le Pen, Floriana Philippot. Dodaje, że niedoszła grupa eurosceptyków zakładała dużą tolerancję dla poglądów każdej z partii. Wspólny cel zaś był jeden: zniszczyć Unię Europejską.

Korwin-Mikke ma również swoje zdanie na temat prawdopodobnego nowego szefa Komisji Europejskiej, Jean-Claude Junckera. - To jest szaleniec prounijny. Pan [Martin, szef frakcji socjalistów, do niedawna przewodniczący Parlamentu Europejskiego] Schulz to też szaleniec prounijny, a do tego jeszcze socjalista - mówi. Wspominając zaś Guya Verhofstadta, szefa frakcji liberałów, zwrócił uwagę na jego słowa wypowiedziane w czasie niedawnej wizyty w Polsce. - Powiedział: "W Unii narastają ruchy, które chcą zniszczyć 60 lat dorobku". I to jest dokładnie to, co musimy zrobić - mówi, celując palcem w widza.

Komentując aferę taśmową, Korwin-Mikke stwierdził: Rząd najwyraźniej uważa, że nic się nie stało. Ja też uważam, że nic się właściwie nie stało, ale jakieś normalne reguły przyzwoitości wymagają, żeby Jego Ekscelencja Bartłomiej Sienkiewicz złożył dymisję, Jego Ekscelencja Radosław Sikorski złożył dymisję.

Stwierdza również, że obecnego szefa MSZ uważa za całkiem dobrego ministra, ale nie może on pełnić tej funkcji, skoro prywatnie ma inne zdanie, niż wynika z jego polityki. - Ja wiem, że pan Radosław Sikorski jest dobrym ministrem spraw zagranicznych, bo znam jego wypowiedzi z WikiLeaks, rozmawiałem z nim prywatnie i wiem, co on myśli naprawdę. Ale to bardzo dobrze, że rządzi nami człowiek, który myśli rozsądnie, tylko wygaduje głupoty dla publiki - mówi JKM. Dodaje jednak, że teraz niestety musi się on podać do dymisji.

Na pytanie, czy w przypadku przyśpieszonych wyborów pożegna Brukselę i wróci do krajowej polityki, odpowiedział: Z największą przyjemnością. Przyznaje, że przyszłość jego partii będzie zależała od wyników wyborów. - Dla nas PO czy PiS to jest jeden czort. (...) Co mnie cieszy, to że wreszcie przeskoczyliśmy SLD - wyjaśnia i dodaje, że dzięki temu Kongres Nowej Prawicy będzie języczkiem u wagi i będzie się mógł domagać od przyszłego koalicjanta pójścia w prawo. Przekonany jest również, że KNP znajdzie sympatyków i w PO, i w PiS. - My nie chcemy tak ministerialnych, chcemy tylko, by uchwalono ustawy, które zmienią oblicze Polski - dodaje.

Trwa ładowanie wpisu