Zatwierdzenie ustawy nie będzie równoznaczne z wprowadzeniem sankcji. Na razie jest to oddanie do dyspozycji rządu środków, które będą mogły być wykorzystane w przypadku zaostrzenia konfliktu.
Tomasz Chmal, ekspert Instytutu Sobieskiego do spraw energetycznych wątpi, czy Kijów zdecyduje się na zakręcenie kurka z gazem. Jak mówi - to karta przetargowa, którą można porównać do bomby atomowej.
- Tego się nie odpala, to nie jest racjonalny argument, którego używa się w racjonalnych dyskusjach, nawet w przypadku wojny - powiedział Informacyjnej Agencji Radiowej ekspert.
Doprowadzenie do takiej sytuacji przez Ukrainę prawdopodobnie spotkałoby się z ograniczonym poparciem państw Zachodu. Jak dotąd wspierały one Kijów, ale w tym przypadku zupełnie niezasłużenie dostały by rykoszetem.
Jak mówi Chmal - to Rosja dotąd uchodziła w oczach Europy za agresora. Wprowadzenie w ramach sankcji ograniczenia tranzytu gazu podważyłoby wiarygodność Ukrainy.
Ograniczenia uderzyłyby co prawda w Rosję, ale w efekcie państwa Unii Europejskiej, do których dociera gaz ze wschodu, też by za tą decyzję zapłaciły, kupując z innych źródeł drogi gaz skroplony. Efektem były by dość duże zaburzenia na rynku gazu.
Ekspert Instytutu Sobieskiego podkreśla, że najmocniej tą decyzję mogłyby odczuć Niemcy, które są najbardziej uzależnione od rosyjskiego gazu. Zakręcenie kurka odbiłoby się też bezpośrednio na Słowacji, Bułgarii, Rumunii i Węgrzech. W dłuższym okresie efekty odczuła by jednak cała Unia Europejska.
Ostatni silny konflikt gazowy pomiędzy Ukrainą a Rosją miał miejsce w roku 2009.