Triumf PiS związany z niespodziewanym przejęciem władzy w sejmiku województwa śląskiego nie trwał długo. Dziś partyjni działacze przecierali oczy ze zdumienia widząc to, co dzieje się na Podlasiu. Po minionych wyborach PiS ma tam 16 mandatów w 30-osobowym sejmiku - wybór władz regionu wydawał się więc formalnością. Jednak nagle się okazało, że w tajnym głosowaniu nad wyborem przewodniczącego sejmiku ktoś się wyłamał - a konkretnie dwóch radnych PiS. W efekcie przewodniczącym został nie Marek Komorowski zgłoszony przez PiS, tylko Karol Pilecki wystawiony przez Koalicję Obywatelską (marszałkiem województwa został już jednak Artur Kosicki z PiS).

Reklama

W sejmowych kuluarach spekuluje się, że to efekt wojny personalnej w szeregach Prawa i Sprawiedliwości. Tajemnicą Poliszynela jest, że na Podlasiu po cichu konkurują ze sobą wiceszef MSWiA Jarosław Zieliński oraz były minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel, a cała sytuacja może być tylko emanacją tego konfliktu.

Nic dziwnego, że w tej sytuacji media uważnie zaczęły śledzić rozwój wydarzeń w dwóch kolejnych regionach zdobytych przez PiS: świętokrzyskim i łódzkim. Odnośnie tego pierwszego mnożyły się doniesienia o personalnych wojenkach toczonych w szeregach PiS (chodziło o rekomendacje komitetu politycznego PiS do zarządu województwa). Do porozumienia doszło w ostatniej chwili, dzięki czemu przewodniczącym sejmiku został Andrzej Pruś z PiS (jedyny zgłoszony kandydat). W Łódzkiem z kolei pojawiły się obawy związane z tym, że chwilę wcześniej kierownictwo PiS zawiesiło pochodzącego stamtąd posła Marka Matuszewskiego (po tym jak „Fakt” ujawnił, że poseł umieszczał na listach wyborczych członków swojej rodziny, znajomych czy pracowników biura poselskiego). Poseł - jak podejrzewano - ma w sejmiku troje zaufanych ludzi. Wystarczyłby cichy bunt jednego z nich, by mocno skomplikować sytuację całego ugrupowania (PiS ma tam 17 na 33 mandatów). Kryzys udało się jakoś zażegnać - przewodniczącą sejmiku została Iwona Koperska (PiS), a na marszałka typowany jest poseł tej partii Grzegorz Schreiber.

Te nagłe zwroty akcji zarówno w obozie PiS, jak i opozycji, najlepiej dowodzą, jak chwiejna jest wygrana ugrupowań w poszczególnych sejmikach. Koalicja Obywatelska przypomniała sobie o odwiecznej zasadzie polityki, że każdego da się kupić („zdrada” Wojciecha Kałuży na Śląsku, który przeszedł z Nowoczesnej do PiS czy porozumienie Bezpartyjnych Samorządowców z PiS na Dolnym Śląsku). Z kolei PiS musi zdać sobie sprawę, że nie obowiązuje go zasada „too big to fail” i że jeśli nie przegra z opozycją, to może przegrać sam ze sobą. A konkretnie z niespełnionymi ambicjami swoich działaczy. Wszyscy natomiast muszą mieć świadomość, że dzisiejszy wróg, jutro może okazać się sojusznikiem.

Żeby było jasne - nikt nie neguje sukcesu PiS na szczeblu sejmików. Choć tak naprawdę każdy wynik in plus w stosunku do tego z 2014 r. (gdy partia ostatecznie zdobyła władzę tylko na Podkarpaciu) byłby sprzedawany przez polityków PiS jako sukces. Dezaktualizuje się nawet teza o braku zdolności koalicyjnych PiS, wskutek których cztery lata temu partia być może wygrała wybory w kilku sejmikach, ale przegrała władzę. Trzeba jednak pamiętać, że wtedy PiS był w opozycji. Dziś, jako partia rządząca, jest w stanie składać zupełnie inne oferty osobom z opozycji, które chciałoby przekabacić na swoją stronę - nie chodzi już tylko o stanowiska w sejmikach czy zarządach województw, ale też ciepłe posadki np. w państwowych spółkach.

Nawet jak poznamy wszystkich przewodniczących sejmików i marszałków, nie można być pewnym, że na tym sejmikowe układanki się zakończą. Przed nami intensywny rok wyborczy. Efekty walki na górze, zwłaszcza w wyborach parlamentarnych w 2019 r., mogą na nowo zdefiniować układ sił w regionach. W wielu regionach przewaga jednej siły politycznej nad drugą „wisi” na jednym-dwóch mandatach. - Jeśli PiS znowu wygra, na szczeblu regionalnym może dojść do kolejnych transferów radnych z opozycji do PiS. Ale jeśli PiS przegra, wówczas powstaje pytanie np. o decyzje tzw. gowinowców co do dalszej współpracy z tą partią i otwarcia się na inne ugrupowania - mówi politolog, prof. Rafał Chwedoruk. Szybko może się okazać, że niektóre porozumienia programowe, którymi dziś chętnie wymachują politycy PiS i opozycji, mają krótki termin zdatności i w przyszłym roku seryjnie zaczną lądować w koszach.

Reklama