Maciej Miłosz: Tuż za naszą wschodnią granicą już za kilka tygodni pojawią się dziesiątki tysięcy żołnierzy z Rosji i Białorusi, którzy będą brali udział w ćwiczeniach Zapad 17. Powinniśmy się bać?
Ian Brzeziński*: Nie sądzę, że Polska i kraje bałtyckie powinny się bać. Powinny być po prostu przygotowane. Oczywiste jest, że te ćwiczenia mają charakter mocno prowokacyjny. W poprzednich latach brało w nich udział nawet ponad 100 tys. żołnierzy, a w scenariuszach pojawiały się np. agresywne działania przeciwko Polsce. Myślę, że trzeba podjąć środki, które jasno pokażą, że Zachód nie da się zastraszyć.
Podejrzewam, że prawdziwym celem ćwiczeń Zapad 17 będzie podważenie wiarygodności i zaufania do natowskiej wysuniętej obecności na wschodniej flance (chodzi m.in. o cztery batalionowe grupy bojowe w Polsce, Litwie, Łotwie i Estonii - przyp. red.).
Mówi się o tym, że w czasie tych ćwiczeń w Polsce będzie akurat trwała wymiana amerykańskiej brygady i zamiast 4-5 tys., żołnierzy zza Atlantyku będzie w tym czasie prawie dwa razy więcej. Myśli pan, że faktycznie tak będzie?
Mniej się obawiam samego rotowania, a znacznie bardziej przygotowania planów działania w sytuacjach awaryjnych, a także niepewności, czy siły NATO mają jasne wskazówki, jak zachować się w przypadku prowokacji. To jest kluczowy problem.
Czy w tym momencie dowództwo Sojuszu jest na to gotowe?
Jestem przekonany, że wojskowi liderzy mają te kwestie opracowane bardzo dobrze, ponieważ o tym, że będą ćwiczenia Zapad, wiadomo nie od dziś. Pytanie otwarte brzmi: czy zwierzchnicy - politycy - dadzą im odpowiednią elastyczność i przestrzeń do działania.
Czy wzmacnianie wschodniej flanki zmieniło się jakoś od przejęcia rządów w USA przez Donalda Trumpa, czy jednak w tej dziedzinie mamy kontynuację polityki Baracka Obamy?
Administracja Trumpa kontynuuje w tej materii działania poprzedników. Nie ma znaczących zmian w stacjonowaniu amerykańskich żołnierzy w regionie Europy Środkowo-Wschodniej. Toczą się różne ćwiczenia jak np. Saber Strike czy Baltops, i to jest potwierdzenie zaangażowania USA i sojuszników w Europie Wschodniej. Administracja Trumpa wskazała nawet w Kongresie, że jest zainteresowana zwiększeniem środków przeznaczonych na obecność wojsk w tym regionie w ramach European Deterrance Initiative.
Rozumiem, że Polska chciałaby, by obecność wojsk Stanów Zjednoczonych, która dziś jest rotacyjna, zmieniła się w permanentną. By to się stało, powinna zaoferować USA pewne przywileje, to znaczy zapewnić dobrą infrastrukturę w bazach i jednostkach, w których mieliby stacjonować żołnierze amerykańscy. Ważne jest także to, by mogli oni operować w jak najszerszym zakresie (chodzi o regulacje prawne) i by Wojsko Polskie operowało ściśle z Amerykanami. Tak, by te dwie armie mogły działać jako siły połączone nie tylko wobec zagrożeń regionalnych, ale również tych globalnych. Takie podejście podkreślałoby, że Polska jest nie tylko sojusznikiem, który bierze odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo, ale patrzy również szerzej w regionie, w Europie i dalej.
Mówi się o tym, że Polska może wysłać kolejne samoloty F-16 do Kuwejtu i Iraku.
Myślę, że to dobry pomysł. To pokazywanie, że Polska jest odpowiedzialnym członkiem Sojuszu i widzi zagrożenia z różnych stron.
Jeśli rozmawiamy o obecności amerykańskiej w Polsce, to pojawiają się doniesienia o pewnych opóźnieniach budowy bazy systemu Aegis Ashore w Redzikowie.
Nie sądzę, że opóźnienie są znaczne. Rząd amerykański jest zdeterminowany, by dokończyć tę budowę i pozyskać w ten sposób ważne zdolności.
Zostawmy na moment Amerykanów w Polsce. Co sądzi pan o ostatnich ruchach związanych ze wspólną unijną polityką obronną? Czy myśli pan, że po tylu latach deklaracji ma ona wreszcie szansę faktycznie zaistnieć?
W ostatnich latach nie było to przedsięwzięcie, które można by nazwać sukcesem. To było raczej aspiracyjne niż operacyjne. To dobrze, że Unia stara się wykorzystać swój potencjał, by wzmocnić swoje zdolności obronne. Obawiam się jednak, że UE może stworzyć instytucje, które będą konkurować z NATO, że może powstać pewien instytucjonalny nadmiar w euroatlantyckim obszarze bezpieczeństwa.
Czyli mówi pan, że wspólna polityka obronna UE może być zagrożeniem dla NATO?
Zagrożenie to za dużo powiedziane. Ale nie rozumiem, dlaczego w czasach, gdy wciąż mamy za mało zasobów, część z nich inwestujemy w coś, co nie jest konieczne. Lepiej skierować czas, energię i zasoby w instytucje NATO.
Prezydent Trump wkrótce odwiedzi Polskę.
Za każdym razem takie spotkanie to dobra okazja, by pogłębić relacje. Trzymam kciuki za to, by nowa administracja przyjechała do Polski z agendą, by swoją przygotował również polski rząd, co pozwoliłoby pogłębić wspólne relacje w dziedzinach bezpieczeństwa czy ekonomii. Dobrze się składa, że odbędzie się również zjazd przywódców Trójmorza, ponieważ pozwoli to prezydentowi Trumpowi podkreślić swoje zaangażowanie wobec całego regionu. A przywódcom regionu z kolei pokazanie, że są wiarygodnymi sojusznikami. Jestem dobrej myśli jeśli chodzi o tę wizytę.