Celem reformy ma być lepsza koordynacja i koniec dublowania działań między służbami, które ze swojej natury mają tendencję do rywalizacji. Jeśli więc chcemy koordynować trzy służby na poziomie ministerstwa, to warto również się zastanowić, czy nie musimy skoordynować działań ministerstwa koordynującego te trzy służby z Ministerstwem Obrony Narodowej nadzorującym dwie kolejne. Może potrzebny byłby kolejny twór administracji?
Zostawiając na boku złośliwości, spójrzmy na istotę problemu. Minister Kamiński tworzy ministerstwo, by mieć czym zawiadywać i kontrolować służby. No bo ile można być ministrem – de facto – bez teki? Z drugiej strony jego relacje z bardzo silnym politycznie ministrem Macierewiczem, delikatnie mówiąc, nie są najlepsze. Minister obrony nie zamierza oddać kontroli nad „swoimi” służbami. Dlaczego ma to robić? Dlaczego z własnej woli ma się pozbawiać dostępu do cennych informacji? Nie każdy minister ma możliwość korzystania z ekskluzywnej wiedzy. W efekcie z idei koordynacji wszystkich służb zostaje nam kadłubek. Znów zwycięzcą jest Polska resortowa. Warto się więc zastanowić, czy wprowadzać półreformę, która na dobrą sprawę istoty problemu – braku koordynacji i przepływu informacji między służbami – nie rozwiązuje.
Ktoś mógłby powiedzieć: zróbmy teraz trochę, a jak zmieni się minister obrony, dokoptujemy tutaj SWW i SKW. Z tym że jak wiadomo, najbardziej trwałe są rozwiązania tymczasowe. Jestem przekonany, że takie właśnie będzie ministerstwo ochrony państwa. MOP będzie trwał. Dobrym przykładem półreformowania jest wprowadzona przez rząd PO – PSL reforma systemu kierowania i dowodzenia w Wojsku Polskim. Choć założenia były bardzo ambitne, gdy przyszło co do czego, liczne pielgrzymki generałów (którzy nie chcieli oddać podległych im udzielnych księstw do ówczesnych decydentów) spowodowały, że reforma była swego rodzaju kompromisem. W oczach obecnego kierownictwa potrzebna jest więc reforma reformy, która ma być wprowadzona w nadchodzącym roku.
Reklama
Wnioski z używania półśrodków płyną co najmniej dwa. Po pierwsze, przy reformie instytucji w Polsce resortowej warto pamiętać, jaki cel przyświeca wprowadzanej dobrej zmianie. Bo czasem bywa tak, że po wszelkich konsultacjach i kompromisach politycznych to, co z owej reformy zostaje, problemu wcale nie rozwiązuje. Ba, bywa że go nawet powiększa. Wtedy warto taki plan po prostu porzucić.
Drugi wydaje się jeszcze mniej realny do wprowadzenia w Polsce Anno Domini 2016. Poważne zmiany dotyczące wieloletniego funkcjonowania państwa powinny być także konsultowane z opozycją. Choć zapewne będą się one kończyły pozostaniem zwaśnionych frakcji przy swoich zdaniach, to przynajmniej politycy opozycji będą mogli w spokoju wyartykułować to, co jest dla nich w zamiarach rządzących zupełnie nie do przyjęcia i co na pewno będą chcieli zmienić, gdy dojdą do władzy. To mogłoby pozwolić uniknąć odkręcania reform tuż po zmianie rządu i kierować energię rządzących na projekty bardziej długotrwałe.
Niestety, wydaje się, że nie od dziś, a od co najmniej dziesięcioleci żyjemy w czasach półreform.