Na tworzenie nowego publicystyczno-informacyjnego formatu wideo w internecie jest bowiem dobry czas. Łącza internetowe już nie są barierą przy odbiorze, a polityczna otoczka debiutu (zawartość ewidentnie opozycyjna wobec #dobrazmiana wg PiS) tylko pomoże programowi portalu Onet i tygodnika "Newsweek" znaleźć się na stałe w poniedziałkowym paśmie. Czy stanie się on obowiązkowy dla polityków, dziennikarzy i części widzów-internautów?
Nie przypadkiem Lis wybrał godzinę 19.30, by zmierzyć się z silną niegdyś telewizyjną lokomotywą informacyjną. Wiadomości TVP, po "nawróceniu" na optykę reprezentowaną przez partię rządzącą, są uznawane za propagandowe ramię PiS. Wizja świata prezentowana wcześniej przez Tomasz Lisa (w programie emitowanym w TVP2 oraz w tygodniku "Newsweek") znalazła teraz potwierdzenie: totalna opozycja, do czego dziennikarz namawia też wszystkie partie opozycyjne. I im ostrzej będzie uderzał w propagandę Wiadomości, tym bardziej będzie zyskiwał, gdy program zostanie stałym recenzentem rządu. A Lis robi to już od pierwszego programu, na początek rozliczając premier Beatę Szydło z obietnic. Inna sprawa, czy zjedna mu to stałych widzów, bo polaryzacja widowni – jak sceny politycznej – nie musi jednak sprzyjać wzrostowi oglądalności. Łatwo przegrzać koniunkturę i z krytyką wpaść w tony samoośmieszające.
Tomasz Lis miesza format telewizyjny - wywiady z byłym prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim i biskupem Tadeusz Pieronkiem z komentarzami i informacjami wygłaszanymi ze studia. Chwilami ten, wyglądający na wystudiowany, luz odpowiada na potrzeby internetowej widowni. Z jednej strony taki program spodoba się tym, którym bliżej do politycznej wizji świata prezentowanej przez dziennikarza, podzielającym jego krytyczny stosunek do PiS, a z drugiej widowni, która nie kocha, a nawet drwi z Lisa, ale za to świetnie obeznana jest z formatami YouTube’a. Czy trafi w oczekiwania widowni rozsmakowanej w memach, hejtach spod znaku fałszywych kont na Twitterze czy anonimowych komentarzy? Być może, bo akurat jej linearna telewizja, z programem nadawanym o 19.30, do interpretowania zdarzeń dotyczących 500+ czy zmian dyrektorów w stadninie koni nie jest potrzebna; wystarczy kilka memów czy wymiana złośliwości pod tekstami z krzykliwymi tytułami.
Czy jakieś liczby będą satysfakcjonować Tomasza Lisa i Onet? Jeśli z 5–5,5 mln "tortu" odwiedzających dziennie stronę główną portalu obejrzy go nawet kilka procent, trzeba będzie uznać to za sukces. Zgarnięcie setek tysięcy internautów to potencjał wirusowy, jakiego widownia TVP dziś nie ma. Cytowalność zapewnią nazwiska, dla których magnesem jest sam Lis. Do grona programów wizytowanych przez ludzi z pierwszych stron gazet szybko może awansować program Onetu.
Trwa wyścig Wp.pl i Onetu na formaty wideo. Taki program to też efekt silnego przekonania w internecie, że nachodzi czas walki o budżety reklamowe przeznaczane do tej pory na stacje telewizyjne. Jeszcze wymaga to oszlifowania, jeszcze Onet i "Newsweek" będą szukać najlepszych form ogrania unikalności treści z programu, ale już widać, że mimo licznych niedoskonałości to może się udać. Warto przypomnieć, że w 2012 r., gdy Tomasz Lis uruchamiał portal Natemat.pl, branża internetowa nie dawała mu większych szans. Dziś serwis jest częścią polskiego internetu. Obojętnie jak go traktować – jedni piszą "parówkowy portal", za to inni zaglądają, komentują, złoszczą się, ale klikają. Nie ma co zawczasu skreślać nowego program Lisa. Okoliczności i czas mu sprzyjają.