Obu panów nietrudno usytuować po jednej ze stron światopoglądowego i politycznego konfliktu – niemiła musi być świadomość, że biegnąc z przeprosinami, jednocześnie wzmacnia się Obóz Wroga. Wyjścia jednak nie ma.
Lech Wałęsa był wielkim bohaterem, ci, którzy bronili go przed „podłymi” i „małostkowymi” zarzutami o „rzekomą współpracę z SB”, są nieraz bardzo przyzwoitymi i zasłużonymi ludźmi, z kolei wielu atakujących Wałęsę robiło to z intencją polityczną lub z zawiści wobec tzw. salonu, do którego prawem kaduka wrzucono nagle pierwszego przewodniczącego Solidarności. Nie wynika jednak z tego, żeby w jakiejkolwiek sprawie opinia akurat dominującej w mediach grupy środowiskowej miała zamykać usta drążącym prawdę historykom, z prawicy czy z lewicy.
Cenckiewicz i Gontarczyk dotarli do niewygodnych dokumentów i napisali niewygodną prawdę. Lepiej, by się pomylili, ale się nie pomylili. Próba podtrzymywania postawy moralnego oburzenia wobec nich stanowi li tylko objaw moralnego schorzenia sporej części dawnej elity opinii publicznej. Z jednej strony elita ta chętnie rozdrapywała narodowe (najchętniej właśnie narodowe) rany, kiedy jej to odpowiadało, z drugiej wściekała się, kiedy rany rozdrapywał ktoś nieautoryzowany. Panie i panowie, ta gra w monopol skończona.
Reklama
Wielu jest chętnych, aby tzw. salon zniszczyć do końca. Im kto bardziej był zasłużony w walce z komuną, lecz potem opowiedział się po „złej”, umownie mówiąc, komoruskiej stronie mocy, tym bardziej kusi, by stać się celem. Bartoszewski, Kuroń, Borusewicz, Michnik, Słonimski, Szymborska, Pieńkowska, Karski, Nowak-Jeziorański, Frasyniuk, Pinior etc., etc. będą nieraz potrzebować uczciwej obrony. Nie mogą być jednak skutecznymi obrońcami ci, którzy największe pretensje mają nie do swoich bohaterów, lecz do naukowców działających bez pozwolenia elit III RP.