Więc porozmawiajmy o dawnych gwiazdach.
Stefan Szczepłek*: Największą był Pele, dla mnie najlepszy piłkarz w historii.
Bo?
Choćby dlatego, że trzykrotnie zdobył mistrzostwo świata i za każdym razem był kimś ważnym w drużynie. Nikt inny tego nie dokonał i choćby za to należy mu się ten numer 1, ale też Pele stał się pierwszą światową ikoną piłki.
Sam grałem w pelego, czyli w warszawiankę.
Pele był pierwszym piłkarzem, który stał się bohaterem masowej wyobraźni na całym świecie, bo grał w epoce telewizji. Ludzie mogli go oceniać, podziwiać nie na podstawie przekazów, ale tego, co sami widzieli. Kiedy Pele wraz z drużyną przyjechał na mecz do ogarniętego wojną Konga, ogłoszono zawieszenie broni. Zagrali w Brazzaville i Leopoldville, żeby było sprawiedliwie, odwieźli ich na lotnisko, a jak samolot wystartował, to znów zaczęli do siebie strzelać.
Kiedyś dzieciaki na całym świecie wiedziały, kto to jest.
Nadal wiedzą, czasem robię takie testy. Ale kiedy mówię im, że był lepszy od Messiego i Ronaldo, to już w to nie wierzą.
A powinni?
Powinni.
Trzej najlepsi piłkarze w historii to.?
Pele, Maradona, Messi.
Coś ich łączy, poza genialnym wyszkoleniem technicznym?
Byli niscy. Maradona i Messi mieli po 168 cm, Pele niewiele więcej, bo 172 cm, co jest dowodem na to, że w piłkę może grać każdy.
Dlaczego Pele, a nie Maradona? Też zaczynał jako nastoletni geniusz, potem zdobył dla Argentyny mistrzostwo i wicemistrzostwo świata, miał sukcesy klubowe w Europie.
Tak, Maradona był genialnym piłkarzem, ale był też prymitywem i chamem, trudno mi się z nim utożsamiać. Przyznaję jednak, że grał nieprawdopodobnie.
Jego mecz przeciwko Anglii w Meksyku w 1986 r. i bramkę ręką widziałem na własne oczy. To było coś niesamowitego, ale równie niesamowite było jego zachowanie podczas konferencji prasowych w trakcie mundialu. Zachowywał się jak ostatni buc i palant, czyli krótko mówiąc - był sobą.
Wiesz, że w pierwszej trójce nie wymieniłeś żadnego Europejczyka?
Chciałbym wymienić Kazimierza Deynę.
A tak serio, to Franz Beckenbauer czy Johan Cruyff byli wielkimi piłkarzami.
Dodałbym też zawodnika, który nic nie osiągnął na mistrzostwach świata, bo miał pecha być reprezentantem Irlandii Północnej, która na mundialach występowała rzadko i niczego nie wywalczyła, czyli George'a Besta.
Jednego z gości, którzy przepili talent.
Jak to ujął: "Większość zarobionych pieniędzy wydałem na łatwe kobiety i szybkie samochody, a resztę roztrwoniłem". Z nim też piłem, prawdę mówiąc.
Ale nie tylko za to go kochamy?
Ech, to był geniusz. Mówimy o Anglii jako ojczyźnie futbolu i słusznie, ale najwybitniejszym piłkarzem, największym talentem, jaki się narodził na Wyspach Brytyjskich, był George Best z Belfastu.
*Stefan Szczepłek, znawca futbolu, dziennikarz sportowy, wydał m.in. dwutomową "Moją historię futbolu", pracuje w "Rzeczpospolitej".