Takie pytania stawia na uniwersyteckim blogu Luigi Zingales, wschodząca gwiazda ekonomii Uniwersytetu Chicagowskiego (już kilka razy powoływałem się w tym miejscu na jego ważne teksty oraz badania). Tym razem Włoch zastanawia się, dlaczego Brytyjczycy zagłosowali za wyjściem z UE. I to pomimo, że większość ekspertów i ekonomistów jednoznacznie przestrzegała przed negatywnymi konsekwencjami takiego posunięcia. Wątpliwości dotyczyły jedynie skali katastrofy. Oczywiście można skwitować ten paradoks prostym stwierdzeniem, że ludzie nie są racjonalni. Głosują za pomocą serca i żołądka. Mózgu do tego nie mieszają.
Tylko że to jest – uważa Zingales – pójście na łatwiznę. Na kilometr pachnące elitarystycznym samousprawiedliwieniem. Bo na sprawę można spojrzeć w zupełnie inny sposób i potraktować Brexit jako przejaw braku zaufania do ekspertów (intelektualistów). A taka postawa – nawet jeśli przesadzona – ma bardzo solidne racjonalne przesłanki.
Jakie? Zingales zaczyna swoją opowieść na przełomie XIX i XX w., gdy jego zdaniem nastąpiło bezprecedensowe zbliżenie między intelektualistami a resztą populacji. Było one spowodowane mieszanką urbanizacji i postępującej alfabetyzacji oraz upowszechnienia edukacji ponadpodstawowej. Intelektualiści (media, akademicy, prawnicy) nawiązali relacje ekonomiczne z masami. A nie tylko (jak to było wcześniej) z arystokracją i elitami kapitału. A idee progresywne kwitły nie tylko na lewicy.
Reklama
Ten miesiąc miodowy skończył się jednak sto lat później. Spadające nakłady gazet uczyniły media dużo bardziej zależnymi od reklam, a prywatne pieniądze stawały się coraz bardziej kluczowe dla rozwoju uniwersytetów oraz badań. Zwłaszcza w krajach, gdzie brak było tradycji szkolnictwa publicznego. W efekcie intelektualiści i eksperci dryfowali na krze, która coraz bardziej oddalała się od szeroko rozumianego ludu. A jednocześnie coraz wyraźniej przybijała do brzegu plutokratycznych elit.
Efekt jest taki, że dziś milioner może z łatwością założyć think tank, który będzie suflował zaprojektowane przez niego rozwiązania polityczne. A koncern farmaceutyczny z łatwością jest w stanie sobie zbudować przychylność wśród lekarzy metodą współfinansowania ich badań czy zapraszania na konferencje. Te zjawiska oczywiście są powszechnie znane. A efekt w postaci erozji zaufania do ekspertów jest niezaprzeczalnym faktem.
Czy w świetle takiego rozumowania zjawiska takie jak Brexit czy populizm powinny kogokolwiek dziwić? Zdaniem Zingalesa nie powinny. Moim też nie. I uwaga! Temu problemowi nie da się zapobiec, chłoszcząc "ciemny lud", który nie rozumie i widocznie nie dorósł do demokracji. Z tym problemem trzeba sobie radzić, odbudowując zaufanie. Jak? Stawiając na przejrzystość instytucji eksperckich i mediów. Dopuszczając, by w elitach kwitły inne od elitarystycznych punkty widzenia. Czy wreszcie ograniczając wpływ pieniędzy na prowadzenie kampanii politycznych (to zwłaszcza problem Ameryki, choć i u nas były koszmarne propozycje zniesienia finansowania partii z budżetu). I to jest właśnie – zdaniem Luigiego Zingalesa – najciekawsza i najważniejsza lekcja płynąca z Brexitu.
Na sprawę można spojrzeć w zupełnie inny sposób i potraktować Brexit jako przejaw braku zaufania do ekspertów. A taka postawa – nawet jeśli przesadzona – ma bardzo solidne racjonalne przesłanki.